[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ja się boję  wyszeptała.
Biedna mała Astrid  pomyślał Michał.  Samolotem boi się lecieć, statkiem się boi, a
pociągi przez morze nie chodzą. A przecież muszę cię stąd zabrać.
Puścił jej zimną spoconą dłoń. Wyjął chusteczkę i wytarł czoło, z którego pot spływał mu
na twarz.
 A wiesz, z czego ja się cieszę?  powiedziała nagle Astrid patrząc na Michała.  %7łe
nasze mamy są już w Jakarcie. I że nic im się nie stało.
Betjarz zwolnił. Jego pojazd ocierał się o rosnące przy samej ścieżce krzaki, z których raz
po raz wylatywały spłoszone ptaki bijąc skrzydłami. Zadudniła ziemia pod kopytami
przebiegającego niedaleko stada. Zwierząt nie widzieli, a jedynie kurz, jaki wzniósł się za
nimi.
 Wiesz  powiedział Michał  chciałbym mieć  siłę tego naszego czarownika.
 Ja też  Astrid rozjaśniły się oczy.
 I co byś wtedy zrobiła?  zainteresował się Michał.
 Rozkazałabym, żeby mój tatuś natychmiast się tu zjawił. %7łeby go coś porwało  trąciła
Michała ramieniem  jakaś chmurka, jakiś wicher i żeby go przyniosło. A ty, co byś zrobił,
gdybyś miał  siłę czarownika?
 Zawiózłbym cię do Hamburga.
 Jak? Na chmurce?... Nie chcę, bo chmurka też może być porwana przez jakiegoś
porywacza.
 Kazałbym ci zamknąć oczy  Michał tajemniczo się uśmiechnął  a za chwilkę
powiedziałbym  otwórz i już byś była w Hamburgu.
 W ciągu kilku sekund?
 Mowa. Nawet w ciągu jednej sekundy. Odległość nie odgrywa tu żadnej roli.
 I wypadków przy lądowaniu nie ma?
 Nie ma. Czy słyszałaś, żeby ktoś granat podłożył pod chmurkę, na której leci
czarownik?... Albo żeby się miotła rozbiła przy lądowaniu?
 No to dlaczego prezydent Francji nie lata na miotle, tylko ryzykuje jazdę samolotem?
Michał rozłożył ręce, że niby nic nie wie.
 No tak, jakby to wyglądało, poważny mąż stanu na miotle  roześmiała się.  Dokąd my
jedziemy, Michał?
 Wracamy inną drogą. Nie zauważyłem nawet, kiedy zajechaliśmy nad brzeg morza.
Popatrz, jak łagodnie, białą pianką woda wylewa się na piasek. A dalej, zobacz, te dłubanki
87
kołyszące się na falach pełne są ludzi, całych rodzin.
Michał i Astrid, siedząc pod bambusowym dachem betji, obserwowali mężczyzn
wyciągających sieci, towarzyszące im kobiety z dziećmi. Na jednej dłubance coś się nawet
dymiło, widocznie żona przygotowywała posiłek.
Ze wzgórza, którym jechali, dobrze widzieli rozrzucone w dolinie kampungi, ludzi
skupionych wokół walk kogutów lub siedzących na piasku.
W pewnym miejscu betjarz zjechał w dół i zatrzymał swój pojazd przy dwóch walczących
ze sobą ptakach. Coś go w tej walce zainteresowało. Może postawił na jednego z walczących?
Jeden kogut częściej atakuje, drugi robi uniki, wchodząc głową pod skrzydło przeciwnika,
siły są równe, żaden nie położył drugiego piersią na piasku, co oznaczałoby zwycięstwo.
Walka skończona. Oba koguty zamknięto w oddzielnych klatkach; w tej sytuacji przegra ten,
który prędzej zdechnie. Betjarz informuje, że każdy zgłaszający do turnieju koguta jest
sekundantem i trenerem.
Do kampungu Michał i Astrid wrócili zmęczeni, ale pełni wrażeń. Podziękowali za
kolację, którą podała im stara kobieta, nie jak zwykle kolorowa dziewczyna, która jeszcze nie
wróciła z imprezy. Oboje nie byli głodni, chętnie jednak wypili zimną, zieloną herbatę z
glinianych naczyń.
Zmęczona Astrid położyła się na swojej macie. To samo uczynił Michał, podkładając sobie
pod głowę twardą, drewnianą poduszkę wielkością przypominającą cegłę. I wtedy na tle
muzyki dżungli usłyszeli tę samą co wczoraj pieśń starego rybaka.
Dlaczego wydaje mi się  pomyślał Michał  że ta melodia jest smutna?... Bo śpiewana
rozwlekłym, schrypłym od starości głosem. Wędrowny rybak śpiewa o swoim życiu, sam tę
pieśń ułożył, sam ją wykonuje. Słyszą ją ludzie noszący znad brzegu kamienie, którymi
obudowują swoje pola, słyszą bawoły wlokące powoli sochy, słucha ją rozwieszone nad
dachami domów wizerunki bogiń, słuchają kobiety niosące na głowach gliniane naczynia z
morską wodą, z której robią sól, słuchają tukangowie wyrabiający z mleczka kokosowego
smaczne wino: eliksir młodości i szczęścia. Słuchają wreszcie mieszkający na wulkanie
bogowie, którzy obdarzyli rybaka mocnym głosem, a także siłą potrzebną do wiosłowania.
Woda niesie na szklanej powierzchni spróchniałą łódkę, która nie utonie, jeżeli nie opuści jej
dusza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl