[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ponad chmury.
Teraz miaÅ‚ o wiele wa¿niejsze zajêcie. ByÅ‚ stra¿nikiem ciaÅ‚a mi-
strza Skywalkera.
Przez uchylone drzwi ogromnej sali audiencyjnej wpadała nie-
mal pozioma jasna smuga, rzucaj¹c na posadzkê dÅ‚ugi klin SwiatÅ‚a.
Wokół ciaÅ‚a Luke a pÅ‚onêÅ‚o dwanaScie Swiec, umieszczonych tam
po jednej przez ka¿dego ucznia Jedi. Ich pÅ‚omyki otaczaÅ‚y nieru-
chome ciaÅ‚o ochronn¹, chocia¿ niezbyt jasn¹ aureol¹. Tylko one
błyszczały w ciemnoSciach, które ze wszystkich stron napierały na
bezbronne ciało.
Streen mruczaÅ‚ coS do siebie. Nie, nie bêdzie siê wsÅ‚uchiwaÅ‚ w sÅ‚o-
wa mê¿czyzny spowitego caÅ‚unem mroku. Nie, nie zostanie posÅ‚usz-
nym sÅ‚ug¹ Exara Kuna. Nie, nie zrobi niczego, co mogÅ‚oby wyrz¹-
dziæ jak¹kolwiek krzywdê ciaÅ‚u mistrza Skywalkera! Nie!
Palcami jednej dÅ‚oni, pokrytej sêkatymi odciskami, obejmowaÅ‚
chÅ‚odn¹ rêkojeSæ Swietlnego miecza Luke a.
Tym razem zamierzaÅ‚ walczyæ. Tym razem mroczny mê¿czyzna
nie mo¿e go pokonaæ. Niektórzy spoSród pozostaÅ‚ych uczniów nie
131
kryli powa¿nych w¹tpliwoSci, czy powinno siê zostawiaæ Streena
sam na sam z ciałem mistrza Skywalkera, zwłaszcza wówczas, gdy
byÅ‚ uzbrojony w broñ rycerzy Jedi. Stary pustelnik jednak tak bar-
dzo bÅ‚agaÅ‚ o to, ¿eby daæ mu jeszcze jedn¹ szansê odkupienia winy,
¿e Kirana Ti stanêÅ‚a po jego stronie.
Pozostali obiecali, ¿e bêd¹ mieli na niego oko. Mistrz Skywalker
byÅ‚ w niebezpieczeñstwie, ale musieli zgodziæ siê na to ryzyko.
Streen pozwoliÅ‚, ¿eby pieszczotliwe macki snu przeniknêÅ‚y do
jego mySli. OpuSciÅ‚ na piersi posiwiaÅ‚¹ gÅ‚owê. Szepcz¹ce gÅ‚osy roz-
brzmiewaÅ‚y w niej niczym szmer wiatru, wypowiadaj¹c Å‚agodne sÅ‚o-
wa, koj¹ce zdania... zimne obietnice.
SÅ‚owa nakazywaÅ‚y mu, ¿eby siê obudziÅ‚, ale Streen opieraÅ‚ siê im
z caÅ‚ej siÅ‚y, nie wiedz¹c, czy s¹ podszeptami zÅ‚ego ducha, czy tylko
¿¹daniami pozostaÅ‚ych uczniów. Kiedy stary mê¿czyzna zoriento-
waÅ‚ siê, ¿e zbyt dÅ‚ugo nie mo¿e rozstrzygn¹æ tej w¹tpliwoSci, zmusiÅ‚
siê do przebudzenia.
Kiedy zacz¹Å‚ mrugaæ oczami, gÅ‚osy natychmiast ucichÅ‚y. Ciszê
zakłóciÅ‚ jednak inny gÅ‚os, tym razem naprawdê rozbrzmiewaj¹cy
w wielkiej sali.
Obudx siê, mój uczniu. Wieje wicher.
Streen skupiÅ‚ spojrzenie na czarnej postaci Exara Kuna, unosz¹-
cej siê nieruchomo nad centralnym punktem ogromnej komnaty.
W migotliwym blasku Swiec i nikÅ‚ej poSwiacie wpadaj¹cej przez
Swietliki pustelnik dostrzegał mroczne kształty jakby wyrzexbione
dÅ‚utem snycerza. WidziaÅ‚ wiêcej szczegółów sylwetki i stroju mê¿-
czyzny spowitego caÅ‚unem mroku ni¿ kiedykolwiek przedtem.
Exar Kun zwróciÅ‚ w jego stronê czarn¹ twarz, jak gdyby wycio-
san¹ z bloku smolistej lawy. ByÅ‚o widaæ wystaj¹ce koSci policzko-
we, harde oczy i w¹skie, okrutne, gniewnie zaciSniête wargi. Na ra-
miona spływały długie włosy, podobne do ebonitowych nici, prze-
wi¹zane z tyÅ‚u gÅ‚owy w taki sposób, ¿e przypominaÅ‚y koñski ogon.
Ciało Exara Kuna okrywał gruby, jakby watowany czarny pancerz,
a na czole pulsowaÅ‚ tatua¿ pÅ‚on¹cego czarnego sÅ‚oñca.
Streen powoli wstaÅ‚, opieraj¹c siê lew¹ rêk¹ o blat stoÅ‚u. CzuÅ‚, ¿e
jest spokojny i opanowany, chocia¿ rozgniewany na mrocznego
mê¿czyznê za to, ¿e wykorzystaÅ‚ chwilê jego sÅ‚aboSci i u¿yÅ‚ jej jako
przynêty, by przeci¹gn¹æ go na swoj¹ stronê.
Tym razem nie bêdê sÅ‚uchaÅ‚ twoich rozkazów, mê¿czyzno spo-
wity całunem mroku oznajmił.
Exar Kun siê rozeSmiaÅ‚.
132
A jak chciaÅ‚byS mi siê przeciwstawiæ? odparÅ‚. Ju¿ przeci¹-
gn¹Å‚em ciê na swoj¹ stronê.
Je¿eli naprawdê w to wierzysz odezwaÅ‚ siê Streen, bior¹c gÅ‚ê-
boki oddech i staraj¹c siê, ¿eby jego gÅ‚os zabrzmiaÅ‚ donoSniej po-
peÅ‚niÅ‚eS pierwszy powa¿ny bÅ‚¹d.
Wyci¹gn¹Å‚ dÅ‚oñ z rêkojeSci¹ Swietlnego miecza Luke a i przyci-
sn¹Å‚ guzik, z gÅ‚oSnym trzaskiem zapalaj¹c Swietliste ostrze.
Ku zdumieniu i zadowoleniu Streena cieñ Exara Kuna siê cofn¹Å‚.
Doskonale odezwaÅ‚ siê mroczny duch z brawur¹, która bez
w¹tpienia byÅ‚a udawana. A teraz unieS miecz i rozetnij ciaÅ‚o Sky-
walkera na poÅ‚owy. Miejmy to ju¿ za sob¹.
Streen zbli¿yÅ‚ siê o krok do Exara Kuna i skierowaÅ‚ ostrze miecza
w stronê zjawy.
To ostrze jest przeznaczone dla ciebie, mê¿czyzno spowity ca-
Å‚unem mroku.
Je¿eli wydaje ci siê, ¿e ta broñ mo¿e wyrz¹dziæ mi jak¹kolwiek
krzywdê, mo¿e powinieneS zapytaæ swojego przyjaciela, Gantorisa
odparÅ‚ Kun. A mo¿e ju¿ zapomniaÅ‚eS, co siê z nim staÅ‚o, kiedy
postanowiÅ‚ mi siê przeciwstawiæ?
Przez umysÅ‚ Streena przemknêÅ‚a wizja sczerniaÅ‚ych szcz¹tków
przywódcy kolonistów z Eol Sha, wypalonych od Srodka i rozsypu-
j¹cych siê na proch, strawionych pÅ‚omienistym ¿arem ciemnej stro-
ny. Kun musiaÅ‚ Swiadomie przypomnieæ j¹ Streenowi w tej chwili,
chc¹c osÅ‚abiæ jego ducha walki i wzbudziæ przera¿enie. Gantoris byÅ‚
przyjacielem Streena: obaj byli pierwszymi kandydatami Jedi, któ-
rych znalazÅ‚ mistrz Skywalker podczas poszukiwañ.
Zamiast wzbudziæ panikê i przera¿enie, wizja tylko wzmogÅ‚a de-
terminacjê Streena. Pustelnik z Bespina zrobiÅ‚ nastêpny krok w kie-
runku cienistej zjawy, nie spuszczaj¹c z niej spojrzenia.
Nie jesteS tu mile widzianym goSciem, Exarze Kunie powie-
dział.
Ku jego jeszcze wiêkszemu zdumieniu mroczny duch pradawne-
go Lorda Sithów znów cofn¹Å‚ siê przed nim, unosz¹c siê nad prome-
nad¹.
Je¿eli bêdziesz stawiaÅ‚ mi opór, Streen, potrafiê znalexæ inny
sposób zmuszenia ciê do posÅ‚uszeñstwa. Kiedy ponownie znajdziesz
siê w mojej mocy, nie oka¿ê ci ¿adnej litoSci. Moi bracia Sithowie
posÅ‚u¿¹ siê caÅ‚¹ moc¹, jak¹ przechowuj¹ w murach wszystkich Swi¹-
tyñ. Je¿eli nadal bêdziesz mi siê przeciwstawiaÅ‚, sprawiê, ¿e twoje
ciaÅ‚o zostanie przenikniête takim bólem, którego nawet nie potrafisz
133
sobie wyobraziæ. Bez koñca bêdziesz cierpiaÅ‚ niewysÅ‚owione mêki...
wszystkie, jakimi zechcê udrêczyæ twoje ciaÅ‚o!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]