[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Artemisie, przysięgam, że jeśli zaryzykuje pan życie, wplątując się w coś tak głupiego jak
pojedynek w obronie mojego honoru, to nigdy, przenigdy panu nie wybaczę. - Nigdy?
- Uśmiechnął się. - Słyszał pan. Artemis poczuł jakieś dziwne ciepło rozlewające się w okolicy
serca. - Madeline, czy mam przez to rozumieć, że jednak odrobinę mnie pani kocha?
- Kocham pana bardziej, niż kogokolwiek w moim życiu kochałam, ty wariacie. I nie będę
tolerować żadnych takich idiotyzmów z pana strony. Czy to jasne?
- Absolutnie jasne. - Przytulił ją mocno i pocałował, zanim zdążyła sobie uświadomić, co
powiedziała. 20 lYl.
- ały John ciaśniej okręcił szyję ciepłym wełnianym szalikiem, który dostał od pana Hunta, i
patrzył na dwóch mężczyzn wychodzących z tawerny. Jegomość po lewej był tym, którego
śledził przez cały dzień. Zachary powiedział mu, że nazywa się Glenthorpe. - Niech to diabli!
Czuję się nieco dziwnie. - Glenthorpe zachwiał się, schodząc po schodach. - Nie sądzi pan, że
wypiłem zbyt wiele?
- Może przesadził pan odrobinę, przyjacielu - powiedział mężczyzna o złocistych włosach i się
roześmiał. - Nie ma się czym martwić. Odwiozę pana do domu. - To miło z pana strony.
Bardzo miło. Mały John zauważył, że Glenthorpe zatoczył się u dołu schodów i byłby zapewne
upadł, gdyby jego towarzysz, trzymający w ręku laskę, go nie podtrzymał. Chłopiec
uśmiechnął się z zadowoleniem. Cieszyła go perspektywa dodatkowego wynagrodzenia.
Zachary powiedział y szczególną uwagę zwracał na dżentelmenów towach Glenthorpe owi.
yzna z laską wszedł do tawerny parę minut po pie, ale teraz zachowywali się jak dobrzy
znajomi. hn nie spuszczał ich z oka. Jeszcze przed chwilą, się kupionym od ulicznego
sprzedawcy pasztecikiem i, zastanawiał się, czy nie wrócić do swojej izby nad :tórą dzielił z
kilkoma kolegami, ale teraz był zadoże wytrwał na posterunku. ;lmen, który towarzyszył
Glenthorpe owi, zatrzymał jment, by włożyć kapelusz. Mały John był zdumiony jego włosów,
lśniących w blasku ulicznej latarni jak oto. Mocniej jednak jego uwagę przyciągała laska.
dobrze by za nią zapłacił. Niestety, zdobycie jej nie 3 się łatwe. Glenthorpe był pijany, ale
mężczyzna ch włosach wyglądał na czujnego i sprawnego. Mały iział zresztą, że tego rodzaju
dżentelmeni mają często e pistolet. Ił do wniosku, że nie warto ryzykować. Od pana ważne
informacje dostanie nie mniej, niż dałby mu za laskę. Poza tym pan Hunt nigdy nie zwleka za
usługi. Lepiej być w dobrych stosunkach z klien/ regularnie płaci rachunki. zna o złocistych
włosach uniósł laskę, by zatrzymać yącą dorożkę. Pomógł Glenthorpe owi wsiąść do jej >otem
podszedł do woznicy. jhn wychylił się z bramy, by wysłuchać polecenia. rooktree Lane, dobry
człowieku - rozległ się mocny, głos. sir. jhn nie czekał dłużej. Znał dobrze Crooktree Lane, kę
w pobliżu rzeki. O tej porze było to ciemne niebezpieczne miejsce, w którym kręcił się
najgorszy rodzaj szczurów: ten, który porusza się na, dwóch nogach. lYladeline nie spała.
110
Siedziała w sypialni, pochylona nad małą książeczką, ale nie mogła skupić uwagi na dziwnych
znakach zagadkowego tekstu. Nie potrafiła myśleć o niczym innym poza tym, w jaki sposób
wyznała Artemisowi miłość. Pocieszała się, że jest on prawdziwym dżentelmenem i nie
wspomni nigdy o tej sprawie. Zapewne był nie mniej niż ona zaskoczony jej nierozważnymi
słowami. Być może wcale nie chciał ich usłyszeć. Mówił co prawda, że jest moim kochankiem,
pomyślała, ale przecież nigdy nie powiedział, że mnie kocha. Rozległo się pukanie do drzwi.
Madeline uniosła głowę, zadowolona, że ktoś przerwał jej rozmyślania. Spojrzała na zegar i
zorientowała się, że minęła już północ. - Proszę wejść! - zawołała. W drzwiach ukazała się
Nellie, ubrana w nocną koszulę i czepek. - Przepraszam, proszę pani, ale przyszedł jakiś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]