[ Pobierz całość w formacie PDF ]

naturalny jest niewielki. Rozumiesz, wielu ginie w czasie przelotów, od burzy, wyczerpania,
choroby, ataku dzikich, drapieżników, czasem zimna i głodu&  Wzruszył ramionami.
 Aha! Dobór naturalny, który sam w sobie jest niezły, jeśli to ciebie natura wybrała do
przetrwania. Inaczej to tragedia.  Van Rijn pogładził się po bródce. Wokół niej policzki
pokryły się szczeciną w miarę jak mijało działanie inhibitora zarostu.  No więc mamy już
pewne pojęcie, skąd u nas rozum. Albo zamarzniesz  albo odlecisz do ciepłych krajów. A jak
już lecisz  uważaj na to, co cię może po drodze spotkać, verrek!
Na nowo podjął hałaśliwą wspinaczkę po ścieżce.  Ale teraz trzeba się zastanowić nad
obecnymi kłopotami, a w szczególności dlatego, że dotyczą one również Nicholasa van Rijna. Co
jest nie do zniesienia. Hm! Powiedz mi coś jeszcze. Rozumiem, że Flota rozpędziła was na cztery
wiatry i zepchnęła tutaj, gdzie jedyny płaski teren to ten, który narysowano na mapie. A wy
chcecie z powrotem do domów na niziny. Chcecie także pozbyć się Floty.
 Broniliśmy się dzielnie  sztywno odparł Trolwen.  Wciąż możemy dać im się we znaki
 i zrobimy to, na ducha mojej babki! Były ważne powody, dla których doznaliśmy tak ciężkiej
porażki. Przybyliśmy tu zmęczeni i głodni po dziesiątkach dni lotu; po wiosennej podróży do
domu każdy jest słaby. Nasze twierdze były już zajęte. Miotacze ognia Drakhonów zniszczyły
nasze łodzie i uniemożliwiły walkę z nimi na morzu, gdzie skupione są ich główne siły.
Zacisnął zęby w drapieżnym odruchu.  Musimy szybko ich pokonać! Jeśli się to nie uda, to
po nas. A oni wiedzą o tym!
 Jeszcze niezbyt dobrze to rozumiem  przyznał van Rijn.  Cały ten pośpiech stąd, że
wasze młode rodzą się jednocześnie, nie?
 Tak.  Trolwen dotarł do szczytu i czekał pod murem Salmenbroku na swego
zadyszanego gościa.
Jak każda osada Lannachów, Salmenbrok był ufortyfikowany przeciwko wrogom 
inteligentnym lub zwykłym zwierzętom. Nie było tu palisady, która nie miała sensu na tej
planecie, gdzie wszystkie wyższe formy życia natura obdarzyła skrzydłami. Typowy budynek
kształtem przypominał dawną ziemską kamienicę. Na parterze drzwi nie było, a tylko wąskie
szczeliny służyły jako okna. Do środka wchodziło się przez górne piętro lub właz w strzesze.
Fortyfikacja dworku nie polegała na stawianiu murów, ale na łączeniu poszczególnych
budynków krytymi mostami i podziemnymi przejściami.
Tu, na wzgórzach, powyżej granicy lasu domy były zbudowane z kamienia wiązanego
zaprawą, a nie z kłód drewna częściej spotykanych wśród klanów nizinnych. Jednak ta osada
została wybudowana solidnie, urządzona na tyle wygodnie, by wskazywać, o ile zamożniejsze
muszą być tereny nizinne.
Van Rijn poświęcił wiele czasu na podziwianie takich przedmiotów jak drewniane zegary
zbudowane na wzór chińskich łamigłówek, drewniana tokarka z ostrzem wykonanym z mozolnie
obrobionego diamentu, oraz drewniana piła z wymiennymi zębami ze szkła wulkanicznego.
Osiedlowy wiatrak służył do mielenia orzechów i mąki, a także napędzał wiele innych
mniejszych maszyn, wśród których znajdowała się pompa napełniająca wodą wielki zbiornik
wykuty w nawisie skalnym nad osadą. Gdy nie było wiatru, ze zbiornika spuszczano wodę, która
wprawiała młyn w ruch. Ujrzał nawet niedużą kolej, złożoną z napędzanych żaglami
wyplatanych wózków na drewnianych kołach toczących się po szynach z utwardzonego drewna.
Wózki zwoziły krzemień i obsydian z miejscowych kamieniołomów, drewno z lasów, suszone
ryby z nizin oraz wyroby rzemieślnicze z całej wyspy. Van Rijn był wniebowzięty.
 Aha!  powiedział.  Handel! Właściwie jesteście kapitalistami. Ha, do diabła, myślę, że
wkrótce ubijemy jakiś interes!
Trolwen wzruszył ramionami.  Tu prawie zawsze wieje silny wiatr. Dlaczego nie ma nam
pomóc w transporcie ciężarów? Wykonanie tych maszyn zabrało wiele czasu  my nie jesteśmy
podobni do Drakhonów, którzy padają z wyczerpania po ciężkiej pracy.
Mieszkańcy Salmenbroku, rodowici i tymczasowi, zbiegli się wokół van Rijna mamrocząc
coś, podskakując, trzepocąc skrzydłami; dzieci plątały mu się pod nogami, a matki przywoływały
je do powrotu.
 Do stu tysięcy purpurowych diabłów!  wrzasnął van Rijn.  Czy ja jestem kandydatem
na prezydenta i może jeszcze mam całować dzieci wyborców, co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl