[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba powinniśmy zawiadomić Cartera - powiedział Dan. - To robota dla policji.
Wstałem. Nadal czułem na palcach dotyk zimnego, miękkiego ciała chłopca. Woda
zafalowała i zafalowało ciało Olivera ubranego w kolorową dziecinną piżamkę.
- O Boże - jęknąłem. - To za dużo jak na jeden dzień. Do cholery, za dużo. Biedny
dzieciak.
- Nie rozumiem, co się tu stało. - Dan również się podniósł. - Wygląda zupełnie, jakby
się utopił. Ale jakim cudem ktoś zdołał wypełnić całą sypialnię wodą? Przecież to nie mogło
długo trwać. Ani okna, ani drzwi nie są uszczelnione.
- Lepiej sprawdzmy pozostałe pokoje - rzuciłem bez entuzjazmu. - Może Jim i Alison
są... Może im też coś się stało?
- Jasne. - Dan wyglądał na równie chętnego do szukania kolejnych ciał. - Zabierz ze
sobą latarkę.
Zostawiliśmy ciało biednego Olivera i brodząc w wodzie, wróciliśmy na korytarz.
Najpierw zajrzeliśmy do sypialni małżonków, ale była pusta i sucha poza odrobiną wilgoci na
dywanie przy drzwiach. Nikt nie spał na schludnie posłanym, szerokim łożu z mosiężnym
zagłówkiem i różową kapą. Na ciemnoróżowej toaletce stały w rzędzie szczotki, lusterko i
buteleczki perfum Alison, a na ścianie obok rzezbionej, sosnowej szafy wisiała kolorowa
fotografia przedstawiająca Jima i Olivera na plaży w Cape Cod. Oświetliłem przedmioty
latarką i wzruszyłem ramionami, patrząc na Dana.
Następnie weszliśmy do dwóch pozostałych sypialni. Obie były puste, raczej suche i
nikt w nich nie myszkował. Nerwowym ruchem otwieraliśmy szafy, by sprawdzić, czy nie
kryje się w nich jakiś potwór, po czym wróciliśmy na zalany korytarz. Poziom wody powoli
opadał, a więc nie mogła pochodzić z pękniętej rury.
- Wygląda na to, że jakimś sposobem pokój Olivera został wypełniony wodą i właśnie
stąd zaczęła się powódz w całym domu - powiedziałem. - Nie widzę żadnego przecieku,
uszkodzonego zbiornika czy urwanego kranu.
Dan zwrócił się ku mnie z wyrazem twarzy, który przypominał przerażone zwierzątko z
obrazków w dziecięcych książeczkach.
- I kto to niby zrobił? - zapytał. - A co ciekawsze, jakim cudem zdołał tego dokonać?
Jakie musiałby mieć fizyczne możliwości, by wypełnić cały pokój wodą? To niemożliwe.
- Jeszcze nie sprawdziliśmy w łazience - przypomniałem. - Może tam coś pękło w
rurach.
- Sam w to nie wierzysz.
Wyjąłem paczkę cygar i poczęstowałem Dana. Pokręcił głową.
- Czasem po prostu muszę szukać racjonalnych wyjaśnień. - Sięgnąłem do kieszeni po
pudełko zapałek wziętych z restauracji Pod Jałówką . - I teraz na to przyszedł czas.
Otworzyliśmy drzwi do łazienki. Od razu zwróciłem uwagę na panujący w niej chłód,
nie zwykły, zimowy, ale wilgotny, przenikliwy. Wciągnąłem powietrze przez nos i choć
paliłem cygaro, natychmiast poczułem dziwny, nieprzyjemny zapach, jakby metaliczny czy
rybi, słowem, taki sam, jak zapach próbek wody, które pobrałem w tym domu zaledwie przed
kilkoma godzinami.
- Czujesz? - zapytałem. Przytaknął.
- Co ci przypomina?
Myślał dłuższą chwilę. W końcu powiedział:
- Nabrzeże Rybaków w San Francisco, byłem tam w tym roku na urlopie. Mieszanina
zapachu rybich łusek i spalin.
- Mnie też - zgodziłem się.
Zasłona oddzielająca wannę od reszty pomieszczenia była zaciągnięta. Została zrobiona
z mlecznobiałej folii, na której wymalowano turkusowe ryby. Poświeciłem latarką, ale nikt się
tam chyba nie chował. Postąpiłem parę kroków i odsunąłem folię jednym szarpnięciem.
Na dnie wanny leżało coś przypominającego kask z cienkiej kości. Było duże -
pasowałoby raczej na głowę dwa razy większą od normalnej - ale zaokrąglony kształt jak łupina
orzecha i matowe lśnienie przywodziły na myśl właśnie kask motocyklowy.
- Dan - zacząłem z wahaniem. - Co o tym sądzisz? " Pochylił się i zajrzał do wanny.
Wpatrywał się przez dłuższą chwilę w dziwny kask , po czym wziął go do ręki.
- Lekki - ocenił. - Z muszli lub kości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]