[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chociaż znają je już na pamięć.
Andrea roześmiała się wesoło i spytała, czy może w czymś pomóc.
- Nie, nie trzeba. Wie pani, jak to jest. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma
co jeść. Proszę się rozgościć w salonie - Gina wskazała ręką właściwe
drzwi. - Ja tylko podgrzeję zupę, zrobię grzanki z serem i zaraz siadamy do
stołu. Mam nadzieję, że lubi pani włoską kuchnię. - Gina zręcznie
lawirowała w kuchni między synami i psem.
Do drzwi ktoś zapukał. Pulchna blondynka zajrzała do kuchni.
- Cześć, Reggie! Czy mogłabyś mi pożyczyć dwie szklanki mąki?
Rodzice Dena zapowiedzieli się na obiad, a ja nie mam ani krzty mąki w
domu. Nie zdążę już pojechać do sklepu.
- Oczywiście, Anno. Blake zaraz ci przyniesie.
Nagle Andrea zrozumiała wszystko. Sąsiadka nazwała Ginę imieniem,
które spotkała w dzienniku Blake'a.
RS
71
Przy zupie spytała z pewnym wahaniem: - Myślałam, że ma pani na imię
Gina, ale sąsiadka nazwała panią inaczej... Reggie.
Gina uśmiechnęła się smutno. - Wcześniej każdy tak do mnie mówił, ale
trzy lata temu zamieszkała ze mną na jakiś czas moja matka i jako
konserwatywna Włoszka nie mogła znieść amerykańskiego zdrobnienia od
imienia Regina. Byłam wtedy chora i było mi wszystko jedno. W tym czasie
Blake często nas odwiedzał. On także przyzwyczaił się nazywać mnie Giną.
- A więc to pani była żoną Franka - odezwała się Andrea współczująco.
Gina posmutniała jeszcze bardziej. Zagryzła wargi. - Tak. Blake i Frank
byli najlepszymi przyjaciółmi pod słońcem. Frank kochał Blake'a jak
starszego brata, dlatego nasz pierworodny nosi jego imię.
- Gina rozszlochała się. Andrea czuła, że nie wolno jej nic mówić. Musi
pozwolić jej się wygadać.
- Blake obwiniał się za ten nieszczęśliwy przecież wypadek. Mam
wrażenie, że jeszcze nie uwolnił się od tego brzemienia. Postanowił
zaopiekować się rodziną swojego najbliższego przyjaciela. - Gina
uśmiechnęła się blado. - Nie chciałam się na to zgodzić. Musiałam się jakoś
pozbierać. Blake pożyczył mi więc pięć tysięcy dolarów na otworzenie
sklepu z artykułami sportowymi w Stateside. Frank zawsze marzył o takim
przedsięwzięciu, postanowiłam więc spełnić jego wolę.
Natomiast zgadzałam się zawsze na pieniądze dla dzieci. Blake był
hojny. I to nie tylko w sprawie pieniędzy, poświęcał również moim synom
dużo czasu. Poświęcał i poświęca, i za to jestem mu bezgranicznie
wdzięczna. W zeszłym miesiącu Blakie miał urodziny. Blake pracował na
tyłach mojego sklepu nad małą łódką dla niego. Zajęło mu to niemal
tydzień, ale radość mojego dziecka była naprawdę ogromna.
Andrea dowiedziała się więc, w jaki sposób Blake spędzał czas poza
domem wtedy, gdy jeszcze mieszkała u niego. Ogarnęło ją poczucie winy.
Myślała przecież, że leżał w ramionach kochanki.
Przy kawie i biszkoptach spytała Ginę wprost: - A więc nie jest pani
zakochana w Blake'u?
Gina spojrzała na nią zaskoczona, po czym wybuchnęła serdecznym
śmiechem. - Co też pani przyszło do głowy? Lubimy się bardzo, ale tylko i
wyłącznie jak brat i siostra. Jeśli nie ma jakiejś sympatii, zaprasza mnie do
jakiegoś lokalu, żebym się trochę rozerwała. Ostatnio zdarza się to jakby
częściej. Od kiedy wrócił z Arabii Saudyjskiej, ani razu nie spotkał się z
żadną z tych tancerek czy chórzystek. Nie wiem, czy nie dzieje się tak za
pani sprawą - zastanowiła się. - W każdym razie bez przerwy mówi o pani.
Początkowo myślałam, że musiała mu pani zalezć za skórę, bo stale
RS
72
uskarżał się na pani upór i cięty język. Przypuszczam, że Blake Everett trafił
wreszcie na odpowiednią kobietę i... - zawiesiła głos - zakochał się.
Andrea zaczerwieniła się zmieszana. Szybko skierowała rozmowę na
inne tory. - Ja też chwilami miałam Blake'a i współpracy z nim dosyć.
Zachowywał się po prostu niemożliwie, nie dowierzał mi, nie chciał
odpowiadać na moje pytania.
Gina zamyśliła się. - Możliwe, że jest nieco trudny we współżyciu. Po
śmierci Franka zaszył się w swojej samotni, nękany wyrzutami sumienia.
Dopiero teraz dociera do niego, że nie obarczam go winą za śmierć męża.
To była straszna tragedia, ale życie toczy się dalej, a ja mam dzieci, które
jeszcze długo będą mnie potrzebować.
- Dlaczego brał na siebie winę za ten wypadek?
- Nie wiem - westchnęła Gina. - Być może dlatego, że był o sześć lat
starszy od Franka i czuł się za niego odpowiedzialny. Ach, jakże żałuję, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl