[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jasno, iż konsekwentnie zamierza przestrzegać umowy.
Od kilku dni zwracał się do niej głównie w sprawach
służbowych, może ze dwa razy wpadł do jej gabinetu,
aby wypić kawę i chwilę porozmawiać. Debbie pogo-
dziła się z myślą, że wszystko już stracone, jednak
pewnego ranka zastała w poczekalni wiadomość, w któ-
rej prosił, by pilnie do niego zajrzała.
Co się stało? spytała, siadając przy jego biurku.
Marcel wyłączył komputer.
Pogoda wyjaśnił zwięzle i podszedł do niej.
Jest środek lata, a my nie mamy kiedy się nim nacie-
szyć. Spójrz, jaki dziś piękny, słoneczny dzień.
Nawet bardzo, ale oboje mamy dyżur, więc...
Nieprawda. Nic się takiego nie dzieje, więc po-
zwoliłem sobie zmienić nasz grafik. Dzisiaj mamy wol-
ne. W razie czego ściągną nas telefonicznie.
Z jakiej to okazji?
Wprowadzam dzień wolny z tytułu pięknej po-
gody. Zarząd przekonałem argumentem, że to poprawi
92 MARGARET BARKER
morale personelu. Ludzie mają dość kiszenia się w czte-
rech ścianach, kiedy na dworze pogoda jak złoto. Prezes
był wprost zachwycony moim pomysłem. Naturalnie
każdy wykorzysta wolne w innym terminie, ale to prze-
cież żaden problem.
Bomba. I akurat my idziemy na pierwszy ogień?
Odżyła w niej nadzieja, że może jednak połączy ich
nie tylko dziecko...
Zabiorę cię na wycieczkę nad morze, poszuka-
my kawałka ładnej plaży, popływamy, potem zjemy
lunch w uroczej restauracyjce, a po południu powrót do
szpitala.
Szkoda, że mnie nie uprzedziłeś. Wzięłabym kos-
tium.
Pomysł przeszedł zaledwie parę minut temu, wie-
działem, że już cię nie zastanę. Ale nie ma problemu.
Podjedziemy do Le Touquet i kupisz sobie nowy. Ręcz-
niki już spakowałem, możemy ruszać.
Aleś ty przewidujący. Uśmiechnęła się. Podo-
ba mi się ten plan. Od dawna chciałam sobie sprawić
nowe bikini, ale jakoś nie mogłam się zebrać. W zeszły
weekend byłyśmy na plaży z Emmą, wtedy zauważy-
łam, że stary całkiem już wyblakł od morskiej wody.
To Emma umie pływać?
O tak! odparła Debbie. Coraz lepiej jej to
wychodzi.
Szkoda, że jest w szkole, bo moglibyśmy ją za-
brać. Chciałbym poznać twoją córkę. Przecież jeśli nam
się uda, będziemy często się widywać.
Tylko musimy taktownie to rozegrać. Emma ni-
gdy nie widuje ojca, ale kocha go i boi się, że ktoś
spróbuje zająć jego miejsce.
RECEPTA NA MIAOZ 93
Marcel dotknął jej policzka.
Będziemy bardzo taktowni. Wierz mi, Debbie,
nigdy bym nie śmiał narzucać się Emmie. Ale mógłbym
się z nią zaprzyjaznić, jeśli mi na to pozwoli. Milczał
chwilę. Kiedy będziemy coś wiedzieli? Bo nie mogę
się doczekać.
Debbie uśmiechnęła się ciepło.
W sobotę albo w niedzielę. Zawiadomię cię.
Możemy spróbować jeszcze raz rzekł półgło-
sem, podchodząc do niej. Tamta noc była wspaniała.
Lepiej już chodzmy powiedziała spłoszona. Nie
chciała zdradzać swoich uczuć.
Gdy dotarli do Le Touquet, zostawili samochód na
parkingu przy plaży i poszli do baru na kawę. Usiedli na
tarasie z widokiem na morze. Słońce prażyło niemiło-
siernie, toteż Marcel przestawił parasol tak, aby stolik
znalazł się w cieniu. Mimo wczesnej pory nad wodą
roiło się od plażowiczów.
Jest szczyt sezonu stwierdził Marcel. Rozej-
rzymy się za spokojniejszym zakątkiem.
Najpierw kostium przypomniała, odwijając z pa-
pierka imbirowe ciasteczko podane z kawą.
Pozwól, żebym ja ci go kupił. W ramach prezentu
na urodziny. Wypadają we wrześniu, prawda?
Robiłeś wywiad na mój temat? zdumiała się.
Wpadł mi w ręce twój życiorys. Kończysz trzy-
dzieści lat?
Nie przypominaj mi!
Wciąż jesteś młoda. Mnie za dwa lata stuknie
czterdziestka.
No tak, ale ty jesteś mężczyzną!
No proszę, zauważyłaś!
94 MARGARET BARKER
Nie o to mi chodziło odparła ze śmiechem. Wy
nawet w podeszłym wieku możecie mieć dzieci.
Ale mnie się spieszy. I mam na oku kobietę, która
będzie cudowną matką. Wstał i pociągnął ją za rękę.
Chodzmy po to twoje bikini.
Gdy zapuścili się w wąską uliczkę handlową, Debbie
przystawała przed każdym oknem wystawowym.
Cudo! wykrzyknęła na widok skąpego białego
bikini; właściwie było to parę skrawków materiału połą-
czonych złotymi kółeczkami na biodrach i między mi-
seczkami stanika.
Już cię w nim widzę, tylko nie rób takiej zarozu-
miałej miny jak ten manekin.
Obiecuję odparła Debbie, ubawiona.
Weszli do niewielkiego butiku. Marcel usiadł w ką-
cie i kartkował jakieś czasopismo. Czuł się nieswojo
w tym babskim królestwie, miał ochotę kichać z powo-
du intensywnego zapachu odświeżacza powietrza i ma-
rzył, by jak najszybciej wyjść na świeże powietrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]