[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nate uścisnął ją mocno i roześmiał się.
- Czekam tylko na ciebie, laleczko.
Ten głupiutki żarcik sprawił, że Emily z dumy przeszła w absolutny zachwyt.
I sprawił, że serce Rachael rozpłynęło się z czułości.
To nieuczciwe. Nate McGrory mógł być przystojny i seksowny, i bogaty, i czarujący... nie
zapominajmy też o sile - jak u byka, ale nie musiał doprawdy być łagodny i pobłażliwy dla
dzieci. Duże psy i małe dzieci mnie kochają". Rachael oparła czoło na dłoni i
zastanawiała się, czy przeprowadza też staruszki przez ulicę.
- Będę taka śliczna jak Karen, prawda? - dopytywała się Emily z nadzieją w oczach.
- Na pewno, kochanie. Znasz moją przyjaciółkę, Rachael?
Doskonale. Teraz i ją wciągnie w rozmowę z tym przeuroczym krasnoludkiem i sprawi, że
Rachael polubi go jeszcze bardziej.
- Cześć, Emily.
Emily uśmiechnęła się i zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów.
- Jak myślisz, czy wujek Nate jest przystojny?
- Cóż, wiesz...
- Jasne, że tak - podpowiedział Nate, śmiejąc się ponad czubkiem płowej główki Emily. -
Po prostu jest troszeczkę nieśmiała i nie mówi tego, co myśli. Mam rację, Rachael?
Zmusiła się do uśmiechu pod adresem Emily.
- Tak. Nieśmiała. Właśnie.
- On tak naprawdę nie jest moim wujkiem - wyjaśniła Emily. - Jest przyjacielem wujka
Sama i dlatego nazywam go wujkiem Nate'em, bo jakby był z rodziny. Hej, idziesz
popływać? - zawołała do Nate^, przechodząc do rzeczy ważniejszych i bardziej
interesujących z szybkością, która przyprawiała Rachael o zawrót głowy.
- Jasne - odparł Nate. - Idziesz z nami? - zapytał Rachael z wyraznym wyzwaniem w
oczach i diabolicznym uśmiechem.
Rachael miała właśnie wygłosić oficjalne: nie, dziękuję", kiedy Emily przyłączyła się do
próśb.
- Chodz, Rachael, będzie wesoło.
- Jasne - odparł Nate, obrzucając jej ciało spojrzeniem gorącym jak jego głos. - Będzie
wesoło. -
- Przebierzemy się teraz w kostiumy. - Emily zsunęła się z kolan Nate'a i chwyciła Rachael
Za rękę. - Mam bikini. Czerwone. A ty?
Milczące, lecz oczywiste zainteresowanie Nate'a jej kostiumemśprawiło, że Rachael
zwęszyła kłopoty przez duże K.
O dziesiątej wieczorem Rachael spoglądała przez przednią szybę swego samochodu na
Nate'a, który trzymał worek z lodem przy prawym oku. Odetchnęła głęboko, zahamowała
na czerwonym świetle i włączyła lewy migacz.
Czuła się nieco winna temu spuchniętemu oku. Kiedy stanęła po drugiej stronie siatki, a jej
drużyna straciła pięć punktów, z czego cztery były zasługą króla pikowego, niejakiego
McGrory'ego, chciała mu wgnieść ten śliczny uśmiech w dekoracyjną buzię.
Dlaczego? Pewnie głównie dlatego, że poza jego dość bezczelnym zainteresowaniem
Rachael ujrzała dziś całkiem inną stronę jego charakteru, o której Karen jej opowiadała, a
ona nie chciała uwierzyć.
Był łagodny, cierpliwy, wesoły - prawdziwy harcerzyk. Obrzucił Rachael jednym
uważnym spojrzeniem, oceniając jej skromny, jednoczęściowy czarny kostium i wyraz
przerażenia na twarzy. Kiedy już sądziła, że znienawidzi go za sposób, w jaki wyko-
rzystuje przeciwko niej małą dziewczynkę, nagle zmienił się w dżentelmena. Jak można
się bronić przed tak sprytną taktyką? Prawdziwie miły facet. Ktoś, dla kogo można stracić
głowę...
- Jak tam oko? - spytała, czując, że ogarnia ją po-
czucie winy. Tak samo jak przedtem, kiedy musiała niechętnie przyznać, że skoro go
pobiła - jego własne słowa - może go przynajmniej odwiezć dó hotelu, ponieważ - znów
wedle jego własnej oceny - on sam nie jest w stanie prowadzić. Osobiście uważała, że
powinien być w stanie prowadzić bez najmniejszych problemów.
W sumie wszystko to było winą Kimmie, myślała z urazą, skręcając na prawy pas.
Kimmie, Karen i Sam, wszyscy oni byli w jej drużynie. Przez większą część pierwszego
seta Kim rozpaczała nad złamanym paznokciem. Sam i Karen gorączkowo szukali
pretekstów, aby wpadać na siebie i przepraszać się długimi, gorącymi pocałunkami.
Naturalny duch rywalizacji sprawił, że Ra-chael straciła panowanie nad sobą. Ktoś musiał
w końcu coś zrobić, żeby uratować honor ekipy. Rachael uznała, że to jej święty
obowiązek. Wycelowała więc piłkę wprost w jego twarz.
- Przeżyję - rzekł, a kiedy na niego spojrzała, stwierdziła, że Nate znów ma na ustach ten
sam niepoprawny uśmiech. - Porozmawiajmy raczej, jak możesz mi to wynagrodzić.
Sugestia w jego tonie nie pozostawiała najmniejszych wątpliwości co do formy
zadośćuczynienia.
- Przecież powiedziałam, że mi przykro.
- Ale czy to przeprosiny z głębi serca?
- Całe moje serce włożyłam w serw, który posłałam ci w twarz. Jeśli cię to pocieszy,
przepraszałam cię całkiem uczciwie.
- Wystarczy. Chciałem tylko, abyś zrozumiała, że moje dobre intencje przegrają z
prawnikiem, kiedy wytoczę ci proces.
- %7łartujesz.
- Prawdopodobnie. - Zagłębił się w fotel. Jego długie nogi z trudem mieściły się pod deską
rozdzielczą ciasnego samochodu. Wydawał się rozluzniony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]