[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cie wydawał się całkowicie przekonany, że to było
rozwiązanie ich problemu. Tylko w jaki sposób prze
konanie reporterów o tym, że Sara jest kochanką
Damona, mogłoby wyjść na dobre? I jeszcze do tego
uczynienie tego rzeczywistością?
- Czy mógłbyś mi to bliżej wyjaśnić?
Dumna była ze sposobu, w jaki wypowiedziała te
słowa. Zabrzmiały one niespodziewanie spokojnie,
a nawet chłodno. Nikt by nie odgadł, co się działo
głęboko w niej samej, jak szybko biło jej serce na samą
myśl o Damonie pozostającym w jej domu jeszcze
jeden dzień dłużej, nie biorąc już nawet pod uwagę
pomysłu, że miałaby się starać udawać jego kochankę!
- Myślą, że jesteśmy razem jako para, więc bę
dziemy ich w tym utwierdzać.
- Wydaje ci siÄ™ to takie proste?
Chociaż może mogłoby być proste, uświadomiła
sobie. Po pierwsze, Damon już tutaj jest. Jego wczo
rajszy przyjazd był dla niej szokiem, to prawda. Nie
zaczęła się jeszcze przyzwyczajać do jego ponownej
obecności w jej życiu i w tym domu, ale powoli
oswajała się z tą myślą. Każde z nich miało własne
pokoje, a w domu było mnóstwo miejsca, by mogli
prowadzić niemal oddzielne życie.
Ponadto miała pracę w galerii sztuki, a Damon
prowadził jakiś biznes, który go tutaj sprowadził.
- Może mogłoby się to udać. Całe dnie oboje
będziemy przebywać poza domem, a wieczorami nie
musimy się nawet widywać.
Ale Damon nie tak wyobrażał sobie realizację
pomysłu.
Gdy zaproponował jej to rozwiązanie, powodował
nim wewnętrzny impuls, którego sam właściwie nie
rozumiał.
Faktem jest jednak, że nigdy nie kierował się
rozsądkiem, gdy chodziło o Sarę Meyerson. Od pier
wszej chwili, gdy ją spotkał, czuł się, jakby zanurzył
głowę w lodowatym, mrożącym krew w żyłach base
nie, po którym szok ogarniający całe ciało usunął
z niej wszelkie racjonalne myśli. Było tak, jakby
procesy myślowe zostały całkowicie zatrzymane.
Tkwił już zbyt głęboko w tym stanie, by móc za
chować zdrowy rozsądek.
- Wierzysz, że to mogłoby ich przekonać? - spy
tał.
- A ty co miałeś na myśli?
Patrzyła na niego, jakby jej proponował, by się
owinęła żywymi, jadowitymi wężami lub połknęła
parę ślimaków. Czy naprawdę aż tak zniszczył ich
małżeństwo, że nadal nie mogła mu wybaczyć? Albo
może prawdą było to, czego nie chciał zaakcep
tować, że była powierzchowną, małą kokietką, która
dojrzała do myśli, że jeden mężczyzna na całe życie
to nudne, jak to napisała w pozostawionym mu
liście?
Jedna Sara to ta pierwsza, którą miał nadzieję
zdobyć ponownie, przekonać, by mu wybaczyła jego
pomyłki, żeby zeskoczyła z bardzo wysokiego konia,
na którego wsadziło ją uczucie gniewu, i dała im
jeszcze jedną szansę. Druga to Sara, którą odkrył po
przybyciu do domu. Była zupełnie inna.
Była kobietą, którą chciałby mieć w swoim łóżku,
ale to wszystko. I bardzo jej pragnął. Chciał czuć ją
pod sobą, ulegające mu ciało, otwierające się usta
wydające łagodne dzwięki, gdy stawała się coraz
bardziej pobudzona, coraz bliższa orgazmu...
O, Boże!
Gwałtownym ruchem poderwał się z łóżka, ob
ciągając ciemnoczerwoną koszulkę poło na nieco
przyciasnych dżinsach. Borykał się z natarczywymi
myślami erotycznymi, które zalewały mu umysł,
zagłuszając procesy myślowe.
- To nie jest najlepsze miejsce do dyskusji o tym
- oznajmił, maszerując ku drzwiom. - Wygodniej
będzie omawiać te sprawy na dole.
Bardziej komfortowo czułby się gdziekolwiek,
byle miejsce nie przywoływało w pamięci wspo
mnień, które zmieniały jego libido w seksualne opę
tanie i powstrzymywało go od jasnego myślenia, od
myślenia w ogóle.
Ale w kuchni nie było wcale lepiej. Tkwiło tu
ciągle echo poranka, gdy siedział ukryty za gazetą,
pragnąc jej z tak wielką desperacją, że graniczyło to
z szaleństwem. Nawet przejście przez drzwi fron
towe przypominało mu o wcześniejszej scenie na
schodach i o pocałunku.
Do diabła, to było nie do zniesienia!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]