[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niepozowanej fotce uśmiechał się do czegoś po lewej stronie od aparatu i miał ciemne
okulary.
Ben patrzył na wydruk przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wydawało mi
się, że znam go dość dobrze, ale tej miny nie potrafiłam odczytać. Patrzył jakby z
niedowierzaniem. Nagle jego usta drgnęły w uśmiechu.
- Zapomniałem o tym zdjęciu - powiedział w końcu. - Dobrze na nim wygląda. Wujek
Doug.  Pokręcił głową i spojrzał na mnie. - Pracowicie spędziłaś dzień.
- Tak. Zdumiewające, jak wiele faktów z twojej rodzinnej historii jest w gazetach.
Zaczął przeglądać artykuły.
- Bardzo pracowicie.
- Po prostu pamiętaj o tym, kiedy znowu będziesz chciał mieć przede mną tajemnice.
- Po co zadałaś sobie tyle trudu?
- Chciałam mieć pewność, że ty i Cormac jesteście przyzwoitymi facetami. Muszę
przyznać, że macie dość paskudną przeszłość. Kiedy mówisz, że nie ma ona znaczenia,
naprawdę chcę ci wierzyć.
- Nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł. Może lepiej by ci było samej. Zwiewaj z Dodge,
póki nie dostałaś po łapach.
Byliśmy watahą. Musiałam dotrwać do końca.
- Jednak zostanę.
- Nie widziałem ojca od ponad dziesięciu lat. Potwornie się pożarliśmy przez tę całą
Brygadę Patriotów. Miałem dwadzieścia lat, jako pierwszy w rodzinie poszedłem do
college'u i byłem strasznie nadęty. Byłem wykształcony. - Wypowiedział to słowo,
podkreślając je z sarkazmem.  Wiedziałem wszystko i wyrzygałem to w twarz mojemu
biednemu, nieoświeconemu ojcu. A on miał gębę pełną prawicowej, popieprzonej
retoryki... Odszedłem. Cormac jeszcze tam mieszkał, pomagał na ranczu. I tylko dlatego
zaplątał się między tych palantów. Przez mojego ojca. Kiedy ja odszedłem, on też. Ciągle
nie wiem, czy przekonało go coś, co powiedziałem, czy po prostu za bardzo przywykliśmy
do pilnowania się nawzajem. Już wtedy byliśmy poniekąd drużyną. Ojciec zadzwonił do
mnie tuż przed tym ostatnim procesem. Właśnie zostałem adwokatem. Chciał, żebym go
reprezentował. Jego jedyny syn, własna krew, odwrócił się od niego. Najzabawniejsze
jednak było to, że chciałem go przekonać, iż był w błędzie. Nie było żadnego rządowego
spisku, żeby go dopaść, a ja go nie sprzedałem. Ale wszystko, od podsłuchów FBI po moją
zdradę, w jego pojęciu potwierdziło jego urojenia. Odpłynął za daleko, żeby móc wrócić.
- Nie poszedłeś go odwiedzić. Nawet nie rozmawiałeś z nim - powiedziałam. - Może
chciałbyś? Może myślisz, że powinieneś?
Pokręcił głową.
- Odciąłem się od niego raz na zawsze. Wszystkim nam będzie lepiej, jeśli tak zostanie.
Cormac i ja zawsze wiedzieliśmy, że jakieś wydarzenia z przeszłości w końcu się na nim
zemszczą. Nie sądziłem, że właśnie to. - Rzucił wydruki z powrotem na stół.
- A gdzie jest twoja mama?
- Rozwiodła się z ojcem po trzydziestu latach małżeństwa, sprzedała ranczo, żeby
spłacić jego prawników, i teraz pracuje jako kelnerka w Longmont. Oto cała historia mojej
wstrętnej, popapranej rodziny. - Pokręcił głową w zamyśleniu. - Wiesz, co mnie zawsze
wkurzało? Ojciec i ja niewiele się od siebie różnimy. To kwestia pochodzenia, tej całej
niezależnej, wiejskiej kultury. Pamiętam, jak mu mówiłem: jasne, obal rząd, oddaj
ludziom ziemię. Zwietnie. Ale nie zrobisz tego kupą dynamitu i mową nienawiści.
Poszedłem na studia prawnicze. Myślałem, że rozpracuję system od wewnątrz, wykoszę
ich co do jednego. - Uśmiechnął się smutno. - Może obaj się myliliśmy.
Miałam ochotę go uściskać i uspokoić głupimi, kojącymi słowami. Znów matczyne
odruchy. Wyglądał na kompletnie załamanego. Zamiast tego uniosłam do góry siatkę z
zakupami.
- Kupiłam piwo.
- Moja bohaterka - powiedział z uśmiechem. Zasiedliśmy do pizzy i piwa.
- Nad czym pracowałeś?
- Nad precedensami - odparł. - Człowiek się spodziewa, że w stanie, gdzie połowa
ludności wozi giwery w samochodowych schowkach, coś takiego powinno się już zdarzyć.
Na litość boską, mamy prawo w stylu  rób, co chcesz". Nie znalazłem jednak przypadku,
żeby ktoś zastrzelił coś, myśląc, że to dzikie zwierzę, które potem okazało się człowiekiem.
- Nie licząc wilkołaka, który zagryzł ojca Cormaca.
- Co wcale nie pomoże Cormacowi, jeśli prokurator wykopie tę sprawę, więc byłbym
bardzo wdzięczny, gdybyś nie ściągała na to niczyjej uwagi. Sędziowie robią się nerwowi,
kiedy dziwne historie wciąż przytrafiają się tej samej osobie.
Przekręciłam niewidzialny klucz w kąciku ust.
- Buzia na kłódkę.
Spojrzał na mnie z lekkim powątpiewaniem. Chciałam się kłócić, ale zdałam sobie
sprawę, że tak naprawdę nie mogę. Zamilkliśmy na chwilę, jedząc i pijąc. Ben wpatrywał
się w monitor komputera, jakby spodziewał się po nim cudu.
- Jak ci minęła reszta dnia? - spytałam, niezbyt przekonana, czy w ogóle chcę to
wiedzieć.
- Chyba całkiem niezle - odparł, ale głos miał niepewny i wciąż wyglądał na
wykończonego zamiast na pełnego optymizmu. - Tony zostanie, żeby złożyć zeznanie,
Alice jest nastawiona wręcz entuzjastycznie.
Chyba myśli, że jest ci winna przysługę. Ale wiesz co? Ciągle natykam się na ten sam
problem.
- Jaki problem? Ja go nie widzę. Naoczni świadkowie, tego ci potrzeba, i to masz.
Zgadza się?  Miałam wrażenie, że zaraz zasypie mnie informacjami o jakichś prawniczych
kruczkach.
- Dlaczego w ogóle tam byliśmy? - spytał.
Nie wiedziałam, czy potrafiłabym to jeszcze wyjaśnić. Miałam wrażenie, że wszystko
wydarzyło się tak dawno temu.
- Zamierzaliśmy zdjąć klątwę Alice. Tony powiedział, że zna odpowiedni rytuał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl