[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeden z towarzyszów wiózł w ciężkiej walizce bibułę. Był wściekle głodny, więc na większej stacji
wyskoczył, by przegryzć cokolwiek w restauracji stacyjnej. Nieszczęście chciało, że pociąg z powodu
opóznienia stał na stacjach krócej, niż mu wypadało według rozkładu jazdy. Nasz towarzysz zagapił się
i opuścił porę wsiadania - pociąg ruszył bez niego, uwożąc walizkę z bibułą. Niedługo myśląc,
komiwojażer zadepeszował, by rzeczy jego zatrzymano do następnego pociągu. Opisał zewnętrzne
cechy walizki, miejsce, przez siebie zajmowane w wagonie, liczył więc na to, że mu wydadzą walizkę
bez kłopotu i protestu. Przed odjazdem otrzymał depeszę, że rzeczy jego zatrzymano o kilka stacyj
dalej i są u żandarma.
Uspokojony przybywa wreszcie na oznaczoną w depeszy stację i zwraca się do żandarma kolejowego,
żądając zwrotu swej walizki. %7łandarm pokazuje mu walizkę, którą nasz towarzysz uznał za swoją, lecz
oznajmia, że w takich wypadkach prawo mu nakazuje zażądać od pasażera opisu rzeczy, znajdujących
się w walizce, którą może wydać dopiero wówczas, gdy się przekona, że w istocie w walizce znajdują
się wskazane przez pasażera rzeczy.
Nasz towarzysz zaczął się śmiać z tych wywodów żandarma, dowodząc, że przecie nikt inny, jak
właściciel, nie depeszował o zatrzymanie walizki, i na dowód pokazał kwit urzędu telegraficznego.
%7łandarm jednak nie dawał się przekonać i nastawa!, by towarzysz wymienił rzeczy, znajdujące się w
walizce, i otworzył ją przy nim. Zakłopotanie biednego komiwojażera wzrastało. Zaczął niby szukać w
kieszeniach kluczyka od walizki, wymieniając nie istniejące wcale rzeczy. Tym czasem zbliżał się czas
odjazdu i wreszcie żandarmowi dokuczyło to oczekiwanie; zapisał więc tylko nazwisko i adres naszego
towarzysza - naturalnie, zmyślone - i oddal mu walizkę, nie otwierając jej wcale.
O innej przygodzie, z nieco bardziej tragicznym skutkiem, opowiadano mi niedawno. Towarzysz wiózł
odezwy z aresztowanej przed paru miesiącami drukarenki w Brześciu. Siadł do wagonu wieczorem, a że
przed tym parę nocy nie dosypiał w podróżach i znalazł odpowiednie miejsce, położył się na ławce i
wkrótce zasnął, zostawiwszy zawiniątko z odezwami na siatce dla bagażu ręcznego. Wypadkowo jakiś
kupiec, który miał jechać tym samym pociągiem i wniósł swój pakunek do wagonu, dla jakichś
powodów został na stacji. zapominając o swych rzeczach. Depeszował więc, by jego bagaż ręczny
zatrzymano.
Wskutek depeszy konduktorowie szukali zapomnianego pakunku w wagonach. Czy zawiniątko z
odezwami było zewnętrznie podobne do bagażu owego kupca, czy też, nie doszukawszy się właściciela
zawiniątka, bo nasz towarzysz spal w najlepsze, konduktor przypuszczał, że pakunek bez właściciela
jest poszukiwanym przez kupca bagażem - dosyć, że zawiniątko z odezwami zabrano i odesłano na
stację, oznaczoną przez kupca. Nasz towarzysz, gdy się obudził, odezw już nie znalazł i gorzko sobie
wyrzucał, że nie wziął zawiniątka pod głowę. Sądził, że rzeczy mu skradziono.
Wkrótce jednak okazało się, że z powodu tych odezw wynikła cała awantura. Kupiec zgłosił się na
stację po zapomniane rzeczy, lecz tam aresztowano go natychmiast - zawiniątko zwróciło uwagę
żandarma, który zrewidował zawartość bagażu i znalazł tam nielegalne druki. Biedny kupiec, jak mi
opowiadano, siedział parę tygodni w więzieniu, nim się cała sprawa wyjaśniła i znaleziono właściwe
rzeczy, zapomniane przez niego w wagonie. Rzeczywistego właściciela zawiniątka z odezwami -
towarzysza, który zasnął w wagonie - nie odszukano.
Do kłopotów komiwojażerskich należy też pomiędzy innymi staranie się o odpowiednie opakowanie
przewożonej bibuły. W jednym wypadku, gdy się. zajeżdża do domu inteligencko-burżuazyjnego,
trzeba mieć porządne, dobrze wyglądające walizki, sakwojaże itp. rzeczy. W innym, gdy się ma zajść
do proletariackiego mieszkanka, takie właśnie porządne podróżne nesesery zwracają niepotrzebnie
uwagę. Oprócz tego przewozi się bibułę w rozmaitych ilościach. Jak niepodobna wiezć dużo bibuły w
małym koszyku, tak zarówno unikać należy przewożenia niewielkiej ilości druków w dużych pudłach i
walizach.
Zdawałoby się, nic łatwiejszego! Dosyć jest mieć asortyment waliz, koszów, pasów rzemiennych, by
odpowiednio do potrzeby wybrać zeń należyte opakowanie. W istocie zaś nie tak łatwo to urządzić.
Zajeżdża, np., komiwojażer do przygotowanego ula niego mieszkania. Oprócz tego interesu ma on do
załatwienia jeszcze inne - musi się z tym lub owym towarzyszem zobaczyć w innym punkcie, musi zjeść
obiad, powinien się zastosować do warunków zajazdu, które to warunki często nie pozwalają na
odebranie natychmiastowe przywiezionej walizki albo na zjawianie się powtórne w mieszkaniu
zajazdowym. Nieraz z zajazdu bibuła nie może być wyekspediowaną do składu od razu, a komiwojażer
musi śpieszyć do pociągu, by zdążyć na następną randkę. I oto w rezultacie asortyment już jest
zepsuty, ta lub owa rzecz posiana", jak się mówi w technicznym języku komiwojażerów.
Takie wypadki zdarzają się na każdym kroku, a że wyjazdy z bibułą są częste, więc biedni
komiwojażerowie są w wiecznej pogoni za walizkami, koszykami, paskami. Pieniędzy często brak na
drogę lub jedzenie, więc kłopot jeszcze bardziej się zwiększa i komiwojażerowie często pożyczają u
tego lub owego znajomego odpowiednią walizkę lub koszyk i wówczas oprócz innych interesów,
leżących na ich głowie, powstaje nowy: odebranie i odwiezienie pożyczonej na czas pewien walizki.
W dodatku, jeśli sobie czytelnik przypomni to, com mówił o trzecim pasie pogranicznym, zrozumie, że
takie lub inne opakowanie bibuły ma swe znaczenie dla nadania pozorów odpowiednich wobec
zielonych, stojących na dworcach i stacjach kolejowych. Pod tym względem są brane pod uwagę
wszystkie właściwości danej walizki lub torebki podróżnej i specjalnie jest cenioną cecha, nie często się
spotykająca, - mianowicie pakowność, tj. możność umieszczania wielkiej ilości bibuły przy
zewnętrznych pozorach niedużej objętości. Jak wielką wagę przywiązują komiwojażerowie do swych
walizek i torebek, wnioskować można z pewnego uosabiania tych martwych rzeczy. W języku ich
walizki i torebki noszą nazwy "blondynek", "brunetek", "rudych facetek" - stosownie do koloru skóry,
która sianowi zewnętrzną stronę opakowania bibuły.
Wobec tego, że te szanowne "panie" zwykle ulegają zaprzepaszczeniu, czyli "posianiu" w zajazdach i
składach, toczy się o nie wieczna wojna pomiędzy komiwojażerami i towarzyszami lub towarzyszkami,
zarządzającymi powyższymi instytucjami. I oto do instrukcji, udzielanych sobie wzajemnie przez
komiwojażerów, wciskają się nowe szczegóły.
- A nie zapomnij pan - dodaje jeden z nich przed odjazdem drugiego - wyciągnąć z N. N. brunetkę, com
ją posiał ostatnim razem. Wspaniała facetka: lekka, jak anioł, a pakowna, jak studnia! Taka mi jej
szkoda, jakby mi rękę kto uciął. Te szelmy z zajazdu golowi ją nam zaprzepaścić na amen!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]