[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Myślę, że zasłużyli sobie na urlop - odrzekł Mallory.
- Do diabła z nimi! Co z nami? - spytał Reynolds. Wbrew treści tych słów na jego
twarzy nie było gniewu, a jedynie oszołomienie i całkowita dezorientacja. - Powinniśmy
odlecieć tym cholernym samolotem.
- Och, no cóż, zmieniłem zdanie.
- Akurat pan je zmienił - odparł z goryczą Reynolds.
* * *
W wellingtonie wąsaty major obrzucił spojrzeniem swoich trzech towarzyszy-zbiegów
oraz pięciu partyzantów, z niedowierzaniem potrząsnął głową i zwrócił się do siedzącego
obok kapitana.
- Podejrzana sprawa, co?
- Bardzo podejrzana, panie majorze - odparł kapitan. Popatrzył z zaciekawieniem na
papiery, które trzymał major. - Co to jest?
- Mapa i dokumenty, które mam oddać jakiemuś brodaczowi z marynarki, kiedy
wylądujemy we Włoszech. Dziwny człowiek ten Mallory, co?
- Bardzo dziwny, panie majorze - przyznał kapitan.
* * *
Mallory i jego ludzie w towarzystwie Visa i Vlanovicia odeszli od tłumu i w tej chwili
stali przed namiotem dowódcy.
- Załatwił pan te liny? - spytał Mallory Visa. - Musimy natychmiast wyruszyć.
- Skąd taki gwałtowny pośpiech, panie kapitanie? - spytał Groves. Jego niechęć
ustąpiła miejsca, podobnie jak w przypadku Reynoldsa, bezradnej dezorientacji. - To znaczy,
tak niespodziewany.
- Chodzi o Petara i Marię - odparł ponuro Mallory. - To z ich powodu ten pośpiech.
- A co z nimi jest? - spytał podejrzliwie Reynolds. - Co mają z tym wspólnego Petar i
Maria?
- Uwięziono ich w forcie amunicyjnym. A kiedy Neufeld z Drosznym tam powrócą...
- Powrócą? - spytał oszołomiony Groves. - Jak to: powrócą. Przecież... Przecież ich
zamknęliśmy. A poza tym, skąd pan, na miłość boską, wie, że Petar i Maria są tam więzieni?
Jak to możliwe? Przecież kiedy odjeżdżaliśmy, nie było ich tam... a odjechaliśmy stamtąd nie
tak dawno temu.
- Kiedy kucowi Andrei w drodze z fortu tutaj utkwił w kopycie kamień, to naprawdę
wcale mu nie utkwił. Andrea obserwował fort.
- Rozumiecie, Andrea nie ufa nikomu - wyjaśnił Miller.
- Zobaczył, że sierżant Baer wiezie tam Petara i Marię - ciągnął Mallory. -
Związanych. Baer uwolnił Neufelda i Drosznego i możecie postawić wasz ostatni grosz na to,
że ta wspaniała para siedziała na tej skale, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście odlecieliśmy.
- Niewiele pan nam mówi, co, panie kapitanie? - spytał z goryczą Reynolds.
- Jedno wam powiem - odparł stanowczym tonem Mallory. - Jeżeli wkrótce tam się
nie zjawimy, Petar i Maria znajdą się w srogich opałach. Wprawdzie Neufeld i Droszny
jeszcze nie wszystko wiedzą, ale są już prawie pewni, że to Maria zdradziła mi, gdzie
trzymają tych czterech agentów. Od początku wiedzieli, kim jesteśmy - ona im to
powiedziała. A teraz wiedzą, kim ona jest. Tuż przed tym, jak Droszny zabił Saundersa...
- Droszny? - Reynolds miał minę kogoś, kto już niemal poniechał wysiłków, by
cokolwiek zrozumieć. - Maria?
- Przeliczyłem się - przyznał znużony Mallory. - Wszyscy popełniamy błędy, ale ten
był poważny. - Uśmiechnął się, ale w jego spojrzeniu nie było uśmiechu. - Pamiętacie,
sierżancie, przykre słowa, jakie wypowiedzieliście pod adresem Andrei, kiedy pobił się z
Drosznym przed jadalnią w obozie Neufelda?
- Jasne, że pamiętam. To była jedna z najbardziej szalonych...
- Przeprosić go za to będziecie mogli pózniej i w odpowiedniejszym czasie - przerwał
mu Mallory. - Andrea sprowokował Drosznego na moją prośbę. Wiedziałem, że Neufeld i
Droszny po naszym wyjściu coś uknuli, a potrzebowałem chwili czasu, żeby spytać Marii, o
czym rozmawiali. Powiedziała mi, że chcą wysłać za nami do obozu Broznika dwóch
czetników - naturalnie, odpowiednio przebranych - żeby o nas meldowali. Należeli do naszej
eskorty w tej napędzanej drewnem ciężarówce. Andrea i Miller zabili ich.
- Teraz nam pan to mówi? - spytał niemal odruchowo Groves. - Andrea i Miller zabili
ich?
- Ale nie wiedziałem, że za nami idzie także Droszny. Zobaczył mnie i Marię razem. -
Mallory spojrzał na Reynoldsa. - Tak jak wy. Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia, że nas
widział, ale od kilku godzin wiem. Tego ranka na Marię zapadł wyrok śmierci. Ale nic na to
nie mogłem poradzić. Aż do tej chwili. Gdybym odkrył karty, byłoby po nas.
Reynolds potrząsnął głową.
- Ale przecież sam pan powiedział, że Maria nas zdradziła...
- Maria to czołowa agentka brytyjskiego wywiadu - odparł Mallory. - Ojciec Anglik,
matka Jugosłowianka. Mieszkała w tym kraju jeszcze przed wkroczeniem Niemców. Jako
studentka w Belgradzie. Przystąpiła do partyzantów, którzy nauczyli ją posługiwania się
radionadajnikiem, a potem zorganizowali jej przejście na stronę czetników. Czetnicy
schwytali radiooperatora jednej z pierwszych angielskich misji wojskowych. Oni - a raczej,
Niemcy - nauczyli ją podrabiać jego sposób nadawania - każdy radiooperator ma swój łatwo
rozpoznawalny styl - tak że w końcu ich style stały się nie do odróżnienia. A do tego jej
angielski był naturalnie bezbłędny. W ten to sposób weszła w bezpośredni kontakt z
wywiadem alianckim tak w Afryce Północnej, jak we Włoszech. Niemcy sądzili, że
wystrychnęli nas na dudków, tymczasem było odwrotnie.
- Mnie pan również nic o tym nie powiedział - poskarżył się Miller.
- Tyle miałem na głowie. W każdym razie powiadomiono ją bezpośrednio o przylocie
i zrzuceniu na spadochronach ostatnich czterech agentów. Naturalnie powiedziała o nich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl