[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rox znała pod nazwą anchovies, do tego talerz crostini, kilka
kawałków pieczywa z pastą z oliwek i marynowanej czerwo-
nej papryki. Następnie Gino zamówił przepiórki zawinięte w
liście winorośli z dodatkiem gęstego sosu. Kiedy Rox oświad-
czyła, że ma jeszcze ochotę na deser, był wyraznie zaskoczo-
ny.
- Powinienem zaproponować ci panforte, bo to tutejsza
105
S
R
specjalność, ale Maria robi lepszą. Mają tu niezły deser, który
pochodzi z Florencji. Zuccotto ma mnóstwo czekolady, mig-
dałów i orzechów. Do tego śmietana...
- Tak. Właśnie tego mi trzeba - przerwała mu Rox.
Kiedy wstali od stolika, dochodziła już jedenasta.
Gino zamówił butelkę czerwonego wina, ale Rox wypiła
tylko małą lampkę, a mimo to zakręciło się jej w głowie. Był
to więc raczej efekt zmęczenia pracą w ogrodzie i długim spa-
cerem po ulicach Sieny.
Wracali pustymi, ciemnymi ulicami. Rox myślała tylko o
tym, że gdzieś po drodze Gino będzie próbował ją pocałować.
A jeśli się myliła, powinna rzucić się na ziemię, kopać i
wrzeszczeć. Oczywiście, nie wolno mu pozwolić. Najlepiej
byłoby od razu zaplanować strategię obrony. W jej rozmyśla-
niach nie było nawet cienia logiki i dobrze o tym wiedziała.
Dwudziesty punkt Harlana: Nie myślisz logicznie.
Jednak logika to nie to samo co przeczucie, chęć lub
zdrowy rozsądek. Rox marzyła o tym, by Gino ją pocałował, a
jednocześnie wiedziała, że powinna go powstrzymać. Była go-
towa sprowokować go, żeby móc mu odmówić. Może powin-
nam się potknąć? - zastanawiała się. Wtedy on objąłby mnie...
Nie zdobyła się jednak na tak subtelną i wyrafinowaną
jednocześnie zaczepkę. Gino po prostu uśmiechnął się do niej,
kiedy podeszli do samochodu, i to wystarczyło, żeby poczuła
pożądanie. Drżąc, wśliznęła się na skórzane siedzenie ferrari.
Jej serce biło jak oszalałe. Nie przypuszczała, że z powodu
Gina poczuje się tak, jakby za chwilę miała się rozpuścić.
106
S
R
Tymczasem Gino obszedł samochód i otworzył drzwi od
strony kierowcy. Wsiadł i włączył silnik, po czym znów się
uśmiechnął. Rox odwzajemniła uśmiech. Czuła się szczęśliwa.
- Dobrze się bawiłaś? - spytał, kiedy ruszyli.
- Oczywiście, i dobrze o tym wiesz.
- Cieszę się, że to mówisz.
- Mogę powtórzyć jeszcze raz.
- Mówisz to na różne sposoby... Wiesz, że twoja radość
jest zarazliwa?
Miły komplement, pomyślała. Na razie przygotowuje at-
mosferę do pocałunku. Może zdecyduje się wreszcie gdzieś w
ciemnościach, a może dopiero w domu. Pewnie w kuchni. Po-
da mi szklankę wody i... Albo w holu lub na piętrze.
Po powrocie Gino zaparkował samochód w garażu, po
czym weszli na piętro i stanęli przed drzwiami pokoju Roxan-
ny.
Przez cały czas nic się nie wydarzyło.
- Przebiorę się i jeszcze trochę popracuję - powiedział Gi-
no. - Dziękuję, że ze mną pojechałaś. Było bardzo miło - do-
dał. Delikatnie dotknął dłonią jej policzka. - Do zobaczenia
rano. - Odwrócił się i odszedł.
I to wszystko? - pomyślała rozczarowana Roxanna. A co z
pocałunkami? Przecież przygotowywała się do obrony przez
całą godzinę.
Oparła się o drzwi sypialni. Po chwili uchyliła je tylko ty-
le, żeby wśliznąć się do środka. Czuła nadchodzący ból głowy.
Czy Gino domyślał się, czego oczekiwała i przed
107
S
R
czym chciała się bronić? A ona nie dowierzała jego zapew-
nieniom, że nie zachowa się jak Luigi i nie będzie jej na-
gabywał. Bądz ze sobą szczera, pomyślała. Nie zamierzałaś
mu odmówić. Gdyby cię pocałował, zrewanżowałabyś się z
szaleńczym zapamiętaniem. Och, Harlan, właściwie powin-
nam cię przeprosić. Twoją listę powinnam przykleić do lustra i
odczytywać ją codziennie. Miałeś rację w każdym punkcie.
Z ponurą miną przebrała się do snu, po czym spędziła kil-
ka bezsennych godzin, zastanawiając się, czy powinna prze-
mknąć się do pokoju Gina i obudzić go wiadomością, że wła-
śnie zmieniła zdanie, jednak nie zdobyła się na to.
Rano dowiedziała się od Marii, że wczoraj wieczorem,
kiedy byli w Sienie, przyjechała szwagierka Gina i zamierzała
spędzić tu weekend. Lisette Falconi zaparkowała swoje no-
wiutkie bmw w szopie tuż za garażem, dlatego po powrocie
niczego nie zauważyli.
Córka Lisette, Nicoletta, przyjechała razem z matką. Rox
poznała ją przy śniadaniu. Była to dwunastoletnia dziewczyn-
ka, dość ładna, ale ponura. Z trudem udało się wydobyć z niej
zaledwie kilka słów, ale Rox nie doczekała się nawet cienia
uśmiechu na jej twarzy.
Matka dziewczynki zeszła na śniadanie pózniej, kiedy
Roxanna już odeszła od stołu.
Lisette i Nicoletta miały zostać do wtorku rano i choć ich
przyjazd nie powinien wytrącić Rox z równowagi, jednak tak
się stało. Instynktownie czuła, że na bliższy kontakt z Ginem
nie będzie teraz szans. Oczywiście, propozycja
108
S
R
zostania jego kochanką nadal była nie do zaakceptowania, ale
czy zawsze trzeba postępować logicznie?
- Mówiłam ci w czwartek, że być może przyjadę. Wczoraj
wieczorem dzwoniłam. Chciałam potwierdzić przyjazd - mó-
wiła Lisette do Gina w czasie śniadania, uśmiechając się prze-
praszająco. - Maria powiedziała, że właśnie wyjechałeś.
Kiedyś Gino zaproponował szwagierce, żeby przyjeżdża-
ła, kiedy tylko będzie miała ochotę. Widocznie w miniony
czwartek nie słuchał jej dość uważnie, niemniej jednak nie
miał najmniejszego powodu, żeby teraz okazać niezado-
wolenie. W dodatku miał wobec Lisette dług wdzięczności za
okazaną kiedyś pomoc. Po rozwodzie Angele robiła mu nawet
złośliwe docinki na temat ich wzajemnych kontaktów. Nie
traktował tych insynuacji poważnie, zresztą, kiedy poznał An-
gele, Lisette była już mężatką.
Właściwie to właśnie dzięki niej poznał swoją przyszłą
żonę. Angele przyjechała do Rzymu odwiedzić siostrę, a mąż
Lisette prowadził interesy z korporacją Di Bartoli.
- Ależ Lisette, naprawdę cieszę się, że cię widzę - po-
wiedział Gino, starając się, by zabrzmiało to przekonująco.
- Masz jakieś konkretne plany? A Nicoletta?
- Przede wszystkim chcę obejrzeć ogród. Oprowadzisz
mnie po śniadaniu? A może ta nieśmiała Amerykanka zechce
nam towarzyszyć? Ogrodnicy pewnie dziś nie pracują?
- Rzeczywiście, nie pracują. Ogród jeszcze nie jest go-
109
S
R
towy. Trzeba trochę wysilić wyobraznię. Ale chętnie cię
oprowadzę.
- A jak ta mała Amerykanka? Sprawdza się?
- Przede wszystkim ona nie jest mała.
- Gino, wiesz, co mam na myśli. Spotkałam ją tylko raz,
kiedy przyjechałam tu z Franceskiem. Chyba ją onieśmie-
lałam, bo zachowywała się jak przerażona mysz. Prawdę mó-
wiąc, nie rozumiem, co Francesco w niej widział. Dziewczyna
potrafi kreatywnie myśleć i wydaje się dość bystra, ale... Na-
wet jej współczułam.
- Cóż, to już przeszłość.
- Między nią a Franceskiem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]