[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Nigdy nie zrobiłabym czegoś podobnego. Nie należę do ludzi
mściwych.
Norman wziął ją za rękę.  Cudownie. Pójdziemy? Nie wypuszczał ręki
Lizy. Już dawno nie czuła się tak dobrze.
Norman tryskał siłą i dawał poczucie bezpieczeństwa, i Liza cieszyła się
ze spotkania z nim.
Gdy zbliżali się do parku, Norman wskazał na sprzedawcę kiełbasek. 
Chcesz hot doga?
 Tak, proszę. I dużo musztardy.
 A potem musimy kupić jeszcze orzeszki ziemne dla wiewiórek. Co ty
na to, Lizo? A może nie lubisz wiewiórek?
 Lubię. Bardzo lubię karmić wiewiórki.
Przyglądała się Normanowi, gdy podchodził do sprzedawcy. Wyglądał
jak mały, zadowolony z życia chłopiec. Słyszała jego śmiech i mimo woli
też się uśmiechnęła.
Miło jest przebywać z kimś takim jak Norman, myślała. Dopiero teraz
zdała sobie sprawę, jak samotna była dotychczas.
Wrócił z hot dogami w ręku. Bardzo dobrze wygląda w swoich
wypłowiałych dżinsach  stwierdziła w duchu Liza.  Z pewnością
świadomie ubrał się tak swobodnie, wyglądał świetnie. Nawet znoszone
buty do tenisa nie psuły jego wyglądu.
 Oto twój hot dog  powiedział i wcisnął jej do ręki przekąskę. 
Fistaszków nie dostaniesz. Przeznaczone są dla wiewiórek. Poza tym tuczą.
Czy wiesz, że stosuję dietę?
 Na pewno nie potrzebujesz tego robić, Norman.
 Mężczyzna w moim wieku...
 Norman, przestań! Chodz, pójdziemy nad jezioro.
 Właśnie o tym pomyślałem. Tam jest o wiele bardziej romantycznie. I
są tam ławki.
Liza potrząsnęła głową.  Nie mogę uwierzyć. Czy jesteś rzeczywiście
tym samym mężczyzną? Normanem Hartleyem, którego...
 Po prostu lubię twoje towarzystwo, Lizo. Mówię poważnie. Już
podczas naszego pierwszego wieczoru powiedziałem ci, że czuję się przy
tobie odprężony, a to zdarza mi się rzadko. Nawet nie wiesz, jakie to ważne.
Powoli szli w kierunku jeziora. Liza milczała i czekała, że Norman
będzie mówić dalej.
RS
62
 Dla mnie to coś zupełnie nowego. Ponieważ mnie nie znasz, nie
oczekuję, że zrozumiesz lub mi uwierzysz. Ale bardzo cię lubię, Lizo...
Może usiądziemy?  zapytał, kiedy zauważyli ławkę.
Usiedli, jedli hot dogi i obserwowali kaczki na wodzie. Norman rozrzucił
trochę orzeszków i prawie natychmiast nieśmiało podeszła do nich
wiewiórka.
 Popatrz, Lizo, mamy towarzystwo  Norman zaśmiał się cicho.
Liza przyglądała się, jak zabawne zwierzątko zbliża się do orzeszków.
 Lubisz zwierzęta, prawda Norman?
 Tak. Szczególnie psy. Ale tu, w mieście, nie trzymałbym psa nigdy.
Zbyt często jestem poza domem. Pani Hood powiedziała mi, że oglądałaś
dzisiaj kilka moich domów.
 Tak, i zrobiły na mnie duże wrażenie. To kawał roboty. Widziałam
dom dla starych ludzi i centrum rehabilitacji. Doszło też do moich uszu, że
przeznaczyłeś na to nawet własne pieniądze. Powiedziano mi także, że
odwiedzasz tych ludzi w ciągu tygodnia. Muszę dodać, że byłam nieco
zawstydzona, ponieważ uważałam cię za bezdusznego przedsiębiorcę
budowlanego, którego interesują jedynie pieniądze. I oto dowiedziałam się,
że budowałeś domy nie zarabiając na nich zbyt wiele. Uważam, że jest pan
wspaniałym człowiekiem, Normanie Hartleyu.
Liza pochyliła się i pocałowała go w policzek.
Popatrzył na nią zdumiony.  Dziękuję pani, panno Saunders.
Wolałbym pozostać pospolitym człowiekiem, za jakiego mnie pani uważała.
To byłoby łatwiejsze. Teraz mam wrażenie, że będę musiał sprostać twoim
oczekiwaniom. Jeżeli niebawem osiągnę większy zysk, na pewno ogarną
mnie wyrzuty sumienia.
Liza zaśmiała się. Kosmyk włosów spadł jej na twarz. Norman odgarnął
go delikatnie.
 Co robisz jutro wieczór?
 Nic.
 Miałabyś ochotę pójść ze mną do kina?
 Jutro jesteśmy umówieni na obiad, zapomniałeś?
 Tak, no i?
 Może co za dużo, to niezdrowo.
 Muszę zdecydowanie zaprotestować. Ale możesz przecież
zadecydować o tym jutro w czasie obiadu, czy pójdziesz ze mną do kina.
Liza ponownie zwróciła uwagę na kaczki.  Pójdziemy dalej?  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl