[ Pobierz całość w formacie PDF ]

być razem z tobą.
- Ty nie możesz, ty nie chcesz! Czy nie przyszło
ci do głowy, że ostatnie słowo w sprawie mojego
życia należy do mnie? Nie będę działać pod przy�
musem! Nikt nie będzie na mnie wywierał presji!
- Presji? Do diabła! - Nick rzucił się w stronę
okna, by zaraz do niej wrócić. -I ty mówisz o pre�
sji? Pięć lat, od pięciu lat czekam na ciebie. Pra�
gnąłem dziecka i musiałem czekać, aż z dziecka
wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć trudności z an�
gielskim.
Ruth zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że żywisz do
22 2 TANIEC MARZEC
mnie uczucia od... od początku, i nigdy mi tego nie
powiedziałeś?
- Co ci miałem mówić? Miałaś zaledwie sie�
demnaście łat - rzucił jej z furią.
- Nie miałeś prawa decydować za mnie! - Od�
rzuciła do tyłu włosy i patrzyła na niego rozognio�
nym wzrokiem.
- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy przyszedł
na to czas.
- Dałeś mi! - parsknęła. Omal nie udławiła się
z oburzenia. - Kierujesz zespołem, Davidov, nie
moim życiem. Jak śmiesz rościć sobie prawo do
decydowania za mnie?
- To także dotyczy mojego życia - przypomniał
jej. - A może 0 tym zapomniałaś?
- Traktowałeś mnie zawsze jak dziecko. - Ki�
piała, puszczając mimo uszu jego pytanie. - Nigdy
nie pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię spotka�
łam. A ty mi mówisz, że odebrałeś mi coś na całe
lata, i to dla mojego własnego dobra! I każesz mi się
spakować i wprowadzić do siebie bez zastanowie�
nia.
- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym pomy�
słem - powiedział lodowatym tonem,
- Pomysłem? - powtórzyła. - To był rozkaz.
A ja nie chcę, żeby mi nakazywano zamieszkać
z tobą.
- Zwietnie, jak sobie życzysz. Mam teraz spot�
kanie.
TANIEC MARZEC 223
Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w stronę
drzwi, i znowu się wściekła.
- Biorę sobie wolne - powiedziała z rozpędu.
Nick przystanął z ręką na klamce i odwrócił się
ku niej.
- Próby zaczynają się za siedem dni - oznajmił
ze śmiertelną powagą. - Wrócisz albo zostaniesz
wylana. Wybór pozostawiam tobie.
Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by zamknąć za
sobą drzwi.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Lindsay dzwignęła Amandę i posadziła ją sobie
na biodrze. W tym czasie Justin jezdził samocho�
dzikiem po drewnianej podłodze.
- Za dziesięć minut kolacja, młody człowieku
- uprzedziła malca, przechodząc ostrożnie między
mocno nadwerężonymi, parkującymi autkami. -
Umyj ręce.
- Mam czyste. - Justin pochylił jasną główkę
nad maleńkim, połyskującym rajdowym samocho�
dzikiem, udając, że go naprawia.
Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej się wy�
rwać, Lindsay zmrużyła oczy.
- Worth może być innego zdania - zwróciła ma�
łej uwagę. To była jej ostateczna broń.
Justin wsunął ferrari do kieszeni i wstał z podło�
gi. Z ciężkim westchnieniem znudzonego światow-
ca wymaszerował z pokoju.
Patrząc za nim, Lindsay uśmiechnęła się. Ju�
stin czuł respekt przed wymagającym brytyjskim
lokajem. Wsłuchiwała się w skrzypienie drewna,
gdy jej synek wspinał się po schodach. Mógł
TANIEC MARZEC 225
skorzystać z łazienki na dole, ale gdy Justin Ban-
nion występował w roli męczennika, robił to jak
należy.
Ilekroć zdarzało się jej o tym pomyśleć, Lindsay
dziwiła się, że jej synek ma cztery lata, że już
wyrósł z etapu grubiutkiego berbecia i jest teraz
smukły jak charcik. Pomyślała też, nie bez dumy, że
odziedziczył po swojej mamie włosy i oczy. Roz�
glądając się po pokoju, skrzywiła się na widok zło�
mowiska samochodzików i budowli z klocków.
A także, niestety, jej brak organizacji.
- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła twarz za
uszkiem córki, a mała zachichotała.
Amanda była ciemna, podobna do ojca. I podob�
nie jak Seth, była dokładna i skrupulatna. I tak
właśnie była ułożona cała armia lalek w jej pokoju.
Okazywała wręcz komiczną zręczność w konstruo�
waniu z klocków całych budowli. Charakter odzie�
dziczyła chyba po obojgu rodzicach, potrafiła bo�
wiem, zapominając, że powinna zachowywać się
jak dama, dać bratu kuksańca, gdy ten wkraczał na
jej terytorium.
Wraz z ostatnim pocałunkiem Lindsay zdjęła
Amandę z biodra i przystąpiła do zbierania kosmi�
cznego ulicznego korka. Z samochodzikiem w ręku
zatrzymała się na moment, spoglądając porozumie�
wawczo na córkę.
- Tatuś nie byłby zachwycony, że to zbieram.
- Justin jest flejtuchem - oznajmiła pogardliwie
226 TANIEC MARZEC
Amanda. Jako dwulatka miała skłonność do formu�
łowania kategorycznych opinii.
- Nie ulega wątpliwości - przyznała jej rację
Lindsay. - Najwyższy czas, żeby się nauczył po�
rządku, bo gdyby tu wszedł Worth... - Zawiesiła
głos, ważąc, na czyją dezaprobatę lepiej się narazić.
Wygrał Worth. Teraz już szybko zaczęła zbierać
dowody winy Justina. - Porozmawiam z twoim
bratem. Nie musimy o tym mówić tatusiowi.
- O czym nie chcecie mówić tatusiowi? - zapy�
tał Seth, stając w progu drzwi.
- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła oczy do su�
fitu, po czym obejrzała się przez ramię. - Sądziłam,
że pracujesz.
- Właśnie skończyłem. - W mig rozeznał się
w sytuacji. - Znowu kryjesz tego małego szatana?
- Posłałam go na górę, żeby umył ręce. - Lind�
say odgarnęła włosy, które jej spadły na oczy,
i trwała tak na czworakach.
Amanda podeszła do ojca i objęła go za nogę.
Teraz oboje spoglądali na nią z milczącą dezapro�
batą.
- Och, błagam! - roześmiała się Lindsay
i usiadła na podłodze. - Zdaję się na łaskę Wysokie�
go Sądu.
- Przychylamy się do prośby. - Seth położył rę�
kę na głowie córki. - Jaka powinna być kara, Aman�
do?
- Nie możemy zbić mamy na kwaśne jabłko.
TANIEC MARZEC 227
- Nie? - Seth posłał Lindsay figlarny uśmiech.
Podszedł do niej, pociągnął za rękę i postawił na
nogi. - Być może, żeby sprawiedliwości stało się
zadość, trzeba jej będzie wymierzyć surową karę.
- Dał jej lekkiego całusa.
- Czy nie przyjęlibyście łapówki? - zapytała
Lindsay, wznosząc oczy do nieba.
- Zawsze - odpowiedział, mocniej przywierając
do niej wargami.
Justin przebiegł przez próg, trzymając przed sobą
świeżo wyszorowane ręce. Skrzywił się na widok
rodziców, spojrzał też na siostrę.
- Myślałem, że mamy jeść.
Godzinę pózniej Lindsay zbiegła ze schodów,
spiesząc się na wieczorną lekcję baletu. Tuż przy
ostatnim stopniu zauważyła jeszcze jeden samo�
chodzik. Podniosła go i wcisnęła do torby.
- Skaranie boskie! - mruknęła i otworzyła fron�
towe drzwi. - Ruth! - Aż ją zamurowało.
- Cześć. Nie znalazłby się tu na tydzień jakiś
pokój dla zbiegłej tancerki i lekko przekarmionego
kota?
- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth przez
próg i mocno objęła. Niżyński wyczołgał się spo�
między nich, zeskoczył na podłogę i odszedł dostoj� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl