[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w stronę kręcącego się przedmiotu rękojeść, nie zaś ostrze... Wokół kuli wieńczącej głowicę
broni pojawił się blask w postaci błękitnej mgiełki. Rękojeść dotknęła obracającego się pręta
Masywny przedmiot zadrżał, jak gdyby rzeczywiście był obdarzony życiem.
Wydawało się również, że szybkie działanie Yonana unieruchomiło pręt, mimo iż uniósł on
nieco koniec zakończony główką i kołysał nim przez chwilę na boki.
- Co to jest? - zapytała Kelsie. - Czy to jest żywe?
- Nigdy przedtem nie widziałem czegoś podobnego - zwrócił się do dziewczyny jej
towarzysz. - Ale jest to wytwór Ciemności... Może Najpotężniejszych Ciemności.
Ledwie te słowa wydobyły się z ust mężczyzny, rozległ się wrzask wściekłości. Taki,
jaki Kelsie z pewnością już słyszała. Spoza skały wyłonił się bezszelestnie kot, wlokąc za
sobą coś, co gorzało ognistym blaskiem. Spomiędzy okrutnych kłów spływał łańcuch
należący do czarownicy, drogocenny kamień zaś wrzał i pulsował, jak gdyby i w niego
wstąpiło jakieś nowe życie. Kot zatoczył wielki łuk wokół tego, co wciąż drżało i walczyło o
swoją wolność pod głowicą miecza Yonana.
Podbiegłszy od razu do Kelsie, Szybkostopa upuściła łańcuch z klejnotem prosto na
noski miękkich, sięgających do połowy łydki butów dziewczyny i zaglądając jej w twarz
wydała drugi, rozkazujący pomruk.
Kelsie pochyliła się i odszukała łańcuch, który osunął się na żwir, po czym podniosła
go wraz z iskrzącym, obracającym się ledwie kilka cali od jej dłoni kamieniem. Jęknęła przy
tym z powodu żaru, jaki wydzielał.
Pręt wpadł w tym momencie we wściekłość, usiłując toczyć się to w jedną, to w drugą
stronę. Yonan był jednak baczny i głowica jego miecza skutecznie blokowała każdy skręt w
prawo i w lewo, nie pozwalając prętowi wyrwać się spod pieczy broni dzierżonej przez
młodego mężczyznę.
- Głupia!
Był to ostry głos czarownicy, który kazał Kelsie rzucić okiem przez ramię.
Przytrzymując spódnicę obiema rękami, kobieta z Estcarpu właściwie biegła,
wyprzedzając Dahaun i dwie inne osoby - mężczyznę w kolczudze ludzi Starej Rasy i jakąś
dziewczynę z Doliny, z niezawodnym biczyskiem. Ale całą tę trójkę poprzedzał z furkotem
Tsali.
- Głupia! - Czarownica dyszała nieco, lecz nadbiegła pierwsza i pozostało jej dość
siły, by uderzyć Kelsie mocno w rękę, jak gdyby chciała z miejsca wytrącić jej tym
sposobem drogocenny kamień. - Spalisz końcówkę życia...
- Albo początek... - Głos Dahaun był bardziej opanowany. - Cóż to za licho znalazł
Tsali w naszych granicach?
Zbliżyła się do tego drgającego, walczącego pręta i pochyliła się, by go uważnie
obejrzeć. Wszyscy zamilkli, czekając na jej sąd. Ale ona tylko wstrząsnęła głową.
- Nigdy nie złamano odwiecznych zabezpieczeń Doliny. Tsali znalazł jednak pręt,
kiedy ten toczył się między skałami, już niemal ześlizgiwał się do zródła, może po to, by
skryć się w wodzie i ruszyć w dół z jej nurtem. To nie jest robota Samów ani tych Szarych,
ani Thasów z pewnością... Gdyby jednak tak było, jest to coś, czego nigdy dotąd przeciw
nam nie kierowano. To jest coś bardzo starego... i...
- I... - Po raz pierwszy przemówił mężczyzna w kolczudze. Kelsie w pierwszym
odruchu pomyślała, że wrócił Simon. Ale twarz na wpół widoczna spod nanośnika
strażniczego hełmu należała do znacznie młodszego mężczyzny. - I czego to dowodzi, pani?
Tego, że ci, co są po stronie Ciemności, rozwarli jakąś zbrojownię z prastarym orężem?
Młody człowiek nie dzierżył miecza, raczej coś, co przypominało kruchą rózgę odartą
z kory, od połowy zdobioną takimi samymi ptasimi piórami, jakie pokrywały dachy ludzkich
siedzib w Dolinie.
- A więc - zwrócił się do Yonana - sprawdzmy, co my, ludzie z Doliny, możemy temu
przeciwstawić.
Yonan posłusznie cofnął się i usunął rękojeść miecza, snującą wciąż ten sam wzór
nad dziwnym prętem.
Mężczyzna przemówił. Pojedyncze słowo, które wyrzekł, nic Kelsie nie mówiło,
jednak raz jeszcze, gdy otrząsnęła się już spod uroku, jaki rzuciła na nią czarownica, jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl