[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zdumiony Pierce ponownie rzucił na nią okiem, Brianna zajrzała mu ciekawie przez
ramię. Podpis był nieczytelny, obok podpisu widniał wytłoczony na papierze znak.
- Zauważył pan pierścień, który Sabon nosi na małym palcu? - podpowiedział Tate.
- Nie.
- To oficjalna pieczęć. Widziałem, jak ją odciskał. Przedstawia herb szejka Tatluka.
- I co z tego? - zapytał Pierce, coraz bardziej zdezorientowany i zaskoczony.
- Jak pan myśli, kim naprawdę jest Philippe Sabon?
- Chyba nie samym szejkiem! Tate zaśmiał się pod nosem.
- Niezupełnie, chociaż kiedyś zapewne nim będzie. Rządzący szejk, staruszek o
słabym zdrowiu, to jego ojciec. Ale to Philippe w istocie sprawuje władzę. Uczynił to, czego
ojciec sam nie mógł zrobić: udając bogatego biznesmena, próbował przyciągnąć inwestorów,
aby ci rozpoczęli eksploatację nietkniętych jeszcze złóż ropy i nie dopuścili do bankructwa
kraju.
- Dlaczego musiał się maskować? - zapytała zdumiona Brianna.
- Gdyby został porwany, jego kraj zbankrutowałby jeszcze szybciej, płacąc za niego
okup. - Tate uśmiechnął się smętnie. - Genialny plan, prawda? I niemal udało mu się go
zrealizować.
- Nic dziwnego, że miał takie wpływy w rządzie - stwierdził Pierce. - Przecież to on
był u władzy!
- I nadal jest - dodał Tate. - Oddział żołnierzy, których wysłał za granicę, to służący
mu gwardziści, elitarna jednostka sił zbrojnych jego ojca. Nie ustępują komandosom z
brytyjskich sił specjalnych. Zaangażują najemników, aby ci pomogli im pokonać Brauera.
- O ile nie dotrzemy na czas do Waszyngtonu, Amerykanie mogą zetrzeć ich z
powierzchni ziemi w przekonaniu, że zapobiegają wybuchowi trzeciej wojny światowej -
stwierdził ponuro Pierce. - Możesz przekazać wiadomość do Stanów?
- Mogę. - Tate skinął głową. - Tylko kto nam uwierzy, póki nie przedstawimy
dowodów? Musimy dotrzeć z Muftim do jakiegoś wysokiego urzędnika w Departamencie
Stanu, wyłożyć mu całą sprawę i czekać, aż zweryfikuje nasze zeznania. Ostrzegam,
dyplomaci działają opieszale.
- Właśnie! Gdzie jest Mufti? - zapytała z niepokojem Brianna, uświadomiwszy sobie
nagle, że nie widzieli go, odkąd weszli na pokład.
- Gra na dole w pokera - odparł z rozbawieniem Tate. - Ma do przegrania tylko
zapałki, ale gdybyśmy pojechali z nim do Las Vegas, z pewnością rozbiłby bank w kasynie.
Chłopak ma wrodzony talent.
Słysząc o Las Vegas, Brianna poczuła się nieswojo. Na wszelki wypadek odwróciła
wzrok od Pierce'a, spojrzała za to ze smutkiem na złotą obrączkę, którą właśnie w Vegas jej
kupił. Gdyby Pierce choć trochę ją kochał...
Podeszła do iluminatora, aby spojrzeć w morze, a wówczas Tate oznajmił, że pójdzie
sprawdzić, czy Mufti nie zastawił w grze własnej duszy, i zostawił ją sam na sam z Pierce'em.
Ten podszedł do niej i stanął za jej plecami.
- Trudno będzie zapomnieć te dni - zauważył z westchnieniem.
- Tak - przyznała. - Choć chciałabym, żeby już było po wszystkim. - Nie mówiła
prawdy. Wolałaby codziennie narażać się na niebezpieczeństwo w towarzystwie Pierce'a, niż
żyć spokojnie bez niego.
- Przepraszam za tamtą noc - odezwał się znowu, z pewnym wahaniem. - Nie
chciałem, żeby tak się stało.
Wzruszyła ramionami.
- Nie ma sprawy. Dostałam w końcu to, czego pragnęłam.
Chwycił ją za ramię i odwrócił gwałtownie do siebie.
- Nie mów o tym tak lekceważąco! Spojrzała mu spokojnie w oczy.
- Więc powiedz, że myślałeś wtedy o mnie, a nie o Margo.
Mimo łoskotu silników słyszała jego ciężki oddech. Wpatrywał się w nią tak
intensywnie, że spuściła wzrok.
- Boże, przepraszam! - mruknęła zmieszana. - Tak mi przykro. Oboje jednak wiemy,
że taka jest prawda...
- Co znowu za prawda? - warknął, coraz bardziej zirytowany.
- Prawdą jest to, że zastępuję ci tylko inną kobietę. Jestem zbyt młoda,
niedoświadczona, za bardzo się angażuję... - Milczał, więc popatrzyła na niego z rezygnacją. -
Potraktujmy to jako przygodę, Pierce - dodała obojętnie. - Wiesz? Z niecierpliwością myślę o
studiach. Chciałabym dostać się na Sorbonę i znów zamieszkać w Paryżu, jeśli nie masz nic
przeciwko temu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]