[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podczas [gdy fałszem niepodobna
Pewność ta krzepiła mię, dodawała mi otuchy i nie zawiodła mię w tym wypadku: chociaż patryotyczne moje uczucie
wzdryga się na Wspomnienie, zkąd, z której strony błysła mi nadzieja. tryumfu prawdy. Oto wstydzę się wyznać,
niejaki p. Pimmeles, finansista, którego nazwisko starczy za rysopis i kartę legitymacyjną, a z którego synem
kolegowałem w akademji technicznej ów p. Pimmeles tedy spotkał mię na "Wałach" i mimo swoich
kilkukroćstotysięcy majątku wdał się ze mną w poufną rozmowę, rozpoczynając ją od tego, że słyszał od syna, iż
jestem bardzo biegły w chemii i technologii chemicznej. W istocie rozmiłowany byłem w tych przedmiotach nauki i
zajmowałem się niemi nierównie więcej niż wymagano w akademji.
Nu, to bardzo dobrze! odparł mój półmiljoner ja mam dla pana bardzo dobrą posadę. Zrobię pana dyrektorem
mojej fabryki!
Ależ panie boję się, czy w praktyce nie będę strzelał byków, mimo studjów, jakie robiłem: wszak nie miałem
nigdy sposobności obznajomić się bliżej z taką fabryką. A zresztą, czy panu może nie wiadomo, że mię oddalono z
posady, jaką miałem poprzednio?
Nu, właśnie dlatego, że pana odalono, to ja chcę pana zrobić dyrektorem. Ja to panu zaraz wytłumaczę. Pan może i
nie widział takiej fabryki, jak moja, ale to nic nie szkodzi, pan ma taką. głowę, że jabym panu zaraz zapłacił
pięćdziesiąt tysięcy, gdyby mi ją pan pożyczył na dwa lata. Nu, ale widzi pan, ja także nie głupi. Ja mam dwóch
spólników, którzy siedzą na miejscu i pilnują fabryki, podczas gdy mnie moje interesa nie pozwalają ruszać się ze
Lwowa. A. tam, w tej fabryce ja mam znaczny kapitał, i dlatego wymówiłem sobie, że moi spólnicy będą pilnować
fabryki dla siebie, a ja dla. siebie będę mianował dyrektora, coby ich trochę pilnował, bo to w spółce zawsze lepiej, jak
jeden drugiego pilnuje. Słuchaj pan książę Blaga i pan Klonowski mają także takiego spólnika, jak ja, bo jest
przecież towarzystwo akcyjne. Nu, ja nie chcę tak wyjść na mojej fabryce, jak towarzystwo wyjdzie na swojej kolei
żelaznej, i ja już dawno szukam takiego technika, coby jego książę i Klonowski napędzili. Jak oni tylko pana napędzili,
to ja zaraz wiedział, że pan jesteś ein redlicher Mann, który nie chciał robić żaden Schwindel. Moi spólnicy chcieli
sobie sprowadzić dyrektora z Wiednia, tak, a la Heimoffen (tu p. Pimmeles zrobił giest nader wymowny); ale ja im
powiedział, że ja jestem nadto dobry patrjota, abym na to pozwolił, i teraz ja pana zrobię dyrektorem. Po co nam
Polakom jeszcze więcej Niemców sprowadzać do kraju?
Po dłuższej rozmowie przekonałem się, że p. Pimmeles znał ieszcze lepiej odemnie tajemnice kolei żarnowsko -
ławrowskiej; a uszczęśliwiony, że znalazłem miejsce na którem uczciwość wymagana była więcej od zdolności,
chętnie przyjąłem propozycję i jeszcze tego samego dnia podpisałem kontrakt, zapewniający mi złr. rocznej pensji,
mieszkanie i tantiemę od zysku. Nie był to wprawdzie skarb Wielkiego Mogoła, który pragnąłbym był złożyć u stóp
Elsi ale pominąwszy już to, że nie każda "wioska" niesie tyle dochodu karmazynowemu posesjonatowi, ile ja go mieć
miałem pocieszający była głównie ta okoliczność, że nie byłem "na bruku", i że mimo niezaszczytnej dymisji, ze
strony dyrekcji kolei, ludzie dbający o swój interes, pokładali we mnie zaufanie. Wieczór, dumny z mojego] sukcesu,
wróciłem do hotelu, w którym stanąłem. Zastałem tam list od Józia donoszący mi, że Elsia wyjechała z panią
Leszczycką do dóbr tejże, i dopiero za parę tygodni będzie we Lwowie. "Starałem się wybadać, jak idą twoje interesa
dodawał Józio, ale jest nieprzeniknioną, zbywa wszystko żartami. Być może że na dnie jej serca ukrywa się coś
więcej, ale to już twoja rzecz wybadać: spróbuj przy puścić atak zaraz po jej powrocie. Ojciec dał jej bardzo wyraznie
do zrozumienia, jak się zapatruje na ten stosunek: powiedziane to było wprawdzie całkiem ogólnikowo, ale jestem
pewny, że pojęła o co chodzi. Zamiast odpowiedzi, położyła mu głowę na piersi i dała się pieścić jeżeli rozumiesz tę
mowę, to ją sobie wytłumacz. "
Rozumiałem, rzecz oczywista, że rozumiałem wszystko i wytłumaczyłem sobie doskonale! Powodzenie z p.
Pimmelesem usposobiło mię było różowo.
Dziwiłem się, że nie miałem jeszcze listu od Herminy, a niepokoiłem się tem troszkę, bo dzienniki donosiły, że cholera
zaczęła grasować w %7łarnowie. Wtem wszedł garson hotelowy i doniósł mi, jakiś siwy jegomość, który przybył w
południe i stanął pod numerem , już kika razy bardzo usilnie wypytywał się o mnie i kazał sobie dać znać, skoro wrócę.
Pobiegłem do portjera dowiedzieć się nazwiska tego pana i zdumiałem się ogromnie, gdy wyczytałem w książce: "W.
Wielogrodzki, z %7łarnowa". Co tchu pobiegłem na górę, pod numer jedynasty.
Nie miałem najmniejszego wyobrażenia o tem, co mogło spowodować komornika do przedzięwzięcia tak dalekiej
podróży. Od kilkunastu lat nie ruszył on się z %7łarnowa, a od czterech lat, o ile mi było wiadomo, nie opuszczał prawie
progu swojego mieszkania, chyba że wychodził do altanki w ogródku dla odetchnięcia świeżem powietrzem. Dla tych,
co go otaczali, myśl o jego wyjezdzie była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]