[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pojedynkach, krótki rapier i ciężkie szable. Rękojeści pistoletów zdobiły kokardy z wstążki tak
wyblakłej, że niewątpliwie nie zmieniano ich od lat.
Podczas posiłku Filip zauważył, że Janka jest w stanie silnego podniecenia. Policzki miała
nienaturalnie szkarłatnej barwy, a oczy bardziej błyszczące niż kiedykolwiek. Sprawiała także
wrażenie, jak gdyby trawiła ją gorączka. Wzdrygnęła się parokrotnie, jakby dreszcz ją przeszył. Piotr
niewątpliwie również zdawał sobie sprawę z dziwnego wyglądu siostry i tylko nadrabiał humorem,
gdyż śmiech jego był zupełnie sztuczny. Jedynie stary D'Arcambal i Otylia promienieli szczerą
radością. Nie wiadomo dlaczego Filip wspomniał ostatnią kolację w Churchill, w towarzystwie
Eileen i jej ojca. Panna Brokaw także była wtenczas zdenerwowana i niespokojna, daremnie usiłując
ukryć gorączkowy nastrój pod płaszczykiem banalnej gawędy.
Filip był rad, gdy posiłek dobiegał końca i D'Arcambal wstał z wysłanej skórą ławy. Wtem Filip
poczuł na sobie uparte i znaczące spojrzenie Piotra.
Janka winna jest panu parę wyjaśnień - rzekł starzec, kładąc dłoń na głowie dziewczyny. -
Usuniemy się stąd, ona zaś wyjaśni to i owo.
Wyszedł wraz z Otylią i Piotrem. Po raz pierwszy od godziny Janka obdarzyła Filipa szczerym
uśmiechem.
Niewiele mam do wyjaśnienia rzekła. Może mi pan nawet mieć za złe, że nie
wtajemniczyłam pana w te drobne sprawy wcześniej, mając tak wielki dług wdzięczności do
spłacenia. Czekałam jednak na pozwolenie ojca. Udziela mi go ledwie drugi raz w życiu.
Ależ ją w ogóle niczego nie żądam! zawołał Filip gwałtownie. - Nie jest mi pani nic
winna! Zachowałem się jak brutal, usiłując przeniknąć cudze tajemnice. Wiem, że Fort Boży jest
miejscem pełnym czaru i to mi wystarcza...
A ja właśnie będę mówić! Po raz drugi w życiu mogę, bez skrępowania, mówić komuś o
moim domu rodzinnym. Za pierwszym razem zresztą nie sprawiło mi to najmniejszej przyjemności.
Teraz to zupełnie co innego ...
Wskazała mu ławę obok siebie, przy ogniu, czuł się poruszony do głębi jej bliskością, szelestem
sukni, zapachem perfum. Wiedział, że oto nadchodzi chwila, gdy otworzą się przed nim wrota raju
lub też runie na zawsze przepaść bez dna. Janka zerknęła w górę, na wiszące na ścianie pistolety.
Refleksy ognia igrały w jej włosach, czepiały się koronek przy piersi.
- Niewiele mam właściwie do powiedzenia - zaczęła głosem cichym niby szept. Ale chcę,
żeby pan wiedział wszystko, by z czasem każdą rzecz zrozumieć. Otóż, przed dwustu laty, książę
Rupert wysłał w te okolice gromadę rycerskiej szlachty, polecając im założyć Kompanię Zatoki
Hudsona. To zresztą należy do historii i pan zapewne wie o tym więcej niżeli ja. Jednym z tych
rycerzy był kawaler Grosellier. Pewnego lata płynąc w górę Churchill zatrzymał się w pobliżu
wielkiej skały, którą podziwialiśmy właśnie dziś o zachodzie słońca. I jego także uderzył ten widok.
Wracając niebawem do Francji postanowił, że zbuduje sobie z czasem w tej okolicy zamek, co
uczynił istotnie parę lat pózniej, nazywając swój nowy dom Fortem Bożym. Przez sto lat z okładem
bawiono się tu hucznie. Pózniej na początku dziewiętnastego wieku przeszedł we władanie
niejakiego D'Arcy, o którym mało co wiemy, prócz tego, że spraszał gości i hulał na zabój. Nad
kominkiem wiszą właśnie jego pistolety. Zginął w pojedynku wynikłym na skutek ordynarnej zwady o
kobietę z jednym ze swych własnych gości. Na podstawie znalezionych listów sądzimy, iż ta kobieta
zwała się Camilla. W pokoju swoim posiadam szafkę pełną delikatnej bielizny, a wszędzie widnieją
bądz jej monogramy, bądz też wyhaftowane całe imię. Ta suknia pochodzi również z jej garderoby.
Wszystkiego tego muszę używać bardzo ostrożnie, gdyż niezmiernie łatwo się drze. Po panu D'Arcy
Fort Boży popadł w zapomnienie, aż przed czterdziestoma laty mniej więcej ojciec nabył tę
posiadłość. Oto w paru słowach dzieje Fortu Bożego. Stare to imię poszło dawno w niepamięć.
Ludzie mówią po prostu dwór D'Arcambal.
- Ta nazwa nieraz obijała mi się o uszy rzekł Filip. Umilkł, czekając co mu Janka powie dalej,
lecz ona
zwijała nerwowo na kolanach skrawek wstążki.
Oczywiście to mało ciekawe ozwała się po chwili. Aatwo przyjdzie także odgadnąć
ciąg dalszy. Mieszkaliśmy tutaj sami. Nikt z nas nie miał ochoty porzucać starych kątów. Może
pan wierzyć lub nie, lecz nas doprawdy nie nęci szerszy świat. Nie lubimy go i drwimy zeń. Tak mnie
zresztą uczono od dziecka.
Głos Janki drgnął lekko i broda się jej zatrzęsła. Filip przemocą odwrócił wzrok od twarzy
dziewczyny, a wlepiwszy oczy w ogień usiłował powstrzymać słowa cisnące się na usta. Zamiast
miłosnego wyznania powiedział z nutą goryczy.
Ja znów nauczyłem się nienawidzić świata, w którym żyłem, dopiero z biegiem lat. Dlatego
właśnie przemówiłem do was wtenczas, na urwisku.
Przychodziło mi na myśl czasami - zaczęła Janka -że postępuję nieuczciwie. Bo jak można
potępiać coś, czego się nie zna, a raczej zna wyłącznie z opowiadania. Bo ojciec życzy sobie,
abyśmy wiedzieli o cywilizacji jak najwięcej, lecz nie stykali się z nią nigdy. Wystarcza nam to
dworzyszcze i cienie ludzi zamieszkujących niegdyś Fort Boży. Wielu znam nie tylko z opowiadania,
lecz z twarzy. Mam dagerotyp Camilli Poitiers i sądzę, że musiała być bardzo piękna. W szafach
przechowały się jeszcze jej trzewiki najmniejsze w świecie i wstążki podobne do tych kokard na
pistoletach. W pana pokoju jest również portret kawalera D'Arcy, tuż obok obrazu obróconego
twarzą do ściany.
Wstała, wyciągając dłoń do Filipa. Oczy miała wilgotne od łez.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]