[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko pretekstu, \eby tego nie zrobić. Podsunął mi go. Myślałem, \e zniknie z mego \ycia na za-
wsze, bo wydawało mi się, \e nie pozostawiłem mu w królestwie ani jednego miejsca, gdzie
mógłby grać. Okazało się, \e jedno takie miejsce pozostało. I zagrał mi. Znowu mnie zdradził i
widziałem, jak umiera. Ale on nie umarł. Zamienił tylko jedną maskę na inną. Sporządził
miecz, którym omal go nie zabiłem. Rzucił mnie Ghisteslwchlohmowi jak kość i tego samego
dnia uratował mnie przed Panami Ziemi. Nie pojmuję jego motywów. Nie mogę rzucić mu
wyzwania. Nie mam dowodu, i wybroniłby się z łatwością od ka\dego zarzutu. Przera\a mnie
jego moc. Nie wiem, czym on jest. Jego milczenie jest jak milczenie drzewa... - Morgon
zawiesił głos i wsłuchał się w milczenie Hara.
Po chwili uniósł głowę. Król wpatrywał się wcią\ w ogień, ale Morgon odnosił
wra\enie, \e patrzy tak z odległości wielu wieków. Nie poruszał się, nie widać było nawet, \eby
oddychał. Tak ściągniętej twarzy Morgon jeszcze u niego nie widział, zmarszczki na niej
zdawały się być wy\łobione przez lodowate, bezlitosne wichry, które szalały nad jego krainą.
- Morgonie - wyszeptał - bądz ostro\ny. Dopiero po chwili Morgon uświadomił sobie,
\e nie było to ostrze\enie, lecz prośba. Król przykucnął i ujął Morgona za ramiona tak
delikatnie, jakby dotykał czegoś złudnego, nieuchwytnego, co dopiero zaczyna się
materializować w jego dłoniach.
- Harze...
Król pokręcił głową, ubiegając jego pytanie. Patrzył Morgonowi w oczy z dziwnym
napięciem, jakby chciał wejrzeć w samo serce jego konfuzji.
- Niech harfista sam się ujawni...
13
Tylko tyle powiedział mu król-wilk. Ale Morgon widział po jego oczach, \e wie więcej,
tylko nie chce o tym mówić. Yrth te\ to chyba wyczuł, bo ostatniego wieczoru przed
opuszczeniem Yrye spytał:
- O czym tak rozmyślasz, Harze? Słyszę coś między twoimi słowami.
Siedzieli przy kominku. Wiatr zawodził nad dachem, wysysając strzępy dymu przez
otwór w stropie. Har spojrzał na czarodzieja. Starą twarz miał wcią\ wyostrzoną tym, co
widział. Ale kiedy się odezwał, jego głos był stonowany.
- O niczym takim, co by cię interesowało.
- Dlaczego ja w to nie wierzę? - mruknął Yrth. - Tutaj, w tej izbie, w której od stuleci
\yjesz w prawdzie?
- Zaufaj mi - powiedział Har. Czarodziej zwrócił na niego niewidzące oczy.
- Wybierasz się do Ymris.
- O, nie - wyrwało się Morgonowi. Przestał opierać się Yrthowi. Wsunął się ostro\nie w
aurę czarodzieja, tak jak podchodzi się do niebezpiecznego, nieprzewidywalnego zwierzęcia.
Ale słowa czarodzieja, wypowiedziane tonem ni to stwierdzenia, ni polecenia, obudziły w nim
protest. - Harze, czego chcesz szukać w Ymris? Chyba własnej śmierci.
- Nie zamierzam umierać w Ymris - odparł Har. Wyciągnął nad ogień naznaczone
piętnem vesty dłonie. Ten gest zafascynował Morgona.
- Co więc zamierzasz?
- Odpowiedz za odpowiedz.
- To nie gra, Harze!
- Czy\by? A co znajduje się na szczycie Wie\y Wichrów?
- Nie wiem. Kiedy się dowiem, wrócę tu i podzielę się z tobą swoją wiedzą.
Cierpliwości.
- Skończyła mi się cierpliwość - powiedział Har. Wstał i zaczął krą\yć niespokojnie po
izbie. Zatrzymał się przy czarodzieju, wziął z podłogi dwie małe szczapy drewna i ukląkł, \eby
wsunąć je w ogień. - Jeśli zginiesz - podjął - nie będzie miało dla ciebie znaczenia, gdzie jestem.
Mam rację?
Morgon milczał. Yrth schylił się, dla zachowania równowagi poło\ył dłoń na ramieniu
Hara i podniósł dwie płonące gałązki, które sturlały się z paleniska. Wrzucił je z powrotem w
ogień.
- Trudno będzie przedrzeć się do Wichrowej Wie\y. Ale myślę, \e z pomocą armii
Astrina jest to mo\liwe. - Cofnął rękę z ramienia Hara i otrzepał dłonie z popiołu.
Król wstał. Morgon obserwował jego posępną twarz, wstrzymując się z komentarzem, a
w jego umyśle krystalizowała się stanowcza, niezachwiana decyzja.
Po\egnał się z Harem o świcie następnego dnia, po czym trzy kruki wyleciały w długą
podró\ na południe ku Herun. Lało jak z cebra. Czarodziej prowadził ich ze zdumiewającą
pewnością nad równinnymi połaciami Osterlandu i lasami porastającymi brzegi rzeki Ose.
Postacie zmienili dopiero za Rzeką Zimową, na skraju rozległej ziemi niczyjej, pomiędzy
Osterlandem i Ymris. Trzeciego dnia podró\y, przed samym zmierzchem, deszcz wreszcie
ustał. Wylądowali na ziemi i wrócili do własnych postaci.
- Na Hel - zwrócił się Morgon do czarodzieja zajętego rozpalaniem ogniska z
namokniętych patyków - jak to mo\liwe, \e jesteś takim dobrym przewodnikiem?
Doprowadziłeś nas prosto do Rzeki Zimowej. I jak zdołałeś pokonać drogę z Isig na Hed i z
powrotem w zaledwie dwa dni?
Yrth zwrócił twarz w stronę, z której dobiegał głos Morgona. Spod jego palców strzelił
płomyk i drewno się zajęło. Czarodziej cofnął ręce.
- To instynkt - powiedział. - Ty, lecąc, za du\o myślisz.
- Być mo\e. - Morgon przykucnął przy ognisku. Raederle, oddychając głęboko
wilgotnym, pachnącym sosną powietrzem, spoglądała na rzekę.
- Morgonie, mo\e nałowiłbyś ryb? Jestem głodna, a nie chcę powracać do postaci kruka
tylko po to, \eby zjeść... co tam kruki jedzą. Ja nazbieram grzybów, dobrze?
- Czuję zapach jabłek - powiedział Yrth. Wstał i ruszył w kierunku, z którego ten aromat
go dolatywał. Morgon patrzył za nim z niedowierzaniem.
- Ja tam \adnych jabłek nie czuję - wymruczał. - A lecąc, prawie wcale nie myślę. -
Wstał i pochylił się nad Raederle, \eby ją pocałować. - Czujesz jakieś jabłka?
- Czuję rybę. I nadciągający deszcz. Morgonie... - Objęła go niespodziewanie za szyję i
zmusiła, by przy niej usiadł. Szukała słów.
- O co chodzi?
- Sama nie wiem. - Przesunęła dłonią po włosach. W jej oczach malowało się
zakłopotanie. - On porusza się po ziemi jak Mistrz...
- Zauwa\yłem.
- Bardzo się staram... staram się mu ufać. Ale potem przypomina mi się, jak cię
skrzywdził. Wtedy zaczynam się go bać. I nachodzą mnie wątpliwości, dokąd nas tak naprawdę
prowadzi... A potem znowu zapominam o tym strachu. - Pociągnęła w zamyśleniu kosmyk
mokrych włosów Morgona. - Morgonie... - Co?
- Sama nie wiem. - Podniosła się z ziemi zła na siebie. - Sama nie wiem, co o tym
myśleć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl