[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Blake rozejrzał się wokół. Nachylił się nad stolikiem i szepnął:  Czy możesz wstąpić do
mojego gabinetu, powiedzmy, około czwartej dziś po południu?
Della zbliżyła się do stolika, balansując ciężką tacą, i tym samym oszczędziła odpowiedzi
Casey, która wpatrywała się w talerze pełne wieprzowiny z rożna, frytek i surówki z kapusty.
 Wygląda to smakowicie. Nie wiem, czy uda mi się wszystko zjeść.  Casey wbiła
widelec w aromatyczną wieprzowinę, zaskoczona swoim apetytem. W szpitalu nigdy po ataku
paniki nie miała ochoty na jedzenie. Teraz była w Sweetwater, gdzie wszystko było inne,
nawet jej ataki.
 Dlaczego chcesz spotkać się ze mną w swoim gabinecie, a nie tutaj albo w Aabędzim
Domu?
Blake odpowiedział cicho, znów rozglądając się, jakby się bał, że ktoś może usłyszeć ich
rozmowę:
 Mam coś, co, jak myślę, powinnaś zobaczyć. Jeśli podejrzenia mojego ojca były
słuszne, mogłoby to pomóc ci w odkryciu zagadki przeszłości.
 Czy znałam twojego ojca, Blake? Co on takiego wiedział, co mogłoby teraz być dla
mnie ważne?
 Chodzi o twoją teczkę. Kiedy byłaś dzieckiem, Flora przyprowadzała cię na coroczne
badania, szczepienia, tego rodzaju rzeczy. Przeglądałem stare teczki i natknąłem się na nią.
Myślę, że powinnaś rzucić na nią okiem.  W tonie Blake a nie było śladu wcześniejszej
wesołości. Teraz był doktorem Hunterem, a nie mężczyzną, z którym miała nadzieję się
zaprzyjaznić.
Casey umoczyła w keczupie ostatnią frytkę. Na myśl o tym, co może czyhać na nią w
gabinecie Blake a, zrobiło jej się niedobrze.
 Przyjdę, ale najpierw muszę przeprosić Brendę. Byłam gotowa ją rozszarpać, kiedy
wszedłeś.
 Jestem pewien, że nie bez przyczyny. Ona potrafi być podła, wierz mi. Krążą plotki, że
kiedyś cię nienawidziła. Sprawy ze szkoły średniej.  Blake sięgnął po portfel, rzucił kilka
banknotów na stół i poprowadził ją do drzwi.
 A więc nie ma się co dziwić. Naprawdę muszę ją przeprosić. Kto wie, co mogłam w
tamtych czasach powiedzieć albo zrobić? O tym właśnie mówię. Moje życie jest jak
popularna książka, której tylko ja nie przeczytałam.
Stali przed restauracją, kontynuując rozmowę, Casey pragnęła, by znów wziął ją za rękę i
zapytał, czy chce iść na spacer.
Blake spojrzał na zegarek.
 Nie rób tego pochopnie. Wtedy też była podła. Nie sądzę, żeby to było coś poważnego.
Jak powiedziałem, sprawy z czasów szkoły średniej, jakieś drobiazgi. Brenda boi się, że nigdy
nie wyjdzie za mąż i nie będzie mogła wstąpić do Klubu Zamężnych Kobiet.
 Do czego?
 To jest Południe. Tradycje są ważne. Zycie towarzyskie to wszystko, co mają niektóre z
tych kobiet. Kiedy ich mężowie popłyną promem do Brunswicku, do prawdziwego świata,
zostają same, a przynajmniej wiele z nich. Jesteś kimś, jeśli należysz do klubu. Przynajmniej
tak myśli większość. Jeśli masz najlepszą porcelanę, najlepszą służącą, najlepszego kucharza,
to kobiety szanują cię. Wszyscy w Sweetwater wiedzą, że Brenda marzy, aby przyjęto ją do
tego klubu. Ale najpierw trzeba być&
 & zamężną  dokończyła za niego Casey. Brenda zapewne poluje na Blake a.
 Szybko się uczysz, Casey. Muszę załatwić parę spraw. Chcę sprawdzić, jak czuje się
John, i zobaczyć, co możemy zrobić, żeby pomóc ci odzyskać pamięć.  Blake ujął jej
podbródek. Nieoczekiwanie zalała ją fala gorąca.
Z trudem wydobywając głos, wymamrotała potulne  w porządku , i wtedy Blake odszedł,
a ona jeszcze długo za nim patrzyła.
* * *
Blake odłożył słuchawkę na widełki. Wiadomości ze szpitala były pokrzepiające. Stan
Johna się poprawiał. Gdyby nadal zdrowiał w tym tempie, wróciłby do Aabędziego Domu nie
pózniej niż za tydzień.
Rozejrzał się po dawnym gabinecie ojca, teraz jego własnym, szukając teczki Casey. Blake
nie zamierzał przeprowadzać się do jednego z niedawno zbudowanych nowoczesnych
budynków w Brunswicku. Tak jak jego ojciec, wolał korzystać z możliwości, jakie stwarzało
wygodne mieszkanie, znajdujące się w tym samym domu co gabinet.
Drewniane podłogi wciąż jeszcze błyszczały po cotygodniowym froterowaniu. Na biurku
ojca, teraz jego biurku, leżało kilka kart pacjentów, terminarz wizyt, stał także stary budzik
jego dziadka. Zciany były pomalowane na kojący kremowy kolor. Na jednej z nich wisiały
zdjęcia odebranych tu niemowląt. Niektóre z tych osób nadal żyły, inne już nie. Na
przeciwległej ścianie wisiała jego apteczka. Stał na niej archaiczny drewniany mozdzierz z
tłuczkiem, a także stare słoiki z wypalonymi dziwnymi symbolami. Jaskrawoczerwone
geranie kwitły w skrzynce na parapecie na zewnątrz. Blake nigdy nie zadał sobie trudu
zasłonięcia okna; podobał mu się widok. Zarówno młodzi, jak i starzy pacjenci dobrze się tu
czuli. Pokój badań był utrzymany w tym samym stylu. %7ładen sterylny chrom nie odpowiadał
jemu ani jego ojcu. Woleli staroświeckie, przytulne wnętrza. Pacjenci zresztą też.
Odnalazł teczkę, której szukał, i po raz ostatni przeczytał jej zawartość. Musiał się
upewnić, że poprawnie zinterpretował podejrzenia ojca.
Casey już dość się nacierpiała. Blake nie miał pojęcia, czego może się spodziewać, kiedy
udostępni jej te stare notatki. W każdym razie będzie przy niej, gdyby go potrzebowała.
Pragnął ją chronić.
Może sprawiły to jej oczy. Nie mógł zapomnieć, jak popatrzyła na niego przed Big Al s.
Zielone jak nefryt, ze złotymi plamkami. Zawładnęła jego sercem, kiedy odwzajemniła
spojrzenie. Chciał ją wtedy pocieszyć, powiedzieć jej, że wszystko będzie dobrze. Ale nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl