[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wkrótce odszedł wielkimi krokami w stronę wyjścia.
64
- Wyglądała pani na zatopioną w rozmowie z moim kolegą
ze szkolnej ławy. Nie chciałem wam przerywać. Niestety, jego
maniery wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Minął mnie,
rzucając pożegnanie w przelocie. Czy zmyła mu pani głowę, na
co z pewnością zasłużył?
Kiedy June odwróciła się, zobaczyła szeroko uśmiechniętego
Adama Townsenda. W doskonale skrojonym ciemnym
wieczorowym ubraniu wyglądał niezwykle wytwornie.
- Mam nadzieję, że nie - odparła, z trudem zdobywając się
na uśmiech. - Moim zdaniem pan Blackmore po prostu czuł się
nieco... nieswojo. Odnoszę wrażenie, że nie zna większości osób
obecnych tu dzisiejszego wieczoru.
Adam obojętnie wzruszył ramionami.
- Gdzie się podziewa William? Szukam go od pewnego
czasu.
- Ja też - oświadczyła June z lekkim sarkazmem. -Zdaje
się, że jest na zewnątrz, na tarasie.
Adam z galanterią podał jej ramię.
- W takim razie chodzmy zobaczyć, czy go tam
znajdziemy.
Po przechadzce w chłodnym świetle księżyca, nie
natrafiwszy na ślad Williama, wrócili do pokoju jadalnego i
właśnie tam on ich odnalazł. Odebrał żonę od Adama, który
rozstał się z nią z teatralnie żałosnym westchnieniem.
Williamowi wystarczyło jedno spojrzenie, by się domyślić,
że June jest zła.
- O co chodzi? - spytał, przeszywając groznym wzrokiem
plecy ich wytwornego gospodarza, który już zdążył oddalić się
na pewną odległość. - Widziałem was, jak wracaliście razem z
tarasu. Czyżby Townsend ośmielił się zachować niestosownie w
stosunku do ciebie?
- Naturalnie, że nie! - June uniosła głowę i spojrzała
mężowi w oczy. - A może ty skompromitowałeś siebie. .. i
mnie? Towarzyszyłeś lady Bingham na tarasie jakiś czas temu -
oskarżyła go bez ogródek.
65
Twarz Williama pociemniała.
- Poszedłem na taras z Isabel i Etienne em. Chyba
Constance Bingham wyszła tuż za nami wraz z kilkoma innymi
osobami. Ktoś powiedział, że na nocnym niebie widać spadającą
gwiazdę. Na wyjście na dwór zdecydowało się około
dwudziestu osób, które liczyły na to, że ją zobaczą. Wkrótce
zrobiło się tak tłoczno, że wróciłem do środka i zacząłem cię
szukać.
June obrzuciła męża oskarżycielskim spojrzeniem. William
energicznie chwycił ją za ramię i poprowadził za marmurowy
słup, gdzie mogli porozmawiać, nie będąc słyszani przez innych.
- Mówiliśmy już o tym i odniosłem wrażenie, że doszliśmy
do porozumienia. Mieliśmy zignorować plotki i zachowywać się
tak, jakby nie miały miejsca. Wyglądałoby co najmniej dziwnie,
gdybym na widok Constance Bingham odwrócił się i uciekł.
Powiedziałaś, zdaje się, że mi ufasz. Czyżbym się mylił? Czy
będę musiał błagać cię o pozwolenie na wyjście na dwór i
usprawiedliwiać się przed tobą z każdego gestu, June? Chcesz
mieć męża czy pokojowego pieska, który nie odstępuje cię na
krok? Jeśli sobie tego życzysz, będę twoim pieskiem, wystarczy,
że mi to powiesz, moja droga. - Uderzył otwartą dłonią o słup
nad jej głową i oparł się o niego. Tylko uważny obserwator
dostrzegłby, że knykcie miał bielsze od marmuru, który ściskał,
usiłując skryć ich oboje przed wścibskimi spojrzeniami. - Czy w
naszym małżeństwie kiedyś znów zapanuje zaufanie, ład i
harmonia? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Nad jego szerokim, silnie umięśnionym ramieniem było
widać owal twarzy June. Na tle czerni jego fraka była biała jak
śnieg. Jej załzawione jasne oczy skupiły się na twarzy kobiety,
która obserwowała ich od jakiegoś czasu, i to bardzo uważnie.
Constance Bingham, świadoma utkwionego w niej wzroku June,
lekko przekrzywiła głowę na bok, po czym odwróciła się z
błyskiem triumfu w oczach.
66
Rozdział siódmy
- Dzisiaj się pakujemy, a jutro wyjeżdżamy do Grove
House. - Usłyszawszy to bezceremonialne oświadczenie, June
gwałtownie podniosła głowę. Znad filiżanki kawy spojrzała na
męża z wojowniczym błyskiem w oku.
Do tego momentu śniadanie upływało w całkowitej ciszy.
Zaledwie dziesięć godzin wcześniej wrócili z balu u Adama
Townsenda w tym samym wrogim nastroju. June zdawała sobie
sprawę, że w ich życie powoli, ale nieuchronnie wkrada się
przygnębienie. Wieczorem zawsze z chęcią wyruszali z domu na
spotkania z przyjaciółmi i rodziną, za to wracali w ponurym
nastroju, a dystans między nimi stałe się powiększał.
Wczoraj o północy w milczeniu weszli do swego
przytulnego domu w Mayfair. W holu rozstali się chłodno,
udając się każde do siebie. June weszła na schody i skierowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl