[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pójdę z tym na górę, jeśli chcesz pooglądać telewizję - dodała. -
Ciężko dziś pracowałeś.
RS
64
- Ty też - odpowiedział. - Wiem, że to nie jest cześć naszej
pierwotnej umowy, pani Winslow - powiedział oficjalnym
tonem - ale naprawdę nie mam nic przeciwko temu, żeby od
czasu do czasu pomóc ci w papierkowej robocie.
- Tak... dziś kilkakrotnie zboczyliśmy ze ścieżki wyznaczonej
przez nas samych, prawda?
Już w momencie, gdy wypowiadała te słowa, chciała je
cofnąć. Ale nie mogła. W końcu równie dobrze mogła już dziś
wygłosić swoją krótką, dobrze przygotowaną przemowę.
Podniosła na niego wzrok i napotkała przenikliwe spojrzenie.
- Skoro już o tym wspomniałaś - zaczął - chyba jestem ci
winien przeprosiny za moje poranne zachowanie.
- Przeprosiny? - Wpatrywała się znowu w swoje księgi, choć
cyfry skakały jej przed oczyma.
Więc teraz zamierzał jeszcze przeprosić za to, że ją
pocałował? Nie za muśnięcie wargami, ale za pocałunek, jakim
ją obdarzył, jakby była pierwszą kobietą, jaką widział po
dziesięcioletnim pobycie na bezludnej wyspie.
Była zadowolona, że siedzi tyłem do niego i że Lukę nie może
dojrzeć wyrazu rozczarowania na jej twarzy.
- Chyba po prostu mnie poniosło - kontynuował. Słyszała, jak
krąży nerwowo po pokoju, ale wciąż nie mogła na niego
spojrzeć. - Martwię się, że moim zachowaniem mogłem
przysporzyć ci kłopotów. Nie chciałem tego, naprawdę!
Zerknęła na niego. Stał, patrząc na nią, a w jego spojrzeniu
widziała skruchę, która mogłaby stopić jej serce, gdyby nie była
na niego tak wściekła!
Co za egoistyczny, zimny drań! Całować ją w taki sposób i
potem mówić, że tego nie chciał! Carey czuła, że zaraz
wybuchnie gniewem i z trzaskiem zamknęła księgę podatkową.
- Dziękuję, że byłeś taki... szczery, Lukę - powiedziała
lodowatym tonem.
Podszedł do niej bliżej.
RS
65
- Próbuję być z tobą szczery, Carey. Nie znasz mnie zbyt
dobrze, ale naprawdę zwykle tak się nie zachowuję. Może
wówczas, kiedy byłem młodszy, ale.. - Choć go nie widziała, to
jednak doskonale mogła sobie wyobrazić jego uśmiech. - Ale
teraz bardziej potrafię nad sobą zapanować. Nawet gdy ktoś
mnie prowokuje.
Tego było już za wiele. Carey nie mogła spokojnie siedzieć i
słuchać jego przeprosin. Nawet jeśli nie zamierzała angażować
się, tego było po prostu za wiele.
Co stało się z tym słodkim, czarującym mężczyzną, którego
znała przez ostatnich kilka tygodni? Czy to była tylko iluzja? Jej
własna fantazja? Na litość boską, jeden pocałunek przemienił go
w... aroganckiego, nadętego, egoistycznego macho?
W kogoś, kto sądzi, że ona nie ma żadnych uczuć?
- Prowokować cię? - zawołała. - Kiedy to ja cię
prowokowałam? Co ty wygadujesz, ty zadowolony z siebie,
arogancki draniu! - grzmiała. Wstała od biurka i stanęła z nim
twarzą w twarz. - To ty mnie chwyciłeś w objęcia, pamiętasz?
Lukę wpatrywał się w nią, autentycznie zaskoczony jej
reakcją.
- Nie mówiłem o tobie - odpowiedział, marszcząc ciemne
brwi. - Nigdy nie myślałem, że mnie prowokujesz. Raczej
starałaś się mnie zniechęcać. Miałem na myśli twego kuzyna,
Burketta. Chciałem przeprosić za sposób, w jaki dałem mu się
sprowokować. Za to, jak go wyrzuciłem dziś rano.
- Och - wyszeptała słabym głosem. Próbowała schować się
przed jego spojrzeniem, ale czuła, że Lukę przewierca ją
wzrokiem na wylot. - Ja sądziłam... -Odchrząknęła i zaczęła
przesuwać ołówki leżące na biurku. - Mniejsza z tym. To już
nieistotne.
- Rozumiem - odrzekł Lukę, a jego głęboki głos zdradzał
rozbawienie. - Myślałaś, że mówię o nas?
- Nie ma żadnych nas", Luke. Byłabym wdzięczna, gdybyś o
tym pamiętał - warknęła Carey.
RS
66
Spojrzała mu prosto w oczy i ujrzała, że jego twarz staje się
poważna i zamyślona. Zacisnął usta do odpowiedzi, a ona
westchnęła głośno.
- Teraz ja mam prawo czuć się urażony. - Wyraz jego twarzy
mówił, jak bardzo czuje się zraniony. Ona też poczuła ból w
sercu. - Nie zaprzeczaj, że czułaś coś szczególnego, gdy cię
całowałem tego ranka, Carey, bo i tak ci nie uwierzę.
Carey zaczęła coś mówić, ale powstrzymała samą siebie i
zacisnęła usta. Miał rację. Nie mogła zaprzeczyć. Nie wiedziała,
co powiedzieć.
Stała więc, milcząc i wpatrując się w niego, niezdolna do
wypowiedzenia słowa. Prawie nie mogła oddychać, gdyż
rozpoznała ten głodny błysk w jego oczach. Ten błysk
przyciągał ją do niego jak jakaś tajemnicza, magnetyczna siła.
- Już zapomniałaś, jak to było? - Zrobił krok w jej stronę,
wyciągnął ręce i gładził jej ramiona. - Może powinienem ci
przypomnieć...
- Nie rób tego. - Zmusiła się do odwrócenia od niego wzroku.
Położyła dłonie na jego klatce piersiowej. - Nie twierdzę, że to
nie było coś... szczególnego - wypowiadała te słowa wolno, z
bólem. - Właściwie to było cudowne... I myślę, że ty też jesteś
cudowny - wyznała mu szczerze.
W odpowiedzi na to impulsywne wyznanie na twarzy
Luke'a ujrzała jakiś radosny blask, który prawie doprowadził
ją do zguby. Odetchnęła jednak głęboko i brnęła dalej.
- Ale to... to... zaangażowanie... - Carey użyła tego słowa z
braku lepszego określenia - .. .nie może się między nami
zdarzyć.
- Dlaczego nie? - spytał miękko. Pochylił się, żeby delikatnie
pocałować jej brwi i skroń. Końcem palca kreślił owal jej
policzka. - Jesteś piękną kobietą. Twoja skóra przypomina
jedwab. Gdy jestem blisko ciebie, Carey - wyszeptał - nie mogę
się opanować.
RS
67
Carey westchnęła i zamknęła oczy. Czuła wargi Luke^ na
swoich powiekach i policzkach, gdy okrywał jej twarz lekkimi
pocałunkami. Całował twarz oprócz ust, które wręcz błagały o
spotkanie z jego wargami.
- Na litość boską, kochanie. Jesteśmy małżeństwem. - Jego
niski, przepełniony pragnieniem głos stopił jej opór.
- Ale nasza umowa! - powiedziała jednym tchem, czując, jak
Luke do niej przywiera. Jej rozsądek rozpłynął się w fali
pożądania. To nie jest prawdziwe małżeństwo. To tylko
tymczasowy układ - wymruczała, podczas gdy ciepłe, miękkie
wargi Luke'a powędrowały do jej długiej, gładkiej szyi.
Poczuła gorące usta Luke'a na obojczyku. Jego pocałunek
sprawił, że po jej ciele przebiegł dreszcz. Następnie Luke
przesunął usta na dekolt bawełnianej koszulki, całując jej
wrażliwą, kremową skórę tuż obok koronki biustonosza. Głos
jej ugrzązł w gardle, gdy próbowała coś powiedzieć.
- Przyrzekłeś mi, Lukę - wyszeptała.
- Wiem... - W jego głosie prawie słychać było żal. Ale nie do
końca. - Może powinnaś mnie zwolnić? - droczył się z nią
szeptem.
- Może to zrobię - odparła.
Poczuła, że jego wargi rozciągają się w uśmiechu, gdy
kontynuował swój szturm pocałunków i pieszczot, jakby chcąc
jej udowodnić, że jej grozby są bez znaczenia. Jego dłonie
wzięły jej piersi w posiadanie, głaszcząc je aż do wrażliwych
koniuszków przez cienki materiał koszulki i w końcu jego usta
spotkały jej wargi w głębokim, zachłannym pocałunku, który
zaparł jej dech w piersiach.
Była oszołomiona, zmysły miała rozbudzone do granic
możliwości a w jej wnętrzu narastał żar rozchodzący się do
każdej komórki ciała.
Czując, jak Lukę przyciska do niej swe biodra, Carey nie
miała żadnych wątpliwości co do tego, że ten mężczyzna jej
pragnie. Była odurzona swoją zdolnością podniecenia go.
RS
68
Poruszała się wraz z nim, ustami dotknęła jego policzka, całując
słoną skórę i czując, jak drży w jej ramionach.
- Mamy dzisiaj rocznicę - wymruczał. - Minął już miesiąc.
Pamiętasz?
- Tak... pamiętam - przyznała Carey.
- Nigdy nie przeniosłem cię przez próg, jak powinien zrobić
prawdziwy mąż. Ale jestem gotowy uczynić to teraz - wyszeptał
Luke. Brzmienie jego głosu było prawie tak ekscytujące jak
nagłe uczucie unoszenia się nad ziemią w jego silnych
ramionach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]