[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dobrze. To znakomity pomysł. Było mi trudno przyjść tu
dzisiaj - wyznał po chwili ciszy. - Trudniej ni\
kiedykolwiek.
122 MILCZENIE ANIOAÓW
- Mnie te\ było trudno. Jednak nie chciałam być sama.
- Czy ze mnÄ… jest ci tu Å‚atwiej?
-Tak.
-Dla mnie te\ to jest Å‚atwiejsze, to znaczy z tobÄ…...
- Connor... - zaczęła Katy z wahaniem, lecz zmusiła się, by
kontynuować. - Przykro mi, \e cię odepchnęłam. Nie
miałam tego zamiaru. Tylko... tylko \e nasz syn umierał, a
ja nie wiedziałam, co robić. Bałam się, cierpiałam, byłam
zła i... prze\ywałam miliony innych uczuć, których nawet
nie potrafię nazwać.
Gdy mówiła, łza spłynęła po jej policzku.
- Przestań - powiedział Connor i nie było jasne, czy chodzi
o przeprosiny, czy o Å‚zy. Mo\e o jedno i drugie. - Te\
popełniłem błędy. Całe mnóstwo. Zbyt wiele, by je liczyć.
Kolejna łza spłynęła za pierwszą. Potem jeszcze jedna. Zła
na siebie, Katy odwróciła się i próbowała opanować. Azy
jednak nie słuchały rozkazów.
- Do licha, chyba się rozpłaczę. Connor odwrócił ją i
chwycił w ramiona.
- Wszystko w porzÄ…dku, skarbie - szepnÄ…Å‚. - PÅ‚acz. PÅ‚acz za
nas oboje.
ROZDZIAA DZIEWITY
Na biurku Katy zadzwonił telefon.
- Katy McKellen.
- Cześć.
Na dzwięk głosu Connora poczuła, \e miękną jej kolana,
niczym nastolatce. Przez całą noc myślała o nim i nawet nie
zmru\yła oka. Coś zaszło wczoraj między nimi, na
cmentarzu. Narodził się jakiś związek. Wiedziała o tym,
choć nie potrafiła tego wyjaśnić. To prze\ycie było dla niej
oczyszczeniem. Uwolniła się od przeszłości.
- Cześć - odpowiedziała.
Przez całą noc myślał o Katy. Coś się wydarzyło między
nimi na cmentarzu. Nigdy nie czuł się jej bli\szy ni\
wczoraj, gdy trzymał ją w ramionach.
- Co robisz?
- Pracuję - odparła. - A przynajmniej próbuję.
- A co ci przeszkadza?
- Ty.
To szczere wyznanie sprawiło, \e serce Connora zaczęło
bić nierównym rytmem. Od Nowego Roku nawet jej nie
pocałował. Z początku sądził, \e im mniej będzie
fizycznych kontaktów, tym lepiej przygotują się do
podjęcia decyzji o przyszłości. A teraz nie śmiał jej
całować. Za bardzo jej pragnął.
- Te\ nie mogę pracować - odparł chrapliwie. Katy poczuła
dreszcz. Connor pociągał ją zawsze, a teraz bardziej ni\
kiedykolwiek. Powtarzała sobie, \e
124 MILCZENIE ANIOAÓW
wystarczyłby jej jeden pocałunek, choć dobrze wiedziała,
\e nawet nie zmniejszyłby płonącego w niej ognia.
- Chciałbyś zajrzeć wieczorem? - spytała.
- Niczego bardziej nie pragnÄ™, ale nie mogÄ™. Dlatego
dzwonię. Muszę na parę dni wyjechać z miasta.
- Och - jęknęła Katy, nie próbując nawet ukryć
rozczarowania.
- LecÄ™ do Fayetteville.
Słysząc słowo  lecę", Katy nerwowo przełknęła ślinę.
- Czy ktoÅ› zawiezie ciÄ™ na lotnisko?
- Zostawię wóz na parkingu. Ale dzięki za propozycję.
- Nie ma za co.
- Słuchaj, Katy, kiedy wrócę, musimy porozmawiać. Nie
wiem, jak ty, ale ja tak dłu\ej nie mogę. Muszę wiedzieć,
co robimy dalej.
- Ja te\ - wyznała.
- Mo\esz chwilę zaczekać? - Słyszała jego stłumiony głos,
gdy rozmawiał z kimś innym. Potem znowu odezwał się do
słuchawki: - Muszę ju\ iść, bo spóznię się na samolot.
ZadzwoniÄ™ do ciebie po powrocie.
-Dobrze - odparła. A słysząc pędzącą ku niej ciszę, dodała:
- Connor?
- Tak?
- Uwa\aj na siebie.
- Oczywiście, skarbie - odpowiedział po chwili milczenia.
Odło\yła słuchawkę, lecz słowo  skarbie" długo
rozbrzmiewało w jej uszach. Przez resztę dnia była
roztargniona, dzieląc uwagę między pracę a Connora.
Gdzie jest teraz? Jak długo trwa lot do Fayetteville? Co
postanowią, gdy wróci? Pod koniec pracy była wyczerpana
i nie cieszyła ją perspektywa samotnego wieczoru. Jak
zwykle, przeje\d\ała obok izby
MILCZENIE ANIOAÓW 125
dziecka. Pod wpływem impulsu zwolniła Davida i zabrała
go ze sobÄ…. Po drodze zatrzymali siÄ™ w wypo\yczalni kaset
i wzięli  Sto jeden dalmatyńczyków". Oglądali film przy
obiedzie zło\onym z hamburgerów, frytek i koktajlu.
- Dlaczego te psy mają wysypkę? - spytał David.
- To nie jest wysypka, kochanie. - Katy uśmiechnęła się. -
To są plamki. Dalmatyńczyki ju\ takie się rodzą. Wszystkie
pieski tej rasy majÄ… plamki.
- Dlaczego?
- Tak ju\ jest.
- To wyglÄ…da jak wysypka.
- Chyba rzeczywiście. - Katy uśmiechnęła się szerzej.
- Kiedyś miałem psa. - Słowa Davida padły jak grom z
jasnego nieba.
Katy przyjrzała się chłopcu uwa\nie. Był to jeden z
niewielu fragmentów jego \ycia, który zechciał odsłonić.
- Naprawdę? Pokiwał głową.
- Ale nie miał plamek.
- Nie miał?
Chłopiec gwałtownie zaprzeczył.
- A jakiego był koloru?
- Fioletowego.
Kąty z trudem kryła rozbawienie.
- Piękny kolor dla psa. A jak miał na imię?
- Nie miał imienia - odparł David i dodał obojętnie: - On
uciekł.
- To przykre.
- Daniel płakał.
Katy wiedziała, \e mówi o jednym z braci.
- Musiało być mu smutno - stwierdziła. - A ty płakałeś?
126 MILCZENIE ANIOAÓW
Chłopiec potrząsnął głową. Nie, pomyślała Katy, on nie
płacze. Był jak Connor: ukrywał cierpienie, które po trochu
po\erało go od środka.
- Tęsknisz za braćmi? - spytała cicho. Chłopiec zignorował
pytanie. Siedział na podłodze i bawił się wyschniętą
gałązką jemioły, którą uparł się zabrać ze sobą. Gdyby nie
wiedziała, \e jest inaczej, mogłaby przysiąc, \e jej nie
usłyszał.
- Davidzie! - zawołała. - Tęsknisz za braćmi? Chłopiec
wcią\ bawił się gałązką.
- Davidzie?
- Muszę iść do łazienki.
Katy nie była pewna, czy naprawdę musi, czy nie, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl