[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Raederle zsunęła powoli z ramion ciepłą opończę, podciągnęła kolana i wsparła się o nie
czołem. Obolałe kości protestowały przy najmniejszym ruchu. W milczeniu, jakie zapadło na
polance, wyczuła wyczekiwanie, powiedziała wiec, zacinając się lekko:
- To była... do mojej izby przyszła zmiennokształtna, rozmawiała ze mną. Kiedy
odeszła, zapragnęłam... gorąco zapragnęłam odnalezć Morgona. Byłam jak w transie.
Opuściłam zamek Danana i szłam pośród nocy a\ do zachodu księ\yca. Potem poło\yłam się
spać i rankiem ruszyłam w dalszą drogę, i tak... tak dotarłam a\ tutaj. Przepraszam za pułapki,
które za sobą zostawiałam.
- Co ona ci powiedziała? Có\ takiego mogła powiedzieć, \e uciekłaś bez słowa?
Raederle uniosła głowę.
- Nie umiem teraz o tym rozmawiać, Lyro - wyszeptała. - Powiem ci, ale nie teraz.
- No dobrze. - Lyra z trudem przełknęła ślinę. - Dobrze. Mo\esz wstać?
- Tak. - Raederle, podtrzymywana przez Lyrę, podniosła się z ziemi; Tristan schyliła się
po jej opończę, zwinęła ją w kłębek i rozejrzała się niespokojnie.
Raederle te\ potoczyła wkoło wzrokiem. Po Dethu nie było śladu. Rozpłynął się wraz z
nocą, jak sen, ale Goh, jedna ze stra\niczek, zbadawszy metodycznie zdeptaną trawę przy
wygasłym ognisku, orzekła:
- Był tu jakiś jezdziec. - Spojrzała na południe, jakby go odprowadzała wzrokiem. -
Tam pojechał. Sądząc po wielkości kopyt, koń pochodził z hodowli w An. To nie był
zwyczajny koń pociągowy ani rumak bojowy z Ymris.
- Spotkałaś się tu z ojcem? - spytała z niedowierzaniem Lyra. Raederle pokręciła głową
i dopiero teraz zobaczyła w rękach Tristan grubą, bogato zdobioną, granatową opończę.
Zacisnęła zęby, wyrwała dziewczynie opończę z rąk i rzuciła ją w popiół wygasłego ogniska;
przed oczyma stała jej twarz harfisty, zmieniająca się wraz z falowaniem płomieni. Objęła się
ramionami.
- To był Deth - powiedziała ju\ spokojnym głosem.
- Deth - powtórzyła Lyra, i Raederle dostrzegła w jej oczach cień tęsknoty. - Był tu?
Rozmawiałaś z nim?
- Tak. Podzielił się ze mną posiłkiem. Nie rozumiem go. Przyznał, \e wszystko, co
opowiadał o nim Morgon, to prawda. Wszystko. Nie rozumiem go. Odszedł bez po\egnania,
kiedy spałam. Zostawił mi swoją opończę.
Lyra odwróciła się na pięcie i schyliła, by obejrzeć ślady znalezione przez Goh. Po
chwili stanęła prosto, spoglądając na południe.
- Jak dawno stąd odszedł?
- Lyro - powiedziała cicho Imer, ściągając na siebie wzrok Lyry. - Jeśli zamierzasz
tropić tego harfistę po bezdro\ach królestwa, to sama. My wracamy do Herun i tobie te\ to
radzę. Jeśli ruszymy od razu, dotrzemy tam mo\e przed Morgonem i będziesz go mogła o
wszystko wypytać. Sama jego opowieść będzie tam pewnie przed nami i morgola mo\e nas po-
trzebować.
- Do czego? Do pilnowania granic Herun przed Dethem.
- A mo\e - odezwała się uspokajającym tonem Goh - on ma na swoje usprawiedliwienie
coś, co chce wyznać tylko morgoli.
- Nie - mruknęła Raederle. - Powiedział, \e nie pójdzie do Herun.
Zapadło milczenie. Zerwał się lekki, pachnący słodko wietrzyk, skradający się na
południe jak myśliwy. Lyra wpatrywała się w le\ącą w popiele opończę.
- W to, \e zdradził Naznaczonego Gwiazdkami, potrafię jeszcze uwierzyć - odezwała
się cicho - ale nigdy nie uwierzę, \e zdradził równie\ morgolę. On ją kochał.
- Ruszajmy - ponagliła łagodnie Kia. - Wracajmy do Herun. śadna z nas nie wie ju\, co
dalej robić. Dziko tu i niebezpiecznie; nie jesteśmy u siebie.
- Skoro Morgon zmierza do Herun, to ja te\ tam jadę - powiedziała Tristan. -
Gdziekolwiek to jest.
- Płynąc morzem, mogłybyśmy dotrzeć tam przed nim - zauwa\yła Raederle. - Czy
Bri... Gdzie jest Bri Corbett? Puścił was za mną same?
- Nie pytałyśmy go o pozwolenie - odparła Lyra. Stra\niczki dosiadały ju\
wierzchowców. - Przyprowadziłam twojego konia. A Bri Corbetta widziałam ostatni raz, kiedy
wybierał się z Dananem i górnikami na przeszukiwanie kopalni.
Raederle ujęła w dłoń cugle i sztywno dosiadła konia.
- Mnie tam chcieli szukać? Skąd im przyszło do głowy, \e zeszłam do kopalni?
- Stąd, \e Morgon, bawiąc w gościnie u Danana, te\ tam zszedł - wyjaśniła Tristan.
Wskoczyła zwinnie na małego, kosmatego kucyka, którego jej kupiły stra\niczki. Na twarzy
dziewczyny wcią\ malowało się zatroskanie; nawet na wspaniały profil Isig spoglądała niechęt-
nym okiem. - Tak powiedział Danan. Wstałam dzisiaj wcześnie rano, \eby z tobą
porozmawiać, bo miałam zły sen. Ale ciebie nie było. Palił się tylko ogień biały jak rzepa. Tak
się przestraszyłam, \e obudziłam Lyrę. A ona obudziła króla. Danan kazał nam zostać w
zamku, a sam poszedł cię szukać w kopalniach. Obawiał się te\, \e ktoś mógł cię uprowadzić.
Ale Lyra w to nie wierzyła.
- Dlaczego? - spytała Raederle, spoglądając ze zdumieniem na Lyrę. Jechały ju\ przez
las otoczone luznym pierścieniem stra\niczek.
- Czy uprowadzana zabierałabyś z izby wszystko, co by tam było do jedzenia? - odparła
Lyra. - To bez sensu. Zostawiłam więc Danana przeszukującego zamek i kopalnie i zeszłam do
miasteczka po stra\niczki. Przekazałam Dananowi wiadomość, dokąd się udajemy. Bez trudu
trafiłyśmy na twój trop; ziemia jest jeszcze rozmiękła po wiosennych roztopach, drogę
wskazywały nam równie\ strzępki twojej sukni, które zostawiałaś na nadrzecznych krzakach.
Ale w pewnej chwili twój koń nastąpił na jedną z rzuconych przez ciebie nici i wyrwał się Goh,
która go prowadziła; uganiałyśmy się za nim przez godzinę. A kiedy udało się nam go w końcu
schwytać, Kia najechała na drugą nić i zanim zdą\yłyśmy zareagować, koń poniósł ją w za-
rośla. I znowu straciłyśmy mnóstwo czasu na szukanie jej. Po tych przygodach zaczęłam
uwa\nie wypatrywać twoich nitek na ziemi. Ale nie od razu dotarło do mnie, dlaczego nasze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]