[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o, Violet - powiedział i znów się roześmiał. - To ci mogę powiedzieć. To jest rozwiązanie .
Gdy na chwilę przerwała, żeby się uspokoić, zorientowała się, że on uważa to za
koniec historii. Do opowiedzenia było, naturalnie, więcej, ale reszta mogła poczekać.
- Dlaczego wcześniej mi pani o tym nie wspomniała, panno Heller?
- Wspominam teraz - powiedziała. - Z uwagi na Emily.
W trakcie jej opowieści zdążyli zajechać pod blok, w którym mieszkała, i dobrą już
chwilę siedzieli przed nim w samochodzie. Widok mdło oświetlonego korytarza przygnębił
Violet niewymownie. Kiedy Lateef wreszcie się odezwał, przyjęła to jak odroczenie
egzekucji.
- Jest coś, czego nie rozumiem - rzekł po długim milczeniu.
- Dlaczego Emily po raz drugi uciekła z pani synem? Czego ona może od niego
chcieć?
Rozważyła to pytanie, cały czas wpatrując się w korytarz, i doszła do wniosku, że nie
chce na nie odpowiadać.
- Kocha się w nim, inspektorze. Czy to nie wystarczy? Uśmiechnął się z takim żalem,
że aż ją to zawstydziło.
- Dobrze pani wie, że nie taki jest powód, panno Heller. Kiwnęła głową, przymknęła
oczy i zadrżała. Panicznie bała się usłyszeć prośbę, żeby wysiadła z samochodu. Myśl o
wspinaczce po schodach do nieoświetlonego mieszkania i czekaniu tam na wiadomość
wyrwała jej z gardła szloch, którego nie zdołała powstrzymać. Zabrzmiał w ciasnym
samochodzie jak wystrzał. Lateef momentalnie się wyprostował i ujął Violet za ramię.
- Co się dzieje, panno Heller? Mam panią odprowadzić na górę?
- Chciałabym panu jeszcze coś powiedzieć - wykrztusiła. - Jeszcze coś o Willu.
Bez słowa opart się plecami i czekał. Dajmy mu, czego chce, powiedziała sobie. Nie
nadużywajmy jego cierpliwości.
- Jakiś tydzień przed zdarzeniem na stacji Union Square przyszłam z pracy do domu i
siadłam przy kuchennym stole, próbując zabrać się do gotowania obiadu. Usłyszałam Willa i
Emily z drugiego pokoju, ale to mnie nie zdziwiło, Emily już wtedy na ogół jadała obiady u.
nas. Na chwilę tam ucichło - wystarczająco długą chwilę, żebym to zauważyła - a potem z
pokoju wyszła sama Emily. Mam do ciebie pytanie, Ydo - powiedziała. Była jakaś inna niż
zwykle, oficjalna. Uśmiechnęłam się do niej i zaprosiłam, żeby usiadła. Już wiedziałam, że to
będzie pytanie o Willa - no bo o czym innym my dwie miałybyśmy rozmawiać? - ale tego, co
usłyszałam, przewidzieć nie mogłam. Już chciałam zmienić temat, może zagadnąć Emily, co
by zjadła na obiad, kiedy zrobiła dziwną minę i zapytała: Dlaczego on mnie nie chce
dotknąć? Zabrzmiało to chyba głośniej, niż chciała, bo zaraz zacisnęła usta. Gdy nie
odpowiedziałam, powtórzyła pytanie, tym razem ciszej, wciąż stojąc pośrodku kuchni. Nie
miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć, jak zwykle; wymamrotałam coś, na pewno jakiś banał.
On uważa, że jestem piękna - oznajmiła. Takim tonem, jakby chciała ubiec mój sprzeciw.
Sam mi to powiedział .
Lateef zabębnił nerwowo palcami po kierownicy.
- Proszę mówić dalej - rzucił, nie patrząc na Violet.
Zdaje mu się, że zna dalszy ciąg, pomyślała.
- Przyjrzałam się uważniej Emily, próbując ją zobaczyć taką, jaką widział ją Will, i ten
jeden przynajmniej raz rzeczywiście odniosłam wrażenie, że to potrafię. Poczułam wtedy dla
niej współczucie, autentyczne współczucie i sympatię, pierwszy raz, odkąd Will
przyprowadził ją do domu. Emily - powiedziałam.
- Ty rozumiesz, że Will jest specyficzny, prawda? Tego dokładnie użyłam słowa -
tego głupiego, ohydnego, poniżającego słowa. Wiem, że cierpi - odparła cicho. To właśnie
mam na myśli - powiedziałam. - Dokładnie to . Siedziałyśmy tak, patrząc na siebie, nie wiem
jak długo, żadna z nas więcej się nie odezwała. Co za niezwykła dziewczyna, myślałam sobie.
Jaka dojrzała, jaka delikatna. Można by pomyśleć, że jest dwa razy starsza.
Urwała na moment, patrząc za przejeżdżającą z warkotem taksówką. Ale podjęła
wątek, zanim Lateef zdążył ją ponaglić.
- Tu się myliłam, rzecz jasna. Emily była mimo wszystko nastolatką, piętnastoletnią
dziewczyną obsesyjnie skupioną na sobie, jak każda w jej wieku.,Ja wiem, jak jemu jest
ciężko - powiedziała. - Jak ciężko jest mu nawet mówić . Pokiwałam głową, wciąż jej się
przypatrując i przysłuchując z przyjemnością. Ale następnym zdaniem popsuła wszystko.
- Jakim zdaniem?
- Ze Will powiedział, że ją kocha. I że to musi być prawda, skoro Will jest taki, jaki
jest. Czytałam książkę o schizofrenii - dodała konfidencjonalnie, jakby mnie dopuszczała do
sekretu.
- Schizofrenicy nigdy nie kłamią. Nie potrafią .
Odwróciła głowę, chcąc zbadać reakcję Lateefa. Obawiała się, że nie zareaguje w
ogóle, że nie zrozumie - jej samotność byłaby wtedy absolutna. Nie wyobrażała sobie, co
zrobiłaby w takiej sytuacji.
- Mam inne doświadczenia - rzekł po chwili. - Wszyscy kłamią.
Niemal się roześmiała z wielkiej ulgi.
- Mam nadzieję, że mnie pan nie zalicza do wszystkich, inspektorze.
- Proponuję wejść na górę - mruknął, otwierając drzwi samochodu po swojej stronie.
Jego twarz nagle zrobiła się mała i bez wyrazu.
Violet siedziała twardo na miejscu.
- Emily powiedziała tamtego dnia jeszcze coś, tylko nie zwróciłam wtedy na to uwagi.
Za bardzo byłam poruszona, żeby przemyśleć to gruntownie.
- Co takiego?
Zaczerpnęła powietrza. Już nic więcej nie pozostało.
- Will nazwał ją swoim ulubionym problemem.
Kiedy opowiedział Emily wszystko, popatrzyła na niego i roześmiała się.
- Co się tak na mnie gapisz? - zapytała. - Miałam rozpoznać tę melodię?
- Melodię? - powtórzył, z trudem wypychając słowa z ust. Jego głos brzmiał
wilgotnie.
Kiwnęła głową, znów się roześmiała i ścisnęła go za rękę. Opowiedział jej wszystko, a
ona nie usłyszała ani słowa. Nabrał powietrza i chciał zacząć jeszcze raz od początku, ale nie
wiedział, gdzie jest początek. Nie umiał go sobie przypomnieć. Na początku była Violet, ale
Violet teraz nie miała dla niego znaczenia. Ani doktor Fleisig. Ani szkoła. Bardzo się starał
myśleć jedną myśl naraz. Zamknął usta, zwarł zęby. Początek zdarzył się właściwie dopiero
dziś rano. Nic innego nie miało konsekwencji ani wagi. Jedenastego listopada on, Lowboy,
biegł, żeby złapać pociąg.
Właśnie zaczynał myśleć, gdy wyłonili się z tunelu, właśnie zaczynał zbierać myśli,
ale natychmiast myśleć przestał i ona tak samo. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko przestać
myśleć. Stali jedno obok drugiego na peronie, jak petenci, z rozdziawionymi ustami,
wpatrzeni z niedowierzaniem w połyskliwą czaszę stropu. Nie docierał do nich żaden ziemski
dzwięk. Powietrze w ich gardłach było powietrzem zapomnianej epoki. Znajdowali się
głęboko pod miastem, tam gdzie nie mieli już prawie czym oddychać, a jednak przypadek czy
los sprawił, że wciąż dosięgało ich anemiczne światło. Jej prawe ramię wciskało się w jego
lewe.
- Byłeś tu już kiedyś, Heller?
- Nigdy.
Zaklęła pod nosem.
- Dlaczego ją zamknęli? Wiesz może?
- Zbyt piękna. - Jego głos był z powrotem zrównoważony. - Zbyt tajemnicza.
Patrzył na własne słowa, kulące się i znikające w ciemności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]