[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Daj mi najpierw przejechać się po okolicy&  zamilkł i spojrzał ponad moim
ramieniem.  Zobacz, tam są Stanleyowie. Zapytajmy, czy go nie widzieli.
Stanleyowie byli naszymi najbliższymi sąsiadami; właśnie szli chodnikiem,
najpewniej wracając z kościoła. Ale nie widzieli Georgiego; kiedy weszli do domu, a
Mike wskoczył do samochodu, żeby pojechać go szukać, ja nagle nabrałam pewności,
że poszedł do lasu. Rozmawialiśmy przecież o wycieczce i o tym, że może znajdzie tam
jakieś kamienie do swojej kolekcji.
 Skup się  powiedziałam do Jensona, zastanawiając się, czy nie mógł właśnie czegoś
takiego zasugerować Georgiemu.  Czy powiedziałeś mu coś, co mogło spowodować, że
tak nagle odszedł?
 Nic!  zapewnił.  Mówię prawdę, Casey. Nic mu nie powiedziałem. Ani słowa!
Właśnie szukałam kluczy od domu, postanowiwszy mimo wszystko pójść sprawdzić
w parku, kiedy ciszę niedzielnego popołudnia rozdarł przenikliwy krzyk. Krzyk
Georgiego, i to najwyrazniej bardzo blisko. Poczułam ogromną ulgę. Ale gdzie on był?
Gdzieś po lewej. Wyszłam na chodnik przed domem i kiedy spojrzałam wzdłuż ścieżki
rozdzielającej nasze domy, zobaczyłam pana Stanleya, który ciągnął przerażonego
Georgiego za rękę.
 Och, proszę go puścić!  krzyknęłam, wprawiając pana Stanleya w wyrazne
zdumienie.  On właśnie dlatego krzyczy. Nie można go dotykać. Nie lubi tego&
Wydawało się, że pan Stanley puścił go bardzo chętnie. Wtedy Georgie zatrzymał się,
odgarnął grzywkę z oczu i  jak to często robił  wbił wzrok w swoje dłonie, w których
trzymał coś, co wyglądało jak garść najzwyklejszych kamyków. Jednak najwyrazniej
miały one dla niego wielkie znaczenie, ponieważ kiedy pan Stanley pochylił się, żeby
zobaczyć, co ma w rękach, Georgie zacisnął palce i natychmiast zaczął znowu krzyczeć.
 Georgie, chodz  powiedziałam, odzyskując panowanie nad sobą. Puszka z jego
kolekcją leży chyba na naszym patio.  Chodzmy. To jest na pewno bardzo ważny
kamień do twojej kolekcji, więc powinniśmy jak najszybciej wrócić do ogrodu i włożyć
go do twojej puszki.
To chyba zadziałało. Wyciągając ręce przed sobą, przemaszerował obok mnie i
Jensona, prosto do naszego ogrodu, niosąc swój nowy skarb.
 Nie zrobiłem mu nic złego!  Pan Stanley był wyraznie oszołomiony.  Jestem
pewien, że nie. Martwiłem się jedynie, że może uciec.
Miałam tylko parę chwil, żeby przedstawić sytuację naszym biednym sąsiadom.
Wyglądało na to, że Georgie cały czas był w ich ogrodzie. Wrócili do domu i omal nie
wyskoczyli ze skóry, kiedy zobaczyli w swoim ogrodzie małego chłopca, który klęczał
przy ich skalnym ogródku, w którym zdążył wygrzebać sporą dziurę.
 Nic się nie stało  zapewnił mnie pan Stanley, kiedy opowiedziałam mu o kolekcji
 bezcennych kamieni Georgiego i wyjaśniłam, jakie są dla niego ważne.  Proszę się
nie przejmować. Najważniejsze, że chłopiec się znalazł. Naprawdę cieszę się, że jest cały
i zdrowy.
Nie tylko on się z tego cieszył. Minął dobry kwadrans, nim wrócił Mike. To głupie, ale
żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że powinien wziąć ze sobą telefon.
 Ale dobrze, że nic się nie stało  stwierdziliśmy oboje, kiedy Mike dołączył do nas w
ogrodzie, gdzie Georgie przegrupowywał nowy rządek swoich kamieni. Kiedy pojawił
się Mike, spojrzał na niego, po czym wybrał jeden z nowych kamieni i wskazał na
Jensona.
 Skalniak. Szarozielony. Dla ciebie  powiedział.
Mike i ja równocześnie spojrzeliśmy na obdarowanego.
 Szarozielony dla Jensona  powtórzył Georgie.  Kremowobiały dla Georgiego.
Georgie to mądry chłopiec  zakończył.
Jensonowi opadła szczęka.
 Ja nic nie mówiłem!  powiedział.  Nie powiedziałem mu, żeby tam szedł!
 Więc dlaczego to zrobił?  spytałam.
 Nie kazałem mu! Naprawdę!
W tym momencie Georgie zaczął od nowa.
 Jenson powiedział! Jenson powiedział! Georgie mądry!  powtarzał, przerywając
krzyk.
Zmierzyłam wzrokiem Jensona, zdając sobie sprawę, jaki harmider robimy.
 Idz na górę  powiedziałam  a my tymczasem spróbujemy go uspokoić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl