[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słyszała o czymś podobnym do tej bazgraniny. Im dłużej się jej przyglądała, tym bardziej
rysunki wydawały się nieprzypadkowe. Musiały mieć jakieś znaczenie, ale nie umiała ich
rozszyfrować.
 Nie tego.  Jej towarzysz ruchem ręki wyeliminował ich otoczenie.  Myślę, że
jest to inny rodzaj mapy. Plan Jakiejś miejscowości albo zamku.
 Ależ tutaj nie ma linii oznaczających mury, ani&  zaprotestowała.
 Wydaje mi się  Sokolnik rozchmurzył się  że wszystkie wskazówki zostały
celowo pominięte, tak by nie dało się zidentyfikować tego miejsca. To mapa poszukiwacza,
ukazująca konkretne miejsce, może ukryty skarb.
Tirtha zauważyła szybkie spojrzenie, jakim ją obrzucił, zanim znów przeniósł wzrok
na kartę.
 Poza tym  ciągnął  jest częścią tych samych czarów  ruchem głowy wskazał
ochronny symbol na skale.  Równie dobrze czary mogą się kryć w tym, co zostało
napisane, i tylko ktoś obdarzony waszymi zdolnościami, zdolnościami ludzi Starej Rasy,
potrafi to zrozumieć. Zmarły, którego uważasz za obcego, należał do twego plemienia. Wiózł
to i bardzo to sobie cenił. Być może szukał pomocy takiej jak ta na skale nad nami.
A więc myśleli podobnie. No cóż, wiele przemawiało za jego racjami. Ale zmarły
poszukiwacz musiał wiedzieć więcej od Tirthy i była to jeszcze jedna tajemnica. W Estcarpie
Czarownice twierdziły, że tylko kobiety mogą władać mocą czarodziejską. Nie pozwoliłyby
żadnemu mężczyznie na próby odczytania takiej zagadki  i ani jedna Mądra Kobieta nie
uwierzyłaby, iż w męskich rękach metalowy cylinder zdradziłby swój sekret.
W każdym razie nieznajomy wiedział, czego szukał. Tirtha odetchnęła głęboko,
zwinęła kartę z jaszczurczej skóry i na powrót włożyła ją do futerału. Podniesionej z ziemi
pokrywki nie wsunęła na korpus cylindra. Może, kiedyś los pozwoli jej wyjaśnić tajemnicę
niezwykłego znaleziska, nie zamierzała więc zamykać cylindra, bo może nie zdoła go znów
otworzyć.
Umieściła futerał w sakiewce u pasa i razem ze swym towarzyszem wracała w
zamyśleniu na łąkę. Przypuszczenie Sokolnika mogło okazać się tylko przypuszczeniem. Czy
naprawdę był to plan wnętrza, powiedzmy, takiego zamku, jaki od lat oglądała w nocnych
wizjach? Czy zmarłym wojownikiem i nią kierował los lub wpływ Mocy, tak że znalezli się
tutaj w tym samym czasie i szukali tego samego? Była to niepokojąca myśl, ale nie mogła jej
odpędzić.
ROZDZIAA V
Postanowili obozować w chronionej dolinie. Powrócili więc do szałasu i wypuścili
spętane konie, żeby pasły się razem z torgiańczykiem. Ufając mocy symbolu na skale, Tirtha
odważyła się rozpalić ognisko. Zresztą o zmroku skomplikowany wzór zaczął się jarzyć
niebieskawą poświatą. Nadal ochraniał ten niewielki zakątek i dziewczyna uznała, iż nie
muszą się obawiać nocnych drapieżników.
Mieli tak mało żywności, że Tirtha bardzo ostrożnie podzieliła przywiezione z
Romsgarthu zapasy. Lecz Sokolnik udał się nad strumień i niebawem wrócił z parą tłustych
wodnych gęsi zawieszonych na trzcinowym powróśle. Wypatroszył je, oblepił mułem i
wsunął głęboko w ognisko. Usuwając opierzoną skórę wraz z zaschłą gliną dziewczyna
pomyślała, że wiedzie im się nadspodziewanie lepiej, niż należało oczekiwać.
Nie udali się na spoczynek do szałasu. Noc była ciepła i Tirtha nie chciała spać pod
dachem. Wyglądało na to, iż Sokolnik również pragnął swobody. Ustalili jednak, że mimo
świecącego symbolu na skale, dobrze zrobią pełniąc po kolei wartę. Tej nocy dziewczyna
miała czuwać pierwsza.
Kiedy jej towarzysz owinął się kocem, Tirtha nie pozostała długo przy ognisku.
Usłyszawszy spokojny oddech śpiącego wstała i poszła zarośniętą ścieżką w stronę łąki. Trzy
pasące się konie nie zwróciły na nią uwagi. Wyczuła, że gniew i strach opuściły torgiańczyka.
Może gotów był zmienić towarzyszy podróży? W każdym razie na pewno im się przyda, gdyż
w Karstenie tak szybki i wytrzymały wierzchowiec może przesądzić o powodzeniu lub klęsce
jej zamysłów.
Oczywiście Sokolnik miał równe prawa do torgiańczyka, ale Tirtha nie wątpiła, że
odkupi od niego konia. Mogła nawet dodać swoją klacz, która tu, na pograniczu, miała dużą
wartość. Teraz odwróciła się plecami do koni i oparłszy ręce na biodrach wpatrywała się w
świecący symbol na skale.
Nie wiedziała, czego miał strzec, i ta zagadka intrygowała ją i niepokoiła zarazem.
Jeżeli przedtem był ukryty i odsłoniło go dopiero trzęsienie ziemi, to co mogło się znajdować
lub niegdyś się znajdowało pod zwałami kamieni i żwiru? Tak wysoko w górach na pewno
nie budowano zamków. Tylko Sokolnicy wykuli w nich swoje skalne Gniazdo, a i ono uległo
zniszczeniu podczas Wielkiego Poruszenia. Symbol nie miał nic wspólnego z sokolniczym
czarostwem.
Jak nigdy dotąd, zapragnęła władać mocą. Gdyby miała zdolność dalekowidzenia 
lub nawet pomniejszy talent odnajdywania wody za pomocą różdżki z obdartej z kory gałązki
 mogłaby w jakimś stopniu wyjaśnić tę zagadkę. Mimo że spędziła w Lormcie całą zimę,
nie otrzymała odpowiedniego wykształcenia, żeby wchłonąć więcej niż wiedzę o tym, co
może istnieć  a już na pewno nie potrafiłaby sprawdzić jej w praktyce.
Czym właściwie dysponowała? Miała tylko swój sen i przekonanie, iż musi wykonać
jakieś zadanie, które stało się celem jej życia. To one podtrzymywały ją na duchu przez te
wszystkie lata i hartowały niczym kowal wykuwający przemyślne narzędzie lub dobrą broń.
Była narzędziem i bronią  lecz kto miał się nią posłużyć i po co? Niejeden raz zadawała
sobie to pytanie, choć wiedziała, że nie otrzyma żadnego znaku, który mógłby jej wszystko
wyjaśnić.
Nauczono ją, że istnieje Moc, która kryje się we wszystkich żywych stworzeniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl