[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gwałtowne płomienie, ogarniając cały przedni pokład statku, którego olinowanie rozświetliło
się jasnym blaskiem, zaś żagiel zwinął się i poczerniał jak zwój papirusu w kuchennym
palenisku.
Uciekając przed ogniem, jeden z brodatych oficerów przechylił się przez burtę i
wyciągniętym rapierem zaczął dzgać czarne wody Styksu. Rzeka nie krwawiła, jednak
mężczyzna, jakby ktoś rzucił na niego zły czar, zesztywniał nagle, a gałki jego oczu uciekły ku
górze w paralitycznym odruchu. Jego zęby zaszczekały spazmatycznie, a mokre ubranie zaczęło
dymić i płonąć, na brodzie zaś i włosach pojawiły się błękitne świetlne iskierki.
 Rzeka wstała do życia jak piekielny wąż, którym jest!  mamrotała z zabobonnym lękiem
załoga.  Pali i miażdży ludzi, pożera nasze okręty!
 Przestańcie bełkotać, głupcy! Skupcie się na wiosłowaniu!  zawył Conan, przebiegając na
śródokręcie.  Opuścić katapultę. Chcę umieścić tę kotwicę w najgłębszym z piekieł!
Na szczęście maszt był położony, co dawało katapulcie niezakłócone pole ostrzału za rufę.
Conan zwolnił ramię katapulty, a ono wystrzeliło w górę z siłą, od której zadrżał cały pokład.
Kotwica i uwiązana do niej gruba lina poszybowały nad wodą, by opaść z hukiem pomiędzy
ogniste płomienie i resztki przedniego masztu zniszczonej dahabiji.
 Dobrze! Teraz wiosła w przód i ciągnąć! Bliżej nie podejdziemy, więc pracujcie z całych sił!
Wy tam, wybrać do końca linę kotwiczną, a wy załadować katapultę. Przynieście tę kotwicę
Furio! Ruszajcie się, Shemici, a pokonamy rzeczną bestię!
Początkowo spróbowano wystrzelenia kotwicy do przodu i wybierania liny, co miało
dodatkowo pomóc wioślarzom, jednak Conan zrezygnował z tej taktyki, gdyż nie przynosiła
efektu. Wkrótce w kierunku zaatakowanej dahabiji poszybowała druga kotwica.
 Ciągnijcie, psy! Ciągnijcie mocniej! Połączyć te liny i rzucić drugi koniec Furio! Niech
użyje swojego kabestanu. Ciągnąć, zaraz będą efekty! Równe uderzenie, tempo marszowe,
starajcie się, bracia!
Załoga Conana przypuszczała, iż zamierza on wyciągnąć zaatakowany statek z
niebezpieczeństwa, które, jak się zdawało, dotyczyło tylko jednego miejsca na rzece. Ale
wkrótce dostrzegli, że ramiona ich kotwicy wbiły się w czarną substancję. Czymkolwiek to
było  cieczą czy ciałem stałym  ostre haki zanurzyły się w tym głęboko, a teraz równe
uderzenia wioseł ciągnęły i szarpały to wielkie pnącze spoczywające w poprzek pokładu ich
zrujnowanego statku.
 Tak jest! Ciągnąć! Ostro!  Cymmerianin przyłożył dłonie do ust i zaryczał poprzez wodę.
 Furio, użyj kabestanu i wybieraj linę! Pozostali, wbijcie swoje kotwice i róbcie to samo!
Zobaczymy, z czego jest zrobiony ten rzeczny robal!
W miejscu, gdzie wbiła się brązowa kotwica centyremy, w czarnym cielsku pojawiła się
szczelina. Wypłynęła zeń szkarłatna substancja, gęsta jak krew, i polała się po hebanowej
powierzchni. Na ten widok rozległy się dzikie okrzyki załogi, a uderzenia wioseł zdwoiły swą
częstotliwość.
 Styks jednak krwawi! Conan zranił czarną rzekę!
 Ciągnąć, zasieczemy tę gadzinę!
Lina kotwiczna kapitana Furio również napięła się silnie, aż zaskrzypiały ramiona kabestanu.
Gruba lina dzwignęła się wolno spod wody i zaczęła ciągnąć potwora w przeciwnym kierunku,
a wioślarze na mniejszym statku musieli poważnie się na trudzić, by utrzymać pozycję.
Nagle na pokładzie zmasakrowanej dahabiji pojawiła się potworna głowa o ogromnych
czarnych oczach i wielkim, podobnym do psiego pysku o wielu kłach. Potwór, bezlitosny i
emanujący wściekłością, wyrósł nad wodę na wysokość głównego masztu. A potem opadł na
załogę i statek, miażdżąc i rozrywając ludzi. Był w stanie przepołowić człowieka jednym
kłapnięciem pyska. Nie tracił nawet czasu na połykanie pochwyconych, odrzucał tylko ich ciała
i chwytał kolejnych, aż wbijające się w jego głowę włócznie i sięgające oczu strzały zmusiły go
do cofnięcia się.
Po chwili monstrum ponownie wystrzeliło w górę, nie wydając żadnego dzwięku oprócz
łoskotu wzburzonej wody, i znów się pochyliło, ale tym razem, by szarpać haki wbijające siew
jego ciało. Potwór cierpiał. Przymocowana do statku lina trzymała mocno, choć cała centyrema
drżała pod stopami Conana od tych gwałtownych szarpnięć.
 To tylko wielki węgorz, przerośnięte rybsko!  zaczęła wrzeszczeć załoga.  Na brzeg z
nim, zjemy go na kolację!
 Lepiej to zróbmy  zażartował któryś z wioślarzy  nim on zje jeszcze kilku z nas.
W rzeczy samej, było to jedno z najpospolitszych rzecznych stworzeń, choć faktycznie
niewiarygodnych rozmiarów. Czarnej barwy, mógł znakomicie ukrywać się i polować
niewidoczny w czarnej rzece, a jego oślizgła skóra niczym nie odróżniała się od wodnej toni.
Miał też inną broń, podobnie jak wszystkie węgorze, jakie zdarzyło się Conanowi spotkać 
magiczną energię, która paraliżowała jego ofiary i otaczała je błękitnymi wyładowaniami. Ten
potwór był z pewnością odpowiedzialny za spalony wrak, który spotkali w dole rzeki, i
niezrozumiały obłęd ocalałego rozbitka.
 Trzymać go!  rozkazał Cymmerianin.  Musimy go zasiec raz na zawsze. Rzućcie więcej
lin! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl