[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rece. - Ladne nowoczesne zabawki, dwa czolgi i karabin maszynowy. Plus czesci zamienne do...
Na schodach rozlegly sie kroki.
- Nie zapomnij - wtracil nerwowo Pan Mój. - Zrobisz to? Ta czesc planu jest niezwykle wazna.
Pelen obaw zalamywal rece.
CHLOPIEC KONCZYL wygladzac szczotka sterczace kosmyki. Nalozyl czapeczke i podniósl
swoje podreczniki. Na zewnatrz poranek szarzal przygnebiajaco. Miarowo i bezszelestnie siapil
deszcz.
Nagle chlopiec z powrotem odlozyl ksiazki. Podszedl do szafy i siegnal do srodka. Zacisnal palce
wokól nogi Tedda i wydobyl go z pudla.
Chlopiec usiadl na lózku tulac Tedda do policzka. Trwal tak przez dluzszy czas wraz ze swoim
pluszowym misiem, niebaczny na cokolwiek innego.
Ni stad, ni zowad zwrócil sie w kierunku komódki. Wyciagniety Pan Mój spoczywal tam w
milczeniu. Bobby pospiesznie odniósl Tedda do kartonu. Przeszedl przez pokój. Kiedy otwieral
drzwi, metalowa figurka na komódce poruszyla sie.
- Pamietaj o Swiecie Zabawek...
Drzwi zamknely sie. Pan Mój uslyszal ciezkie kroki Dziecka schodzacego po schodach tupiac
nieszczesliwie. Nie posiadal sie z radosci. Szlo jak z platka. Bobby nie chce tego robic, ale nie
protestuje. A jak tylko narzedzia, czesci i bron bezpiecznie dotra do srodka, mozliwosc porazki
nie bedzie wchodzila w rachube.
Moze przejma kolejna fabryke. Albo nawet lepiej: sami stworza sztance i maszyny, aby
wyeliminowac potezniejszych Panów. Tak, gdyby tylko mogli byc wieksi, chociaz odrobine
wieksi. Byli przeciez tak mali, tak niepozorni, zaledwie kilka cali wysokosci. Czy
Stowarzyszenie skazane jest na niepowodzenie, na wymarcie wylacznie z racji tego, ze jego
czlonkowie byli mali i watli?
Ale przy wsparciu czolgów i broni! Jednak ze wszystkich pakunków skladowanych potajemnie w
sklepie z zabawkami, ten jeden, wlasnie ten jeden mial byc...
Uslyszal szmer.
Pan Mój odwrócil sie gwaltownie. Teddo ociezale wylazil z szafy.
- Bonzo - powiedzial. - Bonzo, idz pod okno. Jesli sie nie myle, to wlasnie tamtedy dostal sie do
srodka.
Pluszowy królik jednym skokiem wyladowal na parapecie. Przykucnal, wygladajac na zewnatrz.
- Na razie nic.
- To swietnie. - Teddo kroczyl w strone komódki. Spojrzal w góre. - Maly Panie, zejdz no tu,
prosze. Dosyc sie tam nasiedziales.
Pan Mój wlepial w niego oczy. Fred, gumowa swinka, wychodzil z szafy. Posapujac zblizyla sie
do komódki.
- Wejde do góry i sciagne go - oswiadczyl. - Nie zanosi sie na to, by sam raczyl zejsc. Bedziemy
zmuszeni mu pomóc.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknal Pan Mój. Gumowa swinka szykowala sie do skoku z uszami na
plask przylegajacymi do glowy. - O co chodzi?
Fred skoczyl. W tym samym momencie Teddo zaczal gladko piac sie w góre po uchwytach
komódki. Bez trudu dostal sie na szczyt. Pan Mój zmierzal ku scianie, zerkajac na lezaca gleboko
w dole podloge.
- A wiec to spotkalo pozostalych - mruknal. - Teraz juz rozumiem. Czyhajaca na nas
Organizacja. Wszystko jasne.
Skoczyl.
Kiedy zebrali pokruszone kawalki i wsuneli je pod dywan, Teddo powiedzial:
- Ta czesc byla latwa. Miejmy nadzieje, ze pozostale nie okaza sie trudniejsze.
- Co masz na mysli? - zapytal Fred.
- Ten pakunek. Czolgi i bron.
- Och, damy im rade. Pamietasz, jak pomagalismy w sasiedztwie, kiedy pierwszy Maly Pan,
pierwszy, z którym mielismy do czynienia...
Teddo wybuchnal smiechem.
- Wywiazala sie niezla walka. Byla ciezsza niz ta No ale przeciez wspieraly nas pandy z
naprzeciwka.
- Dokonamy tego raz jeszcze - stwierdzil Fred - Zaczyna mi to sprawiac niesamowita frajde.
- Mnie równiez - dodal z okna Bonzo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl