[ Pobierz całość w formacie PDF ]
złamanego życiem człowieka.
Przystanęła gwałtownie i odwróciła się do Mitcha.
- Nie mogę - wyszeptała. - Gdy spojrzał na nią ze
zdziwieniem, wyjaśniła: - Nie potrafię tego zrobić. To
okrutne. On cierpi, nie widzisz tego? Spójrz tylko na niego, z
kim chcesz walczyć? Ze starym, załamanym człowiekiem?
Nawet ty nie możesz być tak bezduszny!
Przez dłuższą chwilę nie odzywał się. Przyglądał jej się
uważnie i z trudem powstrzymywał się, żeby jej nie
pocałować. Wyglądała tak ślicznie z zarumienionymi
policzkami i ogniem płonącym w oczach.
Nad jej ramieniem zerknął na Paula i musiał przyznać
Elaine rację. Stuben rzeczywiście nie wyglądał najlepiej.
- W porządku - odezwał się cicho. - Zresztą jest zalany,
więc byłaby to tylko strata czasu.
Objął Elaine w pasie i poprowadził w kierunku tańczących
par.
- Co ty wyprawiasz?
- Nic. Robię tylko to, o co mnie prosiłaś.
- Ja?! - Odwróciła się do niego gwałtownie i powiedziała
z pasją: - Nigdy cię nie prosiłam, żebyś ze mną tańczył.
No, w każdym razie nigdy nie powiedziałam tego głośno,
dodała w duchu.
- Jesteś pewna? - Zaśmiał się. - Nie myślałem o tańcu.
Prosiłaś mnie, żebyśmy dali dziś spokój Paulowi.
- Och... - szepnęła zawstydzona.
Jak to się działo, że traciła przy nim zdrowy rozsądek?
Wystarczyło, że czuła jego dotyk, a zaczynało dziać się z nią
coś dziwnego.
- Ale to nie zmienia faktu, że istotnie mam ogromną
ochotę zatańczyć z tobą - dodał z figlarnym błyskiem w
oczach.
Podał jej rękę i chciał porwać ją na parkiet, ale
powstrzymała go lekko.
- Mitch... - zaczęła niepewnie. - Doceniam to, co zrobiłeś.
Wiem, jak ważne jest dla ciebie spotkanie z Paulem, więc
niełatwo było ci z niego zrezygnować.
- Elaine, niezależnie od tego, co o mnie myślisz,
powinnaś wiedzieć, że nie mam zwyczaju zachowywać się nie
fair w stosunku do ludzi, ani podle wykorzystywać ich
słabości.
Ciekawe, przecież z tego żyje, pomyślała. Jednak, by nie
psuć swoich podziękowań, powstrzymała się przed kolejną
złośliwą uwagą.
Uśmiechnęła się lekko i pozwoliła poprowadzić do tańca.
Po chwili kołysali się w powolnym, zmysłowym rytmie
melodii. Czuła ciepłą rękę Mitcha na plecach i rozkoszowała
się tym delikatnym dotykiem. Nagle jakaś para niemal wpadła
na nich i Mitch, chcąc ją uchronić, położył jej dłoń na swojej
piersi. Przyciskał ją lekko do siebie i nie puścił, gdy
zagrożenie minęło.
Pod cienką koszulą czuła przyśpieszone bicie serca i to
powodowało, że krew w jej żyłach też zaczęła szybciej krążyć.
- Elaine - powiedział Mitch niskim, uwodzicielskim
głosem.
Podniosła głowę i natychmiast napotkała jego pełne
napięcia spojrzenie.
- Tak? - Sama była zaskoczona tęsknotą, która zabrzmiała
w jej głosie. Czyżby znowu chciała, żeby ją pocałował?
- Obawiam się, że ponownie poczujesz się dotknięta, ale
muszę to powiedzieć.
To przywróciło ją do rzeczywistości. Co ona robi
najlepszego? Marzy o pocałunku z człowiekiem, który w
jednej chwili sprawia wrażenie, jakby też chciał ją pocałować,
a w następnej ma zamiar ją obrazić.
- Cóż - powiedziała, próbując odzyskać zdrowy rozsądek
i cięty język. - Najwyrazniej nasze stosunki opierają się na
wiecznych sprzeczkach.
Zaskoczony podniósł brwi, po czym uśmiechnął się.
- Pozwól mi skończyć, zanim poczujesz się obrażona.
Szczerze mówiąc, jedyna dziedzina, w której dokonałaś złego
wyboru, to mąż.
Zszokowana tym oświadczeniem rzuciła mu krótkie, ostre
spojrzenie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo umiem myśleć i zwykle wyciągam słuszne wnioski.
To pewnie twój mąż powiedział ci, że nie masz dobrego
smaku, czy tak? - Nie usłyszał odpowiedzi, bo Elaine w
milczeniu odwróciła wzrok. - Tak myślałem. Muszę przyznać,
że był nie tylko dupkiem. On był wyjątkowo głupim dupkiem.
Wydawało jej się, że powinna zaprzeczyć i bronić Guya.
ale nie odezwała się ani słowem. No cóż, Mitch powiedział to,
o czym zawsze wiedziała, ale nie miała odwagi przyznać się
do tego. Skąd w nim tyle przenikliwości i spostrzegawczości,
że potrafił rozgryzć charakter człowieka, którego nigdy nawet
nie spotkał?
- Z jego powodu twoja firma upadła, tak?
Nie było to pytanie. Mitch zachowywał się, jakby
doskonale znał fakty.
Jej duszę wypełniały sprzeczne uczucia - zaskoczenie, żal
i wdzięczność. Tak bardzo pragnęła, aby znalazł się ktoś, kto
ją zrozumie i odczyta wszystko, co grało w jej duszy. I ktoś
taki się znalazł, ale dlaczego musiał to być człowiek, którego
uważała za wstrętnego, bezdusznego szantażystę?
Zamrugała powiekami, usiłując powstrzymać łzy. Nie
miała zamiaru rozpłakać się przed nim jak egzaltowana
pensjonarka!
- Nie chcę o tym rozmawiać - szepnęła.
- Dobrze, zostawmy to. - Aagodnie poprowadził ją w rytm
walca.
Orkiestra grała coraz bardziej zmysłowe melodie, a oni
kołysali się porwani atmosferą chwili. Elaine czuła, że przez
jej ciało przepływają przyjemne dreszczyki. Cudownie jej
było w silnych, opiekuńczych ramionach. Od bardzo dawna
nie czuła się tak bezpiecznie.
- Elaine, spójrz na mnie - poprosił Mitch. Odważnie
podniosła głowę i spojrzała na niego. Jego
ręka delikatnie pieściła jej plecy, a w oczach płonął ogień.
Z trudem powstrzymywała chęć, aby nie przytulić się i nie dać
się porwać wszystkim tłumionym uczuciom, które wypełniały
jej duszę.
- Twoja suknia jest wspaniała, wyglądasz w niej
przepięknie. - Ciepły oddech muskał jej włosy i pieścił skórę
na policzku. - A twoje...
- Zabiłaś mojego syna!
Elaine zamarła przerażona. W jednej chwili oblał ją zimny
pot. Te okrutne słowa zmroziły ją i sprawiły, że serce w niej
zamarło.
- Zabiłaś go i zagarnęłaś jego majątek! - krzyczał
rozwścieczony Paul.
Nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Gdyby nie Mitch, który
ją podtrzymał, pewnie upadłaby na ziemię.
- Panie Stuben - zaczął Mitch w miarę opanowanym
głosem. - Na pana miejscu zastanowiłbym się...
- Poczekaj, Mitch. - Położyła mu uspokajająco rękę na
ramieniu i dodała: - To moja sprawa. Sama sobie z tym
poradzę.
Mitch spoglądał na nią z powątpiewaniem, jakby chciał
powiedzieć, że powinna jeszcze przemyśleć swoją decyzję.
Uśmiechnęła się do niego z wysiłkiem i spojrzała na Paula. Jej
teść wyglądał jeszcze gorzej niż pół godziny temu. Ciskał
wzrokiem pioruny, a na skroniach wystąpiły mu czerwone
plamy.
- Tak! - bełkotał w pijackim uniesieniu. - Zabiłaś go i już
obnosisz się ze swoim nowym łupem, podczas kiedy mój
jedyny syn leży w grobie! - Machnął szklanką w jej kierunku,
rozchlapując whisky. - Kto będzie następny?!
Te okrutne słowa raniły ją boleśnie, ale nie wiedziała, czy
jest sens się bronić. Paul nie wyglądał na człowieka, który
byłby w stanie wysłuchać rzeczowych argumentów.
Zdesperowany, cierpiący stary człowiek, który jedyną
ucieczkę widział w alkoholu, musiał kogoś obwinić za swój
ból.
- Powiedz, powiedz, złodziejko, jaki jest twój plan? -
krzyczał, wymachując szklanką. - Wokół nich nagle zrobiło
się pusto, a orkiestra przestała grać. Oskarżenia Paula
[ Pobierz całość w formacie PDF ]