[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Duke gospodarował sobie na ranczo jako Mike, nie wiedząc nawet, co
traci, ona tymczasem zamknęła się w sobie i czekała na cud. Wreszcie
cud się ziszcza i co moja Liza otrzymuje w podzięce za lata
wyczekiwania? Opowieść o tym, jak jej najdroższy zmierza do
sypialni innej kobiety. Nie nazwałbym tego rekompensatą.
Wreszcie na mnie spojrzała, nawet się nachyliła i przeczytała
adres restauracji, którą wybrałem. Teraz z wyrazną ulgą szykuje się do
wyjścia.
Staruszek Mike/Duke skwapliwie podjął propozycję zjedzenia
kolacji w mieście. Ma kompletny zamęt w głowie, ale co na to
poradzić? Taki los, że znowu dżdży, jak powiedziałby kot wychowany
w brytyjskim klimacie.
Dobre jedzenie, lampka wina i odrobina muzyki powinny
zaradzić złym nastrojom. Wiem jedno: nie dopuszczę, żeby Liza
spędziła dzisiejszą noc samotnie. Mike/Duke musi u niej zostać,
nawet jeśli miałbym symulować atak apopleksji... Hmm, nie jestem
pewien, czy koty trafia apopleksja, ale mniejsza z tym. Syci,
odprężeni, w ciepłym łóżku powinni wyjaśnić sobie trapiące ich
wątpliwości. Za bardzo się kochają, żebym pozwolił im zmarnować tę
miłość.
163
RS
Idziemy na kolację! Cierpiący na amnezję kowboj i malarka
mogą kończyć pracę o zmierzchu, ale dla Kumpla nie ma pory
spoczynku.
164
RS
ROZDZIAA DWUNASTY
Liza obudziła się wystraszona. Zniło jej się, że biegnie ciemną
brukowaną uliczką, której spłukane deszczem kocie łby połyskują w
mdłym świetle latarni. Goni ją jakiś' mężczyzna. Nie może dostrzec
jego twarzy, skrytej w cieniu nasuniętego na czoło kapelusza. We śnie
Liza przyspiesza kroku, ale prześladowca uparcie depcze jej po
piętach.
Roztarta sztywny kark. Usnęła w fotelu w chwilę po tym, jak
Duke odprowadził ją po kolacji do domu, pożegnał się pod drzwiami i
odszedł. Tak mu było spieszno, jakby ktoś go gonił.
Nigdy chyba bardziej nie potrzebowała jego obecności i
wsparcia niż dzisiejszej nocy. A jednak zostawił ją samą.
Może bał się, że jej dom nadal jest pod obserwacją? Co prawda;
nie zauważyli, by ktoś ich śledził, kiedy szli do Betty ani kiedy od niej
wracali, ale nie mieli żadnej gwarancji, że dzielny funkcjonariusz
Trent Maxwell poniechał pościgu za Dukem. Wręcz odwrotnie, o ile
Liza znała swojego adoratora. Dziwne, że przez cały dzień nie
odezwał się do niej. Pochłonięta całkowicie Dukem, nie
przywiązywała do tego większej wagi.
Wciąż dręczyły ją słowa, które usłyszała podczas sesji u Betty.
Duke w czasie ich długiej przecież znajomości nigdy ani słowem nie
wspomniał Marcelle Ricco. Często opowiadał o swoich klientach, o
niej jednak nigdy.
165
RS
W czasie kolacji Liza robiła dobrą minę do złej gry, wątpliwości
zachowując dla siebie. Teraz, kiedy została sama, wracały ze
zdwojoną siłą. Nawet jeśli Duke nie okłamywał jej, pewne fakty
pomijał milczeniem.
- Miau. - Kumpel otarł się o jej nogi. Pochyliła się, wzięła
mruczącego cicho kota na kolana i wtuliła twarz w miękkie futerko,
szukając ukojenia.
- Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem wdzięczna Eleanor, że cię
tu zostawiła. Chyba już do niej nie wrócisz. Wymyślę coś, żeby
zatrzymać cię na zawsze. Powiedz mi, mądralo, co mam robić? Nie
wiem, jak się zachować. Nie wierzę, że Duke mógł popełnić zbrodnię,
ale z każdym dniem natykam się na szczegóły, o których wcześniej
nie miałam pojęcia.
- Miau. - Kumpel położył łebek na jej piersi i kilka razy lekko
trącił ją w żebra. Liza uśmiechnęła się mimo woli.
- Tak, tak, mam zaufać sercu. Zwietna rada. Zaufać sercu.
Pewnie. Cóż innego jej pozostawało? Przypomniała sobie człowieka
ze snu, który biegł za nią mroczną uliczką. Nie był to Duke, jego nie
przestraszyłaby się przecież. Prześladowca zdawał się płynąć w
powietrzu, ciągle zachowując tę samą odległość...
Podniosła się z fotela, przeciągnęła, po czym podeszła do drzwi
balkonowych. Nocne powietrze nasycone było słodkim zapachem
mimozy. Liza odetchnęła głęboko, oparła się o balustradę.
Z dala, z jakiegoś klubu, dobiegały stłumione dzwięki jazzowej
solówki wygrywanej na trąbce i odgłosy beztroskiej zabawy.
166
RS
Miała już wrócić do pokoju, kiedy w zaułku po drugiej stronie
ulicy dostrzegła jakieś poruszenie. W tym samym zaułku, do którego
zaciągnął ją Kumpel na spotkanie Duke'a.
Poczuła ciarki na skórze. Ktoś czaił się w ciemnościach,
obserwował ją.
Nie chcąc zdradzić, że cokolwiek dostrzegła, usiadła na
żelaznym krześle, stojącym na balkonie. Skryta za skrzynkami z
kwiatami, niewidoczna dla człowieka w zaułku, mogła teraz
bezpiecznie śledzić jego poczynania.
Myśl, że ktoś wystaje naprzeciwko jej domu, przyprawiała Lizę
o wściekłość. Miała ochotę zejść na dół i przepędzić intruza, ale tak
postąpiłaby tylko głupia kobieta. Mądra poczekałaby na rozwój
wypadków.
Wkrótce powinno świtać, postanowiła więc przetrzymać
swojego prześladowcę. I tak nie mogłaby już usnąć. Chyłkiem
przyniosła z pracowni blok rysunkowy i zaczęła szkicować nocną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl