[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziewczynę. - Och, Lindis, nareszcie! Tak się o ciebie bałem. Teraz niebezpieczeństwo minęło,
jesteśmy już poza zasięgiem przyciągania ziemskiego.
Przez moment wyglądało na to, że Lo rzuci się Lindis na szyję i uściska ją z radości. Nie
uczynił tego, tylko wstał, uwolnił Lindis z pasów bezpieczeństwa i otarł jej z czoła pot.
Wyglądał na bardzo zmęczonego, ale i uradowanego.
Lindis odetchnęła głęboko.
ROZDZIAA VIII
Jakiś czas leżała bez ruchu i odpoczywała po dramatycznych przeżyciach. Teraz nie
byłaby w stanie poruszyć choćby palcem. Tymczasem profesor Tan przy użyciu specjalnego
wziernika dokładnie obejrzał uszy dziewczyny.
- No, na szczęście nic poważnego się nie stało. Masz wprawdzie uszkodzone bębenki,
ale z czasem same się wygoją. Na razie możesz mieć kłopoty ze słuchem. Nic się jednak nie
martw.
- Właściwie uszy nie są mi aż tak bardzo potrzebne. Przecież i tak wiem, co mówi do
mnie Lo.
- Ach, więc tylko on cię interesuje? A twoi przyjaciele tam, na Ziemi?
- Profesorze, chwilami odnoszę wrażenie, że mają niewiele do powiedzenia, dlatego nie
żałuję, że ich nie usłyszę.
Lindis uniosła się na łokciu i ostrożnie spuściła nogi na podłogę. Dobre samopoczucie
powoli powracało. Nie mogła uwierzyć w to, co jeszcze kilka minut wcześniej działo się z jej
ciałem. Była niezmiernie dumna, że jako jedyna Ziemianka może brać udział w tak dalekiej
międzyplanetarnej ekspedycji.
Gdy wstała, Lo ujął ją pod ramię i podprowadził w kierunku okienka.
- Chodz, coś ci pokażę - powiedział.
Lindis odniosła wrażenie, że prawie nic nie waży. Tylko dzięki ogromnym, ciężkim
butom, których Lo nie pozwolił jej zdejmować, mogła normalnie chodzić po podłodze.
- Gdybyś nie miała na sobie tych specjalnych butów, unosiłabyś się pod sufitem jak
balonik. A teraz spójrz tam, w dół.
Niektóre elementy pokładu wykonano z przezroczystego materiału, przypominającego
szkło, tak że można było przez nie wyglądać na zewnątrz.
- Wielkie nieba, Lo! - zawołała bezmiernie zdumiona Lindis. - Czy my naprawdę
znajdujemy się tak daleko od Ziemi?
Nisko pod stopami, w gęstej mgle, dostrzegła wiszącą niczym bombkę choinkową,
lśniącą niezwykłym blaskiem planetę.
- To nie jest Ziemia - powiedział Lo z uśmiechem.
- A co, Księżyc? Nie, to niemożliwe. W ciągu kilkunastu minut nie mogliśmy pokonać
aż takiej drogi?
- Masz przed sobą Wenus w całej okazałości, moja mała.
- Co takiego? Lo, ja chcę do domu! - wykrzyknęła Lindis już nie na żarty przerażona.
- Nic się nie bój. Wszystko jest pod kontrolą. Chodz, pokażę ci twoją ukochaną Ziemię,
ale musimy przejść na drugą stronę. Spójrz, oto ona - powiedział i wskazał na jaśniejącą
błękitem kulę. - Ta największa. Księżyca w ogóle stąd nie zobaczysz.
Lindis wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że może znalezć się tak daleko od
planety matki. Ogarnięta lękiem ukryła twarz w dłoniach.
- Boję się - zaszlochała.
Lo delikatnie otoczył ją ramieniem. Gdy tak przez chwilę stali przytuleni, Lindis nagle
opuścił niepokój. W ramionach przyjaciela czuła się całkiem bezpieczna.
- Podróż powrotna nie będzie już taka dramatyczna - zapewnił łagodnie. - Najgorsze już
za tobą, wierz mi.
Lindis spojrzała z wdzięcznością na Lo, a po chwili rzekła:
- Strasznie tu u was gorąco.
- Nic dziwnego, teraz znajdujemy się blisko Słońca.
Mogłabym tak stać w jego ramionach całą wieczność, pomyślała, ale powinnam
zachować wobec niego dystans.
Tymczasem Lo wypuścił ją z objęć i oboje znowu podeszli do okienka, z którego
wcześniej patrzyli na Wenus.
Jakby to było dobrze móc kontrolować swoje własne myśli, rozmarzyła się Lindis. To
niesprawiedliwe, że Lo może o mnie wiedzieć wszystko, podczas gdy sam stanowi dla mnie
zagadkę!
- Wenus, jak zapewne wiesz, jest drugą planetą, licząc od Słońca - wyjaśniał Lo. - Choć
spośród wszystkich planet pod względem rozmiarów i gęstości najbardziej przypomina Ziemię,
wy, ludzie, nie moglibyście na niej zamieszkać. Na Wenus panuje bardzo wysoka temperatura,
no i prawie nie ma tam tlenu.
Pojazd tymczasem zatoczył duże półkole i wrócił na poprzedni kurs. Po upływie minuty
lub dwóch z kabiny pilotów odezwał się Ari:
- No, jesteśmy prawie na miejscu.
Lindis podbiegła do znajdującego się najbliżej stanowisk pilotów okienka i wyjrzała
przez nie. Dość wysoko ponad nimi zawisł olbrzymich rozmiarów statek, również zbliżony
kształtem do - jak określali to ludzie - latającego talerza. Pod jego płaskim spodem przelatywały
w tę i z powrotem pojazdy identyczne jak ten, którym podróżowała Lindis. Niektóre z nich
wlatywały do wnętrza olbrzyma, inne wylatywały z niego niczym pszczoły z ula.
- No, Lindis, masz przed sobą bardzo ważne spotkanie - odezwał się zza jej pleców Tan.
- Jak czujesz się jako pierwsza istota ludzka, która dotarła tak daleko?
- Czyżbyście wy nie byli ludzmi? - spytała zaskoczona dziewczyna.
- Owszem, tylko w dużo bardziej zaawansowanym stadium rozwoju niż Ziemianie.
Wybacz, jeśli cię uraziłem. Wszystkie pojazdy, które tu widzisz, łącznie ze statkiem - bazą,
zostały wybudowane specjalnie do celów badawczych. Szczególnie interesuje nas Ziemia i wy,
jej mieszkańcy. Przykro mi, że nie pomyśleliśmy o skafandrze dla ciebie, ale właśnie te
mniejsze statki są dla nas tym, czym dla ludzi z Ziemi kosmiczne skafandry. Sama przed chwilą
boleśnie doświadczyłaś, że nie są one jednak dostatecznie bezpieczne dla istot takich jak ty.
Jesteście, jak się okazało, znacznie mniej odporni na wahania ciśnienia. My używamy
skafandrów tylko wówczas, gdy schodzimy na całkiem odmienne od naszej obce planety. Na
Ziemi możemy się bez nich obejść.
Lindis z rozdziawionymi z przejęcia ustami obserwowała rozgwieżdżone niebo. Naraz
wybuchła głośnym śmiechem, czym wszystkich wprawiła w zdumienie.
- Co się stało, co cię tak cieszy?
- Przypomniałam sobie, że za kilka godzin mam wieczorek u koleżanki, która mieszka
na tamtej małej planecie.
- Oj, chyba się mylisz, moja droga. Tamta planeta nazywa się Mars - wyjaśnił Lo.
- Jak to, przecież dopiero mi ją pokazywałeś i mówiłeś, że to Ziemia! - zawołała
oszołomiona Lindis.
- Poruszamy się z zawrotną prędkością - powiedział spokojnie Ari. - Specjalnie dla
ciebie nadłożyliśmy drogi i zatoczyliśmy półkole, by przelecieć blisko Wenus. To piękna
planeta i warto na nią popatrzeć. Taka okazja nieprędko się powtórzy. Przede wszystkim jednak
chcieliśmy uniknąć niebezpiecznego spotkania z deszczem meteorów. Nie rozumiem, dlaczego
nie mogę teraz połączyć się z bazą - dodał poirytowany.
- Czy macie może lusterko? - zapytała nieoczekiwanie Lindis.
Lo nie mógł opanować wesołości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl