[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zobaczyłbyś setki
mieszkańców.
 Jak to?  spytał zaniepokojony Conan; jak na jego gust
jej słowa zbytnio trąciły
czarami.
 Przez większość czasu ci ludzie są pogrążeni we śnie.
Ich sny są dla nich równie ważne
 i równie rzeczywiste  co życie na jawie. Słyszeliście
o czarnym lotosie? Rośnie w
podziemiach tego miasta. Uprawiali go przez długie wieki,
aż wyhodowali taką odmianę,
której sok miast śmierci sprowadza sny  cudowne,
fantastyczne sny. Na nich upływa im
życie. Znią, budzą się, piją, kochają, jedzą i znów śpią.
Rzadko kończą coś, co zaczęli;
częściej zostawiają to w połowie i znów pogrążają się w
drzemce zesłanej przez czarny lotos.
Ten zastawiony stół, jaki znalazłeś  niewątpliwie któryś
obudził się, poczuł głód,
przygotował sobie posiłek, a potem zapomniał o nim i znów
wrócił do swoich snów.
 A skąd biorą jedzenie?  przerwał jej Conan.  Za
murami nie dostrzegłem pól ani
winnic. Czy w mieście są sady i obory?
Potrząsnęła głową.
 Wytwarzają swoją żywność z prostych substancji. Są
wspaniałymi uczonymi, kiedy nie
odurza ich kwiat snów. Ich przodkowie byli wielkimi
mędrcami, którzy zbudowali to
wspaniałe miasto na środku pustyni, i choć oni stali się
niewolnikami tego dziwnego nałogu,
nie zapomnieli wszystkiego. Czy nie zdziwiły was te
światła? To klejnoty z domieszką radu.
Jeśli potrze się je palcem, zaczną świecić, a jeśli
potrze się w przeciwnym kierunku 
zgasną. Jednak to ledwie maleńki przykład ich wiedzy.
Strona 103
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
Wiele zapomnieli. Realne życie
niezbyt ich interesuje, wolą przez większość czasu leżeć
w podobnym do śmierci śnie.
 Zatem martwy przy bramie&  zaczął Conan.
 Niewątpliwie drzemał. Pogrążeni w lotosowym śnie są jak
umarli. Czynności życiowe
ulegają zawieszeniu. Nie można wykryć nawet najmniejszego
śladu życia. Duch opuszcza
ciało i przemierza do woli inne, egzotyczne światy.
Mężczyzna przy bramie jest dobrym
przykładem na to, jak bardzo oderwani od życia są
mieszkańcy miasta. Pilnował bramy, przy
której zwyczaj nakazuje trzymać wartę, choć nigdy jeszcze
żaden wróg nie przebył pustyni.
W innych częściach miasta znajdziecie innych strażników,
z reguły śpiących równie mocno
jak ten przy wrotach.
Conan przetrawiał to przez chwilę.
 Gdzie są teraz mieszkańcy?
 W różnych częściach miasta: leżą na sofach, jedwabnych
otomanach, w wyścielonych
poduszkami alkowach i zasłanych futrami łożach; a
wszystkich okrywa lśniący welon snów.
Conan poczuł lekkie mrowienie między łopatkami. Poczuł
się nieswojo na myśl o setkach
ludzi leżących w tym ogromnym pałacu i wpatrujących się
nieruchomymi, szklistymi oczyma
w przestrzeń. Nagle przypomniał sobie coś.
 A co to za stwór skradał się przez komnaty i porwał
mężczyznę śpiącego na łożu?
Jej alabastrowe ciało zadrżało gwałtownie.
 To był Thog. Odwieczny, bóg Xuthal, mieszkający głęboko
pod ziemią. Zawsze tu był.
Nikt nie wie, czy przybył wraz z budowniczymi miasta, czy
też był tu już, kiedy je budowali.
Jednak lud Xuthal oddaje mu cześć. Przeważnie śpi w
podziemiach miasta, lecz w
regularnych odstępach czasu, gdy poczuje głód, budzi się
i tajemnymi przejściami wychodzi
do mrocznych komnat, szukając żeru. Wtedy nikt nie jest
bezpieczny.
Natala jęknęła z przerażenia i objęła potężną szyję
Conana, jakby opierając się sile
próbującej oderwać ją od ogromnego opiekuna.
 Na Croma!  wykrzyknął osłupiały Cymeryjczyk.  Chcesz
powiedzieć, że oni leżą
sobie i spokojnie śpią, podczas gdy demon grasuje po
pałacu?
Strona 104
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
 On tylko czasem jest głodny  powtórzyła.  Bóg domaga
się swoich ofiar. Kiedy
byłam dzieckiem w Stygii, pod rządami kapłanów ludzie nie
byli pewni dnia ani godziny.
Nikt nie wiedział, kiedy mogą go zawlec na ołtarz. Co to
za różnica, czy kapłan składa bogu
ofiarę, czy bóg sam po nią przychodzi?
 Nie takie są zwyczaje mego ludu  warknął Conan  ani
ludu Natali. Hyboryjczycy
nie składają ofiar z ludzi swemu bogu  Mitrze, a co do
moich ziomków& Na Croma,
chciałbym zobaczyć kapłana, który spróbowałby któregoś z
nich zawlec na ołtarz! Z
pewnością polałaby się krew, ale nie byłaby to krew
Cymeryjczyka!
 Jesteś barbarzyńcą  zaśmiała się Thalis, ale oczy jej
błysnęły.  Thog jest
pradawnym i straszliwym bóstwem.
 Ci ludzie to głupcy lub bohaterowie  burknął Conan. 
Leżeć i śnić idiotyczne sny,
wiedząc, że mogą się obudzić w jego żołądku!
Roześmiała się.
 Zawsze tak było. Thog pożera ich od niepamiętnych
czasów. To także przez niego jest
ich dziś kilkuset, gdy dawniej były ich tysiące. Jeszcze
kilka pokoleń, a całkowicie wymrą i
Thog będzie musiał ruszyć dalej w świat szukać nowego
żeru albo zstąpić w otchłań, z której
niegdyś przybył. Oni wiedzą, jaki ich czeka los, lecz są
fatalistami, niezdolnymi do oporu czy
ucieczki. Nikt z obecnie żyjących mieszkańców miasta nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl