[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Michael Medici. Syn Rose przychodzi na zajęcia do naszego centrum
kultury.
Miło cię poznać przywitał się.
Mnie również. Proszę wybaczyć, pójdę poszukać syna.
Dokończ rogi ścian rozkazała Bella, zastanawiając się, jak
zareaguje na nieprzyjemne zadanie.
Nie ma sprawy. Rozejrzał się po pokoju. Bułka z masłem.
Zaskoczona stwierdziła, że pracował szybko i sprawnie.
Gdzie nabyłeś doświadczenia w malowaniu?
Dwukrotnie pomalowałem cały dom dziecka. Raz, kiedy jako
nastolatek jeszcze w nim mieszkałem, potem kiedy już się wyprowadziłem.
Nie było chętnych, więc ja się zgłosiłem.
I teraz jesteś ekspertem.
Zawsze przyświeca mi ta sama dewiza: Jeśli coś robisz, rób to
najlepiej, jak potrafisz".
Mogła się tego spodziewać. Jego pociąg do współzawodnictwa
narodził się nie tylko z potrzeby przetrwania, ale i chęci bycia najlepszym.
Nadal jednak nie miała pewności, czym się kierował, przyjmując jej wy-
zwanie. Czyżby za twardą powłoką cynika krył się wrażliwy mężczyzna? A
może tylko wymyśliła to sobie w snach? Ogarnęło ją poczucie wstydu.
Dlaczego w ogóle o nim marzyła?
Zjesz coś albo... Nagle budynkiem wstrząsnęła eksplozja. Co to
było? przestraszyła się i pobiegła do drzwi.
Michael chwycił ją za rękę.
Stój! Trzeba jak najszybciej opuścić budynek i zadzwonić po straż
pożarną.
68
R
L
T
Nie mogę wyjść. Co z resztą wolontariuszy?
Ja się tym zajmę. Dym rozchodzi się od tyłu budynku powiedział,
spoglądając w głąb korytarza. Nie wolno tracić czasu. Wyjdz natychmiast
na zewnątrz.
Ale...
Mam cię wynieść? Spojrzał jej groznie w oczy.
Nie, ale...
%7ładnych ale.
Wyjdz i zadzwoń po straż pożarną.
Zirytowana i przestraszona zobaczyła jego niewzruszoną minę i
zrozumiała, że dalsze dyskusje nie mają sensu. Biegnąc do drzwi,
sprawdziła po drodze wszystkie pokoje, czy ktoś nie został, ale najwyrazniej
wszyscy zdążyli się już ewakuować. Na zewnątrz wykręciła numer
ratunkowy, przyglądając się z przerażeniem, jak płomienie obejmują tylną
część budynku.
Chwilę pózniej jakiś mężczyzna wyciągnął przez frontowe drzwi
opierającą się i krzyczącą Rose.
Moje dziecko! Mój syn nadal tam jest!
Bellę ogarnęło przerażenie.
O nie jęknęła i chwyciła w ramiona szlochającą kobietę.
Rozległo się wycie syren. Bella spojrzała w stronę budynku. Gdzie jest
Michael?
Muszę wrócić do środka powiedziała zdecydowanie Rose. Nie
mogę go stracić.
Wszystko będzie dobrze pocieszyła ją Bella. Musisz tu na niego
czekać.
Rose spojrzała na nią przez zapłakane oczy.
69
R
L
T
A jeśli nie wyjdzie? W budynku jest mnóstwo dymu. Prawie nie
mogłam oddychać.
Bellę obleciał strach o Michaela. Nadjechał pierwszy wóz strażacki. W
tym momencie dało się słyszeć kolejną eksplozję. Strażacy otworzyli
frontowe drzwi, przez które wydobyły się kłęby dymu. Ze środka, ciężko
kaszląc, wyłonił się Michael, niosąc na rękach małe dziecko. Był cały w
sadzy. Natychmiast podbiegli do niego lekarze.
Rose powiedziała Bella przez ściśnięte emocjami gardło. Zobacz,
to chyba twój syn.
Rose podniosła głowę i spojrzała we wskazanym kierunku.
Moje dziecko! krzyknęła, łapiąc się za serce, po czym pobiegła do
lekarza, który badał jej syna.
Michael odprawił drugiego lekarza i zaczął się rozglądać w
poszukiwaniu Belli. Gdy jego wzrok zatrzymał się na niej, poczuła się,
jakby trafił ją piorun.
Medici zaczaj iść w jej kierunku, a ona automatycznie ruszyła w jego
stronę. Był cały podrapany i gdzieniegdzie poparzony. Z trudem
powstrzymywał duszący kaszel.
Nie chcę żebyś tak blisko stała.
Ja? Przez cały czas obserwowałam wszystko z boku, kiedy ty byłeś
w środku.
Usłyszałem płacz tego chłopca i nie mogłem go znalezć.
Przeszukałem wszystkie pokoje, ale nigdzie go nie było. W końcu przyszło
mi do głowy, żeby zajrzeć do łazienki. Tam był. Wiadomo, czy wszyscy
wyszli?
Mam nadzieję. Bella rozejrzała się. Wokół budynku gromadził się
coraz większy tłum gapiów.
70
R
L
T
Spójrz, jedna z wolontariuszek sprawdza listę osób.
Kobieta spojrzała na Bellę i pomachała jej.
Michael wziął ją za rękę.
Chodz upewnimy się, że wszyscy są bezpieczni.
Michael skontrolował dwukrotnie, czy wszyscy się uratowali.
Możemy już iść stwierdził w końcu.
Nie sądzisz, że powinieneś dać się obejrzeć lekarzowi?
Nie. Za chwilę będzie tu prasa.
Boisz się prasy?
Nie, ale cenię sobie prywatność.
Nie chcesz, żeby dowiedzieli się, że jesteś bohaterem?
Nie jestem bohaterem. Usłyszałem tylko płaczące dziecko i
wyniosłem je z budynku.
Z płonącego budynku poprawiła. Uważam, że powinien obejrzeć
cię lekarz.
Wystarczy. Skoro tak martwisz się o moje rany, możesz je opatrzyć,
kiedy wrócimy do domu.
Godzinę pózniej Michael wziął prysznic, sycząc z bólu, kiedy woda
obmywała jego zadrapania i oparzenia. Następnie zawinął ręcznik na
biodrach i wszedł do sypialni, w której zastał Bellę. Musiała wcześniej się
wykąpać, ponieważ miała mokre włosy i zmieniła ubranie.
Wskazała na łóżko, na którym na pościeli było rozłożone
prześcieradło.
Masz jakieś plany w stosunku do mnie? Pomimo bólu poczuł, jak
przyśpiesza mu puls.
Podniosła do góry tubę i małą buteleczkę.
71
R
L
T
Maść antybiotykowa i olejek do masażu. Włączyła cicho
relaksacyjną muzykę.
Masaż? uśmiechnął się z aprobatą.
Nie mam uprawnień, ale sporo umiem. Na łóżko wydała
komendę.
Zabrzmiało to jak rozkaz.
Bo to był rozkaz. Uśmiechnęła się i zabrała się do nakładania
maści na rany. Następnie zaczęła delikatnie masować jego ramiona, barki i
ręce, wydając przy tym zmysłowe pomruki.
Michael był przyzwyczajony do tego, że kobiety okazywały mu swoje
zainteresowanie seksualne, ale dotyk Belli był inny. Zawierał w sobie
czułość, która sięgała głębiej pod skórę. Nie pamiętał, kiedy ktoś po raz
ostatni opatrywał mu rany. Zwykle sam o siebie dbał. Dlaczego nagle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]