[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alain widział już to spojrzenie. Roddy miał je w swoim repertuarze, kiedy się nie
kontrolował. Alain zastanawiał się czasem, czy ci służalcy dysponują nim z powodu świadomego
aktu autoironii ich pana. - Szef na mnie czeka - powiedział. - Nikt wam nie mówił, żeby się nie
gapić? Złaźcie mi z drogi.
Strażnicy obrzucili go wolno spojrzeniem i jeszcze wolniej odsunęli się sprzed drzwi, jakby
polecenie przesyłano z ich mózgów do mięśni nie za pomocą impulsów bioelektrycznych, a
posłańca. Alain przepchnął się między nimi, wstrzymując oddech. Lepiej było nie oddychać zbyt
głęboko w pobliżu służby Roddy'ego.
Zagłębił się w mrocznym wnętrzu i zatrzymał na chwilę, żeby pozwolić oczom na
akomodację do odmiennego źródła światła, pochodzącego wyłącznie z pochodni, zawieszonych na
dość odległych ścianach. Całe wnętrze góry było wydrążone. Zaczął iść po polodowcowej,
kamiennej powierzchni. Wirtualne miejsce pracy Roddy'ego było Grotą Władcy Gór. Nagie,
kamienne ściany miały szary odcień, a cała przestrzeń usiana była klonami strażników u wrót.
Wyglądali jak genetycznie zmodyfikowane potworki, gotowe spełniać rozkazy swego pana.
Niektórzy mieli za dużo nóg. Inni niestety za mało i przypominali owady, którym nieznośne,
znudzone dziecko powyrywało kończyny. Alain nie upierał się przy ścisłym przestrzeganiu zasady
Bądź Dobry dla Swoich Stworzeń, tak głośno propagowanej przez niektórych twórców online, ale
nie podobało mu się aż takie okrucieństwo. To było mało subtelne. Unikał kontaktu wzrokowego z
trollami i dziwadłami czołgającymi się po podłodze, pomagając sobie szponiastymi łapami, i szedł
dalej.
Dotarł wreszcie do przeciwległego krańca sali, gdzie paliło się ognisko, a za nim, na tronie
wyciosanym z wyjątkowo masywnego stalagmitu, siedział Roddy. Obserwował Alaina - nie spuścił
go z oka przez cały czas, kiedy Alain pokonywał czterystumetrową drogę do tronu.
Alain przyzwyczaił się już do tego triku z baczną obserwacją. Kiedy się jednak zbliżył,
zdziwiło go coś innego. Roddy przekładał między palcami substancję, która opadała mu na kolana,
a następnie na podłogę pod tronem, tworząc coś na kształt jasnego motka płonącej przędzy.
Gdy Alain stanął w odległości jakichś sześciu metrów od tronu, miał okazję przyjrzeć się jej
bliżej. Wyglądała na gigantyczny łańcuch DNA. Roddy rozplątywał jeden jego koniec, tak że
wiązania wodorowe kwasu nukleinowego zwisały luzem pomiędzy dwiema głównymi spiralnymi
łańcuchami niczym poluzowane szczeble drabiny.
To dało Alainowi do myślenia. Symbolika w wirtualnym świecie była niesłychanie
różnorodna - co stanowiło jedną z jego największych atrakcji - ale kiedy człowiek pracował na tak
powszechnie znanym symbolu jak DNA, nie było sensu dopatrywania się w tym czegokolwiek
innego.
Co on knuje tym razem? - pomyślał Alain. Z Roddym nigdy nic nie było wiadomo, oprócz
faktu, iż będzie to coś szatańskiego. -
Długo się tu wybierałeś - powiedział Roddy, przestając się wpatrywać w Alaina i
przenosząc wzrok na „przędzę”.
- Przyszedłem tak szybko, jak mogłem. Szkoła...
- Daruj sobie - przerwał mu Roddy. - Obiecałeś im, że nie przyjdziesz.
- Czysto polityczna deklaracja - wyjaśnił Alain. - Nie ma szans, żeby się dowiedzieli, czy tu
byłem czy nie.
- To czemu tak zwlekałeś? - spytał Roddy, spoglądając na niego.
Alain wytrzymał to spojrzenie, żeby nie dać po sobie poznać, jaki był prawdziwy powód: że
nie szkodziło trochę go potrzymać w niepewności.
Tylko że Roddy nie wyglądał na zdenerwowanego... wręcz przeciwnie, wydawał się
zupełnie odprężony. Manipulował przy DNA ze stopami opartymi na kamiennym podnóżku, od
czasu do czasu rzucając okiem na helisę kwasu dezoksyrybonukleinowego, jakby nie wiedział, czy
połączyć jedno czy spruć dwa oczka.
- Posłuchaj, byłem zajęty. Niektórzy z nas mają życie poza VR, wiesz? - Rozejrzał się po
kamiennym pomieszczeniu i krzątających się wokół stworach.
- Strata czasu - stwierdził Roddy, kończąc jedną część „plecionki” i przesuwając ją w
rękach, jakby szukał w łańcuchu konkretnej cząstki. - Na zewnątrz nic nie jest tak interesujące jak
to.
Alain już nie raz słyszał wykład Roddy'ego na ten temat... i nie miał ochoty wysłuchiwać go
teraz. Roddy bardzo emocjonalnie podchodził do tego tematu, jak już raz zaczął. Alain nie miał
pojęcia, jak wygląda jego życie rodzinne, i wcale nie chciał wiedzieć.
- Być może - przyznał. - Nad czym pracujesz?
- Nad częścią mojego nowego laboratorium - odpowiedział Roddy. - Będę gotowy do
zaprezentowania go pozostałym pod koniec tygodnia.
- Czyli grupie?
- Myślałem, żeby ich zaprosić - powiedział Roddy - między innymi.
Alain zamrugał oczami, słysząc to. - Nie przyjdą.
- Ależ tak.
- Och, Rod, zdaje się nie rozumiesz, jak bardzo się na ciebie wkurzyli. Gdybyś tego nie
zrobił...
- Ale zrobiłem - przerwał mu Roddy, zatrzymując się, żeby przyjrzeć się dokładniej jednej z
cząstek DNA i znów wracając do szybkiego przesuwania łańcucha w rękach.
- I tak są za głupi, żeby zrozumieć co starałem się im zrobić. Dla nich zrobić. I ta mała
żmija, Maja - dodał. - To wszystko jej wina.
- Co takiego? - Alain spojrzał na Roddy'ego trochę zdezorientowany. - O czym ty mówisz?
- Miała podkulić ogon i schować się w kąt - wymamrotał Roddy. - A nie stawiać się,
walczyć. Nie ma w niej wcale chęci walki.
- Tego bym nie powiedział...
Roddy spojrzał na niego błyszczącymi oczami. - Nie miała! Nie miała, dopóki Grupa nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl