[ Pobierz całość w formacie PDF ]

konsternacja. Gdy ktoś jest głodny i bez grosza przy duszy, perspektywa nocy spędzonej
na ulicach nie należy do najprzyjemniejszych. A jednak łudziliśmy się nadzieją na cud, aż
wreszcie, kiedy już tylko dziesięciu stało przed furtką, odzwierny rozwiał nasze złudzenia.
 Nie ma miejsc  powiedział zatrzaskując drzwi.
Z chyżością, o jaką trudno byłoby podejrzewać osiemdziesięciosiedmioletniego starca,
marynarz puścił się w rozpaczliwą pogoń za innym schronieniem. A ja, wraz z dwoma
mężczyznami, doświadczonymi w sprawach domów noclegowych, zastanawiałem się,
dokąd pójść teraz. Ich wybór padł na odległy o tezy mile dom noclegowy Poplar,
ruszyliśmy więc w drogę.
Gdy skręcaliśmy za róg, jeden z nich powiedział:  Mogłem się tu dzisiaj dostać.
Przechodziłem tędy o pierwszej i kolejka zaczynała się dopiero ustawiać  ot, same
pupilki. Przecież oni noc w noc wpuszczają do środka tych samych.
Nie obawa śmierci, nawet nie obawa śmierci głodowej czyni człowieka nieszczęśliwym.
Mało to ludu umierało! Wszyscy musimy umrzeć!
ROZDZIAA VIII
WOyNICA I STOLARZ
Nieszczęśliwym czyni człowieka to, że jest zmuszony cierpieć nędzę,
sam nie wiedząc dlaczego, i pracowaćw pocie czoła, nie otrzymując za to żadnych dóbr;
i to, że jest znużony, samotny, oderwany od innych ludzi, i otoczony powszechnym
laissez-taire.
Carlyle
Woznicę, z jego regularnymi rysami twarzy wydatną brodą i wygoloną górną wargą,
mógłbym w Stanach Zjednoczonych wziąć równie dobrze za majstra, jak za zamożnego
farmera. Natomiast stolarza  hm... Stolarza wziąłbym po prostu za stolarza. Wyglądał
na to, czym był, chudy, żylasty, o bystrych, uważnych oczach i dłoniach zniekształconych
od trzymania narzędzi przez czterdzieści siedem lat pracy w rzemiosła Przekleństwem
26
tych ludzi była starość oraz to, że dzieci ich powymierały zamiast dorosnąć i
zaopiekować się rodzicami na stare lata. Wiek zrobił swoje, a z rzemiosła wyparli ich
silniejsi i młodsi.
Ci dwaj mężczyzni, odprawieni z kwitkiem od drzwi domu noclegowego Whitechapel, szli
teraz ze mną do domu noclegowego Poplar. Widoki mieliśmy, ich zdaniem, niewielkie,
ale była to nasza ostatnia szansa. Mieliśmy do wyboru albo Poplar, albo noc spędzoną
na ulicach. Obaj marzyli o łóżku, bo byli, jak to sami określali, zmordowani na śmierć.
Pięćdziesięcioośmioletni woznica spędził trzy ostatnie noce bez dachu nad głową i bez
snu, a sześćdziesięciopięcioletni stolarz przebył pod gołym niebem pięć nocy.
Ale, o drodzy ludzie żyjący w dostatkach, wy, których ciała są jędrne i krwiste, którzy
wiecie, że co noc czekają na was czyste łóżka w przewiewnych pokojach, jakże wam
wytłumaczę, czym jest męka jednej nocy spędzonej na ulicach Londynu? Wierzcie,
wydawałoby się wam, że tysiąc wieków upływa, zanim niebo zaróżowi się świtem;
drżelibyście z zimna i płakalibyście na głos z bólu w każdym udręczonym mięśniu; i
dziwilibyście się, że możecie przeżyć tak wiele. Położylibyście się na ławce i zamknęli
zmęczone powieki, a policjant  bądzcie tego pewni  zbudziłby was burkliwym: 
Ruszaj stąd!  Na ławce wolno odpocząć, ale ławek jest niewiele i stoją daleko od
siebie; gdyby jednak ten odpoczynek miał przemienić się w sen, musielibyście iść dalej i
wlec zmęczone ciało przez nie kończące się ulice. Gdybyście, wiedzeni chytrością
zrodzoną z rozpaczy, poszukali jakiejś odludnej alejki lub ciemnego zaułka! i położyli się
na ziemi, i stamtąd przepędziłby was Wszechobecny policjant. Należy to do jego
obowiązków. Takie jest bowiem prawo ustanowione przez siły rządzące światem.
A gdy wreszcie nastałby świt i rozproszył koszmar nocy, pośpieszylibyście do domu
odpocząć i do końca życia opowiadalibyście wasze przygody grupkom pełnych podziwu
przyjaciół. Rozrosłyby się one do rozmiaru epopei. Krótka ośmiogodzinna noc stałaby się
odyseją, a wy Homerami.
Inaczej jednak działo się z bezdomnymi, którzy szli ze mną do domu noclegowego
Poplar. Tej nocy jest ich w Londynie trzydzieści pięć tysięcy  mężczyzn i kobiet. Proszę
was, zapomnijcie o tym, gdy wieczorem położycie się do łóżek; bo jeżeli serca wasze są
tak tkliwe, jak być powinny, będziecie może spali mniej smacznie. Kiedy bowiem starzy,
sześćdziesięcio-, siedemdziesięcio- i osiemdziesięcioletni ludzie, niedożywieni, chudzi i
bezkrwiści, nie pokrzepieni snem witają świt, gdy chwiejąc się na nogach rozpoczynają
szaleńczą dzienną gonitwę za skórkami chleba i drżą przed grozbą zbliżającej się znowu
bezlitosnej nocy, i żyją talk przez pięć dni... O drodzy ludzie łagodnego serca, wy, których
jędrne ciała pulsują krwią, jakże wam to wytłumaczę?
Szedłem Mile End Road między woznicą i stolarzem. Mile End Road jest to szeroka
arteria przecinająca serce wschodniego Londynu, a o tej porze dnia tłoczyły się na niej
dziesiątki tysięcy ludzi. Podkreślam to, abyście mogli pojąć w pełni znaczenie tego, o
czym będę mówił za chwilę. Jak już wspomniałem, szliśmy we trzech i gdy ich zalewała
fala goryczy i przeklinali swój kraj, ja przeklinałem z nimi  tak jak tylko mógł przeklinać
amerykański zabijaka, który osiadł na mieliznie w dziwnym i przerażającym kraju. Udało
mi się w nich wmówić, że jestem marynarzem, który przehulał pieniądze, przepił ubranie
(rzecz bynajmniej nie rzadka u majtków na lądzie) i będąc chwilowo bez grosza przy
27
duszy, rozgląda się za następnym: statkiem. To tłumaczyło moją nieznajomość
obyczajów angielskich w ogólności i obyczajów domów noclegowych w szczególności
oraz moje zainteresowanie tymi drugimi.
Woznica z trudem tylko dotrzymywał nam kroku (powiedział, że od rana nie miał nic w
ustach), ale stolarz, wychudły i wygłodniały, w burym, obszarpanym płaszczu,
powiewającym żałobnie na wietrze, parł naprzód długim i niestrudzonym krokiem,
podobnym bardzo do ruchów wilka pustynnego lub kojota. W czasie marszu i rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl