[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trudem opanowując obłędną chęć skoczenia na milczących
kapłanów, utorowania sobie drogi potężnymi ciosami noża i
pochwycenia klejnotu napiętymi z pasji palcami. Jednak
trzymał się w żelaznych karbach, przykucnąwszy w cieniu
kamiennej balustrady. Jednym rzutem oka upewnił się, że z
galerii wiodą na dół przytulone do ściany i na pół skryte
w cieniu schody. Spojrzał w półmrok ogromnej sali,
szukając innych kapłanów lub wyznawców, lecz dostrzegł
tylko grupkę skupioną wokół ołtarza.
W ogromnej, pustej przestrzeni głos wysokiego
przywódcy brzmiał dziwnie głucho i niesamowicie.
 & I tak wieść dotarła na południe. Szeptał ją nocny
wiatr, krakały o niej kruki w locie, a ponure nietoperze
przekazywały ją sowom i żmijom czającym się w prastarych
ruinach. Znał ją wilkołak i wampir, i hebanowo czarne
demony żerujące w nocy. Uśpiona Noc Zwiata poruszyła się
i wstrząsnęła ciężką grzywą, zaś w głębi ciemności
zadudniły bębny, a echa upiornych okrzyków przeraziły
wieczornych wędrowców. Albowiem Serce Arymana powróciło,
aby wypełnić swe tajemnicze przeznaczenie. Nie pytajcie,
w jaki sposób ja, Thutothmes z Khemi i Nocy, usłyszałem
to słowo przed Thoth Amonem, który mieni się księciem
wszystkich magów. Są tajemnice nie przeznaczone nawet dla
waszych uszu, a Thoth Amon nie jest jedynym panem
Czarnego Kręgu. Wiedziałem i ruszyłem na spotkanie Serca,
gdy przybyło na południe. Wiodło mnie nieomylnie, niczym
wielki magnes. Wędrowało od śmierci do śmierci, płynęło
rzeką ludzkiej krwi. Krew je żywi i krew przyciąga. Jego
moc jest najsilniejsza, gdy zostaje przemocą wydarte
właścicielowi, gdy trzymają je świeżo zbroczone ręce.
Gdziekolwiek zabłyśnie, tryska posoka, chwieją się
królestwa, a siły natury ogarnia chaos. I oto stoję tu,
ja  pan Serca, a wezwałem w sekrecie was, mych wiernych
akolitów, abyście dzielili ze mną czarne królestwo jutra.
Dziś w nocy będziecie świadkami zerwania pętających nas
łańcuchów Toth Amona i narodzin nowego imperium. Kimże
jestem, ja, Thutothmes, aby wiedzieć, jakie moce czają
się w tych purpurowych głębiach? Serce kryje tajemnice
zapomniane od trzech tysięcy lat. Lecz ja je poznam. Oni
mi powiedzą! Gestem wskazał rzędy milczących sarkofagów.
 Spójrzcie, jak śpią, patrząc przez swe rzezbione
maski! Królowie, królowe, generałowie, kapłani,
czarnoksiężnicy, całe dynastie i arystokracja Stygii z
minionych dziesięciu tysięcy lat! Dotknięcie Serca zbudzi
Strona 140
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
ich z długiego snu. Długo, długo Serce biło i pulsowało w
starożytnej Stygii. Tu przez wiele stuleci był jego dom,
zanim powędrowało do Acheronu. Starożytni znali wszystkie
jego sekrety i wyjawią mi je, gdy jego czar wskrzesi ich,
by dla mnie pracowali. Wskrzeszę ich, obudzę, posiądę
zapomnianą mądrość, wiedzę zamkniętą w tych
próchniejących czaszkach. Tajemnicą martwych zniewolimy
żywych! Tak, królowie, wodzowie i czarnoksiężnicy pospołu
będą naszymi pomocnikami i niewolnikami. Któż nam się
oprze? Spójrzcie! Ten wyschnięty, skurczony kształt na
ołtarzu był niegdyś Thothmekrim, arcykapłanem Seta, i
umarł tutaj trzy tysiące lat temu. Należał do Czarnego
Kręgu. Znał Serce. Wyjawi nam jego moc.
Mówiąc to, podniósł wielki kamień, położył go na
wyschniętej piersi mumii i unosząc rękę, rozpoczął
zaklęcia. Jednak ich nie skończył. Zamarł z podniesioną
dłonią i rozchylonymi wargami, patrząc groznie gdzieś za
plecy kapłanów, którzy odwrócili się, aby przekonać się,
na co spogląda.
Przez czarny łuk drzwi do wielkiej sali wkroczyły
cztery wychudłe postacie w czarnych opończach. Ich
ocienione kapturami twarze były widoczne tylko jako
niewyrazne, żółte owale.
 Kim jesteście?  zawołał Thutothmes głosem groznym
jak syk kobry.  Czyście szaleni, że wdzieracie się do
świątyni Seta?
Najwyższy z przybyszów przemówił głosem bezbarwnym
niczym dzwięk dzwonu khitajskiej świątyni.
 Zcigamy Conana z Akwilonii. 
 Nie ma go tu  odparł Thutothmes, dziwnie groznym
gestem, jak lampart, który ukazuje pazury, zrzucając
płaszcz z ramion.
 Kłamiesz. Jest w tej świątyni. Idziemy za nim
labiryntem korytarzy od trupa leżącego przy wiodących do
piramidy drzwiach z brązu. Szliśmy jego krętym tropem,
gdy natknęliśmy się na wasze zgromadzenie. Wnet znów
podejmiemy pościg. Jednak najpierw dajcie nam Serce
Arymana.
 Szaleństwo poprzedza zgubę  mruknął Thutothmes,
przysuwając się do mówiącego. Jego kapłani również
zaczęli skradać się do cudzoziemców, lecz ci wydawali się
nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
 Któż mógłby spoglądać na nie bez pożądania?  rzekł
żółtoskóry.  My w Khitaju słyszeliśmy o Sercu. Jego
szkarłatne głębie kryją wspaniałości i przedziwne
rojenia. Dajcie je nam, zanim was zabijemy.
Z dzikim wrzaskiem jeden z kapłanów skoczył, unosząc
sztylet do ciosu. Lecz nim zdołał go zadać, łuskowata
Strona 141
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
laska śmignęła i dotknęła jego piersi; padł trupem jak
rażony gromem. W następnej chwili Sala Umarłych stała się
sceną makabrycznych i krwawych wydarzeń. Zakrzywione noże
błyskały, spływając krwią, a łuskowate kostury śmigały
jak węże, a ilekroć dotknęły człowieka, ten padał z
przerazliwym wrzaskiem, nieżywy.
Jeszcze nim zadano pierwszy cios, Conan zerwał się i
pognał schodami w dół. Widział tylko fragmenty krótkiej,
straszliwej potyczki  zataczających się ludzi, zwartych
w walce i broczących krwią; widział jednego z
Khitajczyków, niemal porąbanego na kawałki, a jednak
nadal trzymającego się na nogach i zadającego śmierć,
który padł trupem, gdy Thutothmes uderzył go w pierś
otwartą dłonią, choć wcześniej ostra stal nie starczyła,
by przezwyciężyć nieludzką żywotność żółtolicego.
Zanim pędzący co sił w nogach Conan zbiegł ze schodów,
walka właściwie już się skończyła. Trzej Khitajczycy
padli, powaleni i porąbani na kawałki, lecz ze
Stygijczyków jedynie Thutothmes stał na własnych nogach.
Rzucił się na ostatniego Khitajczyka, niczym oręż
unosząc pustą dłoń, czarną jak u Kuszyty. Jednak zanim
zdążył uderzyć, śmignęła laska, zdając się wydłużać w
dłoni wysokiego Khitajczyka. Jej koniec dotknął brzucha
Thutothmesa, który zachwiał się; kostur uderzał raz po
raz, aż kapłan zatoczył się i  padł martwy, a jego twarz
nagle przybrała czarną barwę, taką samą jak jego
zaczarowana dłoń.
Khitajczyk obrócił się do płonącego na piersi mumii
klejnotu, lecz Conan był szybszy.
W pełnym napięcia milczeniu stanęli twarzą w twarz na
pobojowisku, pod kamiennym spojrzeniem wyrzezbionych na
sarkofagach oczu.
 Długo podążałem za tobą, o królu Akwilonii 
powiedział spokojnie Khitajczyk.  Wielką rzeką, przez
góry, przez Poitain, Zingarę i Argos, wybrzeżem oceanu.
Niełatwo było wpaść na twój trop w Tarantii, bowiem
kapłani Asury są sprytni. Zlad urwał się w Zingarze, ale
znalezliśmy twój hełm w nadgranicznych lasach u podnóża
wzgórz, gdzie walczyłeś z leśnymi gulami. O mało co, a
zgubilibyśmy twój trop dzisiejszej nocy w tych
labiryntach.
Conan pomyślał, że miał szczęście, opuszczając komnatę
wampirzycy innym wejściem, niż został tam wprowadzony.
Inaczej wpadłby na te żółte bestie, zamiast dostrzec je z
daleka, gdy jak ludzkie psy gończe zwietrzyły jego trop,
wiedzione swym niesamowitym darem.
Khitajczyk lekko pokręcił głową, jakby czytając w jego
myślach.
Strona 142
Howard Robert E - Conan zdobywca.txt
 To bez znaczenia; długi szlak kończy się tutaj.
 Dlaczego mnie tropiliście?  spytał Conan, gotów do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl