[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak tragicznie wpłynęła na życie jej dzieci. Celeste siłą rzeczy
zastanawiała się, co kryło się za tym wyznaniem. Diana wkroczyła na
osobiste terytorium Dana w sposób, jakiego Celeste nie mogła
zignorować. Dlaczego? Czyżby Diana naprawdę wierzyła w tę
klątwę?
Rozwiązanie było tak proste, że Celeste prawie wybuchnęła
śmiechem. Bez wątpienia Maria będzie potrzebowała czasu, żeby
zaakceptować Dana jako zięcia, lecz kiedy go już pozna, na pewno
pokocha. I wtedy Celeste poprosi matkę o zdjęcie przekleństwa. Albo
zwróci się z tym do kogoś ze starszyzny Lomar. Na przykład do pani
Esthers. Była to miasteczkowa gawędziarka, osoba, która starała się
ocalić od zapomnienia dawne mity i legendy. Idealnie nadawałaby się
174
RS
do poprowadzenia takiej małej ceremonii. I była na tyle dobrą aktorką,
żeby wszystko wyglądało wiarygodnie.
Jeśli Diana Carson była aż tak zabobonna, to rytualne zdjęcie
klątwy powinno rozwiązać problem. Celeste nie miała wątpliwości, że
za kilka miesięcy Maria zgodzi się współpracować przy realizacji tego
planu. Do tego czasu Celeste powinna też porozumieć się z ojcem.
Rozczarowała go, ale gorycz nie będzie trwała wiecznie. Rodzice byli
dobrymi ludzmi i oboje ją kochali. W sumie, gdy spojrzeć na to z
odpowiedniej perspektywy, przyszłość rysowała się obiecująco.
Czekała ją kariera, ale co ważniejsze, miała Dana. Serce jej mówiło,
że to nie przelotny romans, a coś prawdziwego, trwałego.
Ze zdziwieniem zauważyła, że dojechała już do miasta.
Rozmyślania o własnych sprawach tak ją zaabsorbowały, że podróż
zdała się trwać zaledwie kilka minut. Bez trudu trafiła na miejsce,
kierując się wskazówkami agenta Hansona. Wjechała do podziemi
budynku. Jess Harper nie był jedyną osobą pracującą w sobotę;
parking był w połowie zapełniony.
Spojrzała na kota.
- Nie cierpię zostawiać cię w samochodzie  powiedziała - ale to
naprawdę nie jest miejsce dla kota. Nawet tak przystojnego, jak ty. -
Podrapała go pod brodą. - Niedługo wrócę.
Wysiadła. Nie zauważyła, że Kumpel wymknął się jednak na
zewnątrz. Wślizgnął się też za nią do windy. Cały czas deptał jej po
piętach, a kiedy podeszła do recepcji, schował się za dużą doniczką.
175
RS
Celeste przedstawiła się i czekała przy kontuarze. Nie była
pewna, czy Jess Harper będzie się chciał z nią zobaczyć. Wielu
biznesmenów nie przyjmowało nikogo, kto uprzednio nie umówił się
przez telefon. Zwłaszcza podczas weekendu. Jednak ku swojemu
zdziwieniu po chwili usłyszała szybkie kroki. Odwróciła się i
zobaczyła płowowłosego mężczyznę po trzydziestce zmierzającego
prosto do niej.
- Panna Sanchez? - zapytał. Uśmiechnęła się i podała mu rękę.
- Tak. Zapewne pan Harper? Zignorował jej wyciągnięta dłoń.
- Czekałem na panią - powiedział szorstko. - Proszę za mną.
Celeste nie wiedziała, co myśleć o jego zachowaniu. Dziwne
było również to, że się jej spodziewał. Weszła za nim do gabinetu.
Zamknął niezwykle energicznie drzwi i odwrócił się do niej.
- Nie wiem, do czego pani zmierza, ale to nie wypali. Nie należę
do ludzi, którzy poddają się szantażowi. Jestem pewien, że gdyby Dan
zdawał sobie sprawę z tego, na czym pani zależy, niezle by panią
pogonił.
Celeste przyjrzała mu się uważnie. Jess Harper nie udawał, że
jest zagniewany. Naprawdę był wściekły. Tylko czemu? I kto mu
powiedział, że ma oczekiwać jej wizyty?
- Zdaje się, że zaszła jakaś pomyłka - powiedziała ostrożnie i
uniosła brwi.
- Nie wydaje mi się. - Podszedł do biurka i wziął z niego
kopertę. Wyrzucił jej zawartość na blat. - Robi pani z Dana idiotę, a
mnie chce pani wciągnąć w coś nielegalnego. Nic z tego.
176
RS
Celeste podeszła wolno do biurka i spojrzała na zdjęcia. Zdjęcia
z Balu Zakochanych w Dallas. Była na nich ona, pogrążona w
rozmowie z dwoma mężczyznami, jednym w masce i przebraniu
Upiora w Operze, drugim w kostiumie Napoleona. Pamiętała ich jak
przez mgłę. Byli to jacyś biznesmeni pracujący w Dallas, ale
utrzymujący kontakty z całym światem. Trochę jej wtedy nawet
pochlebiło, że zwrócili na nią uwagę. Posłała Jessowi pytające
spojrzenie, a on wybuchnął śmiechem.
- Niech pani nie zgrywa niewiniątka. Przecież zna pani tych
ludzi.
- Nie znam.
- Jest pani dobra. Bardzo dobra. Rozumiem teraz, dlaczego Dan
dał się nabrać. Jeśli chodzi o wygląd, jest pani przeciwieństwem
Shawny, ale tak jak ona ma pani smykałkę do interesów. Ciekaw
jestem, ile czasu zabrało im znalezienie pani i wkręcenie na
odpowiednie miejsce. A potem ja zaproponowałem Danowi spotkanie
na balu i cała misterna konstrukcja została wprawiona w ruch. Mogę
tylko pluć sobie w brodę. Dobrze przynajmniej, że z mojej strony to
po prostu błąd popełniony bez premedytacji.
Celeste nie mogła zupełnie zrozumieć, o czym Jess Harper
mówi. Czuła się tak, jakby spadała w jakąś otchłań.
- Kim są ci ludzie? - zapytała; oczy obu mężczyzn zakrywały
maski.
- Przecież pani ich zna. Pracują dla głównego importera ropy.
177
RS
- Nie znam ich - powtórzyła raz jeszcze Celeste, patrząc mu
prosto w oczy. - Przyjechałam do Dallas zaledwie trzy miesiące przed
Balem Zakochanych. Naprawdę nie znałam tam nikogo poza moimi
kolegami od Stevensa i Lyncha.
- Umie pani przekonująco kłamać, to muszę pani przyznać.
- Nie kłamię. Kto panu naopowiadał takich bzdur o mnie, kto z
panem rozmawiał? - zapytała kompletnie zdezorientowana. - A poza
tym niech się pan zastanowi, po co miałabym tu przyjeżdżać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl