[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panujący tłok trudno byłoby się przecisnąć.
Jim odnosił wrażenie, że odległości w budynku są niemal
tak duże jak podczas ich wędrówki ulicami miasta. W końcu
dotarli do pomieszczeń, urządzonych w sposób bardziej
wyszukany. Dafydd poprowadził ich do niszy przy oknie.
Ostre promienie przezierały przez szyby, ponieważ wszystkie
okna były tu oszklone.
- Tutaj korytarz rozdziela się na dwa inne. Nie mam
pojęcia, którą trasę powinniśmy wybrać. Jamesie, co ty
o tym sądzisz?
Jim zadumał się nad powstałą sytuacją.
- Prawy korytarz - zaczął wreszcie wolno - ma
okna. Lewy nie. Założę się, że to właśnie lewy prowadzi do
apartamentów króla Jeana, bowiem jego pokoje mają okna
wychodzące na drugą stronę.
Pomyślał przez moment.
- Wybierzmy więc lewy korytarz, ale zamiast od razu
iść dalej, poczekajmy na jakiegoś sługę i powędrujemy za
nim. Wtedy, obserwując, które drzwi otwiera, może czegoś
się dowiemy.
- Dobrze to obmyśliłeś, Jamesie - pochwalił Daffyd.
- Jest w tym pewne ryzyko, ale jeśli upewnimy się, że lewy
korytarz prowadzi do prywatnych apartamentów króla, wtedy
będziemy całkowicie pewni, że nie dotrzemy tam prawym.
- Czeladnik mówił mi - szepnął łucznik - że pokój
Ecottiego znajduje się tuż obok tajnej komnaty królewskiej
i jest połączony z nią przejściem, aby król mógł przywołać
go do siebie o każdej porze dnia i nocy.
- Warto o tym pamiętać, jeśli to oczywiście prawda -
stwierdził Jim. - Teraz więc zaczekajmy na sługę, idącego
w tamtą stronę.
Minął dobry kwadrans, zanim zjawił się służący, lecz
skręcił w prawy korytarz, z którego nie zamierzali korzystać.
Jednak niemal tuż za nim nadszedł następny, który skiero-
wał się na lewo.
Podobnie jak jego poprzednik, niósł tacę, na której
znajdowało się kilka butelek wina i dwie kształtne szklanki,
zupełnie niepodobne do tych w karczmie - grubych
i niezgrabnych.
Podążyli za nim. Kiedy ich mijał, przesunął po nich
wzrokiem. Ponieważ podłoga była tu wyścielona dywanami,
wiec także ich kroki były bezszelestne. Służący zatrzymał
się przed jakimiś drzwiami i balansując tacą w jednym
ręku, drugą zapukał.
Widać w ten sposób miał obowiązek obwieszczać swoje
przybycie, chociaż czternastowieczni słudzy najczęściej
wchodzili do pomieszczeń swych państwa bez zaproszenia.
Nie zauważali, lub przynajmniej starali się sprawiać takie
wrażenie, tego, co zastawali w środku, a znajdujący się tam
nie zwracali uwagi na ich obecność.
Niewidzialni przyjaciele zatrzymali się tuż za plecami
sługi i czekali. Sługa po chwili wzruszył ramionami, nacisnął
klamkę i wszedł, zostawiając za sobą na wpół otwarte drzwi.
Już mieli zamiar pójść za nim, ale Jim wyciągnął rękę,
aby ich powstrzymać.
Bez słowa wskazał drzwi. Na futrynach były wymalowane
jakieś dziwne symbole, na pozór bez znaczenia. Jim odsunął
się od wejścia i wyszeptał:
- To chyba pokój Ecottiego.
Daffyd przytaknął. Secohowi świeciły się oczy i wyglądał
na bardzo podekscytowanego. Jim z powrotem zbliżył się
do drzwi, a reszta podążyła za nim.
Służący stawiał właśnie tacę na małym stoliku przy
łóżku, na którym leżał na plecach śpiący mężczyzna. Przez
szeroko otwarte usta wydobywało się głośne chrapanie.
Miał szczupłą twarz, którą zazwyczaj określa się mianem
lisiej. Spod szlafmycy wystawały rzadkie, kręcone, czarne
włosy.
Sługa odstawił tacę i wyszedł z pokoju. Jim odsunął
swych towarzyszy i zrobił krok naprzód, stając twarzą
r twarz ze sługą, który właśnie odwracał się po zamknięciu
vi. Stojąc naprzeciw niego i patrząc mu prosto w oczy,
Dwiedział słowo, którego wcześniej używał w czarach.
Teraz jednak zadziałało jako hipnoza, a nie magia.
- Bezruch!
Służący zastygł w pół kroku.
- Nie możesz mówić - rzekł Jim cichutko - i wciąż
ie widzisz mnie ani nie słyszysz. Zapomnisz o naszej
u i
rozmowie. Rozumiesz? Kiwnij głową jeśli tak, a pózniej
wróć do bezruchu.
Służący machinalnie skinął głową jak kukła.
- Masz więc odpowiadać na moje pytania przytakując
albo zaprzeczając ruchem głowy. Czy to pokój tego szar-
latana Ecottiego?
Zapytany przytaknął.
- Czy są tam drugie drzwi, prowadzące do apartamen-
tów króla?
Służący skinął ponownie.
- Gdzie jest wejście do lochów lub innego miejsca,
w którym przetrzymywani są niedawno pojmani dwaj
Anglicy - Neville-Smythe i de Mer? Możesz mówić
szeptem.
- W komnacie za apartamentami króla.
- W której komnacie?
- Nie wiem.
- Dobrze. Teraz zapomnisz o tej rozmowie. Będziesz
przekonany, że po prostu wszedłeś do komnaty, zrobiłeś,
co do ciebie należało, i natychmiast oddaliłeś się prosto
korytarzem, tak jak zwykle. Idz!
Służący przeszedł obok niego i ruszył dalej bez słowa.
Jim odwrócił się ku towarzyszom.
- Zaryzykowałem, bo tamten człowiek spał, a założę
się, że to właśnie Ecotti. Znaki na drzwiach to symbole
kabalistyczne - wyjaśnił.
- Co to znaczy kabalistyczne, panie? - zapytał zacie-
kawiony Secoh.
- Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Rzecz w tym, że
jeśli Ecotti śpi, istnieje mniejsze prawdopodobieństwo
zaalarmowania go magią czynioną w pobliżu. Słyszeliście
słowa sługi: w środku są drzwi prowadzące do apartamen-
tów króla. Waham się jednak, czy z nich skorzystać,
bowiem Ecotti bez wątpienia założył zabezpieczenia na
swoją komnatę. Obudzą go one, jeśli spróbujemy pokonać
tę samą drogę co służący.
Popatrzył na Dafydda i Secoha, licząc, że podsuną
mu jakiś pomysł. Ale oni spoglądali tylko na niego
bezradnie.
- No cóż, bezsprzecznie naszym pierwszym obowiąz-
kiem jest uratowanie przyjaciół. Poczekamy, aż przyjdzie
następny sługa. Potraktuję go w ten sam sposób i zmuszę,
by pokazał nam drogę do lochów. Daffydzie, czy uważasz,
że tak będzie rozsądnie?
- Bez wątpienia.
- Więc po prostu sprawię, aby zaprowadził nas tam.
Jeśli nie znajdziemy naszych przyjaciół, poszukamy gdzie
indziej. Bezpieczniej będzie, jeśli użyję magii dopiero na
dole, w pewnej odległości od czarnoksiężnika.
- Czy w ogóle konieczne będzie posłużenie się ma-
gią? - zapytał Daffyd.
- Może nie - odparł Jim. - Spróbuję najpierw
sprawić, aby strażnik był przekonany, że więzniowie mają
być zabrani do króla i Ecottiego. Gilesa i Briana także
uczynię niewidzialnymi. Wtedy, wszyscy niewidoczni dla
innych, udamy się do króla.
Zastanowił się przez moment.
- Nie, będę musiał posługiwać się wyłącznie hipnozą.
Jeśli użyjemy magii, Ecotti wyczuje ją i natychmiast będzie
wiedział, co się dzieje.
- Dlaczego on może wyczuć magię, a ty nie? - zapytał
h.
- Chyba dlatego, że jeszcze nie jestem zbyt dobrym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl