[ Pobierz całość w formacie PDF ]
leżał na jego biurku już o szóstej, gdy wrócił na posterunek.
Nie było sensu podawać jej tych wszystkich szczegółów. Gwałt,
śmierć przez uduszenie.
Zgon nastąpił pomiędzy dziewiątą a dziesiątą wieczorem. Kawa i
valium w organizmie i niewiele ponad to. Krew grupa zero Rh plus.
Co oznacza, że napastnik miał grupę A Rh plus. Kathleen też musiała
go trochę pokancerować.
Było też trochę jego skóry i włosów, więc wiedzieli, że był biały.
I że był młody, poniżej trzydziestki.
Zdjęli też odciski palców ze sznura telefonicznego, z czego Ed
wywnioskował, że morderca był albo głupi, albo zabójstwo nie było
zamierzone. Ale odciski przydawały się tylko wtedy, gdy można było
je dopasować. Jak dotąd komputer niczego nie znalazł.
78
Gdyby znalezli tego faceta, mieliby dość dowodów, by go
wsadzić do więzienia. Może nawet dość, by go skazać. Gdyby go
znalezli.
Ale to teraz nic nie znaczyło.
Przerzucił ręcznik przez krawędz umywalki. Czy był
zdenerwowany dlatego, że popełniono morderstwo w sąsiednim
domu? Dlatego, że znał ofiarę? Dlatego, że zaczął mieć jakieś
nadzieje w związku z jej siostrą?
Z lekkim uśmiechem zgarnął z czoła mokre włosy i ruszył na dół.
Nie, nie wydawało mu się, żeby jego uczucia do Grace, jakie by nie
były, miały cokolwiek wspólnego z tym, że instynkt podpowiadał
mu, że było jeszcze coś ważnego, coś czego do tej pory nie
zauważyli.
Może coś w tym było, ale przecież tracił już ludzi, którzy
znaczyli dla niego znacznie więcej niż Kathleen Breezewood. Ludzi,
z którymi pracował, ludzi, których rodziny znał. Ich śmierć
pozostawiała w nim złość i frustrację, ale nie zdenerwowanie.
Do cholery, byłoby znacznie lepiej, gdyby ona nie została w tym
domu.
Poszedł do kuchni. Czuł się lepiej w pomieszczeniu, którego
wnętrze sam zaprojektował i wykonał własnymi rękami. Myśląc o
czymś innym, przysunął do siebie koszyk z owocami, by pokroić je
na sałatkę. Pracował z dużą wprawą jak mężczyzna, który przez
większą część życia dawał sobie radę sam, i to całkiem dobrze.
Większość mężczyzn, których znał, zadowalała się obiadem z
puszki czy też mrożonką, jedzonymi nad zlewem. Dla Eda był to
najbardziej przygnębiający rytuał samotnego życia. Kuchenka
mikrofalowa czyniła je nawet jeszcze gorszym. Można było kupić
kompletny posiłek w pudełku, podgrzać go przez pięć minut i jeść nie
brudząc nawet talerza czy garnka. Czysto, wygodnie i samotnie.
Często jadł samotnie, jedynie z książką do towarzystwa, ale robił
więcej niż kontrolowanie poziomu cholesterolu i węglowodanów. To
była sprawa nastawienia, jakie przyjął dawno temu. Normalne talerze
i stół czyniły różnicę pomiędzy posiłkiem w pojedynkę a posiłkiem
samotnym.
Wrzucił kilka marchewek i selerów do sokowirówki i uruchomił
ją. Pukanie do kuchennych drzwi zaskoczyło go. Ben używał tylnego
wejścia bardzo rzadko, ale nigdy nie pukał.
79
Partnerzy byli praktycznie w podobnej zażyłości co
małżonkowie. Ed wyłączył sokowirówkę, chwycił ściereczkę do
wytarcia rąk i podszedł do drzwi.
- Cześć. - Grace obdarzyła go krótkim uśmiechem, trzymając
ręce w kieszeniach. - Zobaczyłam światło, więc przeskoczyłam przez
ogrodzenie.
- Wejdz.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Sąsiedzi mogą być plagą. -
Weszła do kuchni i po raz pierwszy od wielu godzin poczuła się
bezpiecznie. Powiedziała sobie, że idzie tu, by zadać kilka
dręczących ją pytań, ale wiedziała, że tak naprawdę idzie po wsparcie
i otuchę. - Przeszkadzam ci w kolacji. Posłuchaj, to ja lepiej pójdę.
- Siadaj, Grace.
Z wdzięcznością skinęła głową, obiecując sobie, że nie będzie
płakać ani urządzać histerii.
- Moi rodzice poszli do kościoła. Nie zdawałam sobie sprawy, jak
będę się tam czuła sama. - Usiadła, położyła ręce z kolan na stół, a
potem z powrotem na kolana. - Chciałam ci podziękować, że
pchnąłeś tę papierkową robotę i wszystko inne. Jestem pewna, że
moim rodzicom byłoby naprawdę ciężko przeżyć jeszcze jeden dzień,
jakby to powiedzieć, nie widząc Kathleen. - Znowu położyła ręce na
stole. - Nie pozwól mi przeszkadzać ci w zjedzeniu twojego obiadu,
dobrze?
Zdał sobie sprawę, że mógłby przez kilka godzin nie robić nic
innego, tylko na nią patrzeć. Gdy się przyłapał na tym, że przygląda
się jej natarczywie, zajął się sałatką.
- Jesteś głodna?
Potrząsnęła przecząco głową i znowu prawie się uśmiechnęła.
- Jedliśmy już wcześniej. Uznałam, że jedynym sposobem, by
zmusić moich rodziców do jedzenia, jest dać im przykład. To
zabawne, jak takie coś wpływa na zamianę ról. Co to jest? - Spojrzała
na szklankę, którą Ed postawił na stole.
- Sok z marchwi. Chcesz trochę?
- Pijesz sok z marchwi? - To była drobna rzecz, ale wystarczyła,
by wywołać coś na kształt uśmiechu. - Masz piwo?
- Jasne. - Wyjął jedno z lodówki, przypomniał sobie o szklance i
postawił przed nią. Potem wyjął z szuflady popielniczkę. Obdarzyła
go spojrzeniem pełnym głębokiej wdzięczności.
80
- Jesteś dobrym kumplem, Ed.
- Tak. Czy będziesz potrzebowała jutro jakiejś pomocy?
- Myślę, że sobie poradzimy. - Grace zignorowała szklankę i
zaczęła pić prosto z butelki. - Przepraszam, ale muszę cię zapytać,
czy czegoś się dowiedzieliście.
- Nie. Jesteśmy nadal na etapie początkowym, Grace. To
wszystko wymaga czasu.
Pokiwała głową, ale wiedziała równie dobrze jak on, że czas
działa na niekorzyść.
- Jonathan przyjechał do miasta. Czy go przesłuchacie?
- Tak.
- Chciałam, żebyś ty to zrobił. - Wyjęła papierosa, a Ed usiadł
naprzeciwko niej. - Jestem pewna, że macie tam w Wydziale
mnóstwo dobrych policjantów, ale czy ty mógłbyś to zrobić?
- Dobrze.
- On coś ukrywa, Ed. - Gdy ten nie odpowiedział, Grace
podniosła butelkę. Nic by nie pomogło, gdyby teraz wpadła w
histerię, zaczęła wysuwać oskarżenia, które kołatały się w jej głowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]