[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ście tylkoo tochodziło? Może Nickowi brak odwagi?
Eppie zarżała radośnie, kiedy Ann przechodziła koło jej
zagrody. Zatrzymała się, żebypoklepać klaczkę poszyi.
- Chcesz się przejechać? - zapytała Ann.
Szybkoosiodłała Eppie. Wolała niespotkać się z Nickiem
i Snakiem, choć z każdymz nich z innegopowodu.
Pogoda była piękna i jakoś tak się stało, że Ann zapuściła
się znacznie dalej, niż zamierzała. Już miała zawracać, kiedy
zauważyła stojącyna drodze samochód. Uniosła się wstrze-
mionach i przysłoniła dłonią oczy. Ztej odległości niewiele
było widać, więc podjechała bliżej. Była to ta sama biała
furgonetka, którą podróżowali turyści z Kalifornii. Znajoma
para stała na skraju drogi i czemuś się przyglądała.
Usłyszawszystukot kopyt Eppie, mężczyzna odwrócił się.
Dopiero teraz Ann zauważyła, że pochylał się nad cielakiem.
Ann rozejrzała się, szukając jegomatki, alewpobliżu żadnej
krowy nie było. Włosy zjeżyły się jej na głowie, kiedy przy-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
115
pomniała sobieostrzeżenia Sherrie. Czyżbyci ludzierzeczy-
wiście kradli bydło?pomyślała, patrzącz powątpiewaniemna
tęgą kobietę. Nie, toniemożliwe.
Przestała się bać. Siedziała przecież na koniu i nawet gdy-
by ci ludzie mieli wobec niej złe zamiary, to i tak jej nie
dogonią. Wystarczyłobyskręcić na łąkę, poktórej zdezelowa-
na furgonetka nie ujechałabynawet kilometra.
- Czycoś się stało? - zapytała Ann.
- Dzień dobry - powiedziała kobieta. - Znalezliśmy to
biedactwona samym środku drogi i baliśmysię, żebygoktoś
nie przejechał.
- To bardzo miło z waszej strony- uśmiechnęła się Ann.
Nie chciała dodawać, że po tej drodze mało ktojezdzi i cie-
lęciu najprawdopodobniej nie stałaby się żadna krzywda. -
Ciekawe, jak mu się udałowydostać.
- Pewnie w ogrodzeniu jest jakaś dziura - pospieszyła
z wyjaśnieniemtęga kobieta. - Naprawdę nie powinno się
zostawiać takich maluchówbez opieki.
- Rzeczywiście - mruknęła bez przekonania Ann.
- Nocóż. - Mężczyzna odsunął się od cielaka, wycierając
przy tymzabrudzone ręce o spodnie. - Skoro się pani poja-
wiła, tonic tu ponas.
- Tak, poradzę sobie - powiedziała Ann. Chciała, żebyci
ludzie jak najprędzej stąd odjechali.
- Do zobaczenia - powiedziała kobieta, po czymrazem
z mężemwsiadła dofurgonetki.
Ann zaczekała, aż samochódzniknieza horyzontem, i do-
piero wtedy zsiadła z konia. Ani przez chwilę nie wierzyła
wbajeczkę oznalezieniu cielęcia na drodze. Zresztą, jak na
jej gust, ci ludzie trochę za szybko się oddalili. Jakbychcieli
przed czymś uciec.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
116
Ann obejrzała ogrodzenie. Jakieś pięć metrówod miejsca,
wktórymznajdował się cielak, zauważyła dziurę. Aponie-
waż niemiała żadnych narzędzi, żebyjązałatać, postanowiła
przetaszczyć zwierzaka na pastwiskoi odprowadzić godale-
ko od płotu, żeby przypadkiem znów samnie wyszedł na
drogę. Nie było to wcale łatwe, ale wkońcu udało się Ann
przepchnąć cielaka przez dziurę.
Dopiero teraz dokładnie obejrzała uszkodzony drut. Nie
miała wątpliwości, że został przecięty. Ktoś musiał to zrobić
niedawno, bo metal błyszczał w słońcu. Ann z namysłem
spojrzała wtę stronę, wktórej zniknęła furgonetka. Czyżby
torzeczywiście oni? zastanawiała się. Ale przecież nie mieli
wrękach żadnych ostrych narzędzi. Amożetojakieś dziecia-
ki przecięły drut dla zabawy? Pewnie ci ludzie rzeczywiście
znalezli cielaka na drodze i chcieli nampomóc. Wkażdym
razie muszę otympowiedzieć Nickowi.
KiedyAnn wjeżdżała na podwórze, właśnieruszał stamtąd
samochód szeryfa. Ann zaczęła gwałtownie machać rękami
i Sherrie zatrzymała się.
- Poszukuję Nicka - oznajmiła Sherrie.
- Jest gdzieś na pastwisku. Aleja konieczniemuszę z tobą
porozmawiać.
- Oczym?
- Oturystach. Araczej o ludziach, którzytwierdzą, że są
turystami. Chociaż, mówiąc szczerze, nie zauważyłam, żeby
robili cokolwiek, czegoturyści robić nie powinni. Tyle że jest
wnich coś takiego... Widzisz, ni z tego, ni z owegopojawiają
się wróżnych miejscach i zachowują tak, jakbymieli coś na
sumieniu.
- Torzeczywiścieniewiele, alewtej sytuacji każda infor-
macja jest ważna. Jakimsamochodemjeżdżą?
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
117
- Zdezelowaną białą furgonetką.
- Zapamiętałaś możenumer rejestracyjny?
- Nawet o tymnie pomyślałam. Wiemtylko, że to reje-
stracja z Kalifornii.
- To pewnie rzeczywiście tylko turyści, ale uważaj na
siebie, dopóki sprawa się niewyjaśni. Wcalenie żartowałam,
kiedyci mówiłam, że złodzieje bydła mogą być niebezpiecz-
ni. Kilka dni temu ktoś strzelał do Eda koło gospodarstwa
Hendersonów. Na szczęście chybił.
Ann oniemiała. Nie mogła pojąć, dlaczego Nick nie po-
wiedział jej o tak ważnej sprawie jak ta, że ktoś włóczysię po
okolicyi strzela doludzi.
- Dzięki za informacje - powiedziała Sherrie. - Pojadę
tam, skąd wracasz. Może uda mi się spotkać tych ludzi.
- Daj mi znać, jak się czegoś dowiesz - poprosiła Ann.
Niech ja tylkotegoNicka dopadnę, myślała zdenerwowana
Ann. Jak ja się mogę z nimporozumieć, jeśli oniczymmi nie
mówi? Nie powiedział mi nawet tego, co z całą pewnością
powinnamwiedzieć. Tymrazemzrobię mu awanturę.
Ann podbiegła doNicka, skorotylkozjawił się na podwó-
rzu. Nie chciała na niego krzyczeć wobecności córki.
- Muszę z tobą natychmiast porozmawiać - powiedziała
tonemnie znoszącymsprzeciwu.
- Ztego, cowidzę, toniechcesz zemną rozmawiać, tylko
zrobić mi awanturę - powiedział, zsiadając z konia.
- Masz rację. Zasłużyłeś sobiena awanturę. Dlaczegonic
mi nie powiedziałeś?
- Acoci miałemmówić?
- Czymamprzez torozumieć, żejest więcej spraw, októ-
rych nie raczyłeś mnie poinformować? Tymrazemchcę wie-
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
118
dzieć, dlaczegonie pisnąłeś ani słówka otym, żewtej zapo-
mnianej przez Boga i ludzi okolicygrasują złodzieje bydła.
- Nie kradną bydła, tylkocielęta.
- Acotoza różnica?Poza tymnieodpowiedziałeś namoje
pytanie. Dlaczego ja nic o tymnie wiem? - Ann dreptała za
mężem do stajni. - Sherrie mówiła, że strzelali do kogoś.
Równie dobrzeja mogłamsię na nich natknąć!
- Co? - Nick spojrzał na nią przerażony. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl