[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrażenie, że jest wszędzie.
- Gotowa? - wymamrotał, nie odejmując ust od jej warg.
- Tak - wyjąkała z trudem.
Wsunął się w nią mocnym, płynnym ruchem. Był duży, to już wiedziała, ale teraz, gdy miała go w
sobie, wydawał się jeszcze większy. Błogie westchnienie wydarło się z jej ust.
Wyrównał rytm i zanim spostrzegła się, co robi, dołączyła do niego, zgrywając swoje ruchy z jego
ruchami. Poruszała biodrami i wyginała ku niemu ciało, obejmując go mocno, gdy zbliżali się ku
naturalnemu zakończeniu.
Błogość narastała powoli, rozchodząc się od dołu, od styku ich ciał, aż intensywność doznań osiągnęła
takie ciśnienie, iż czuła, że zaraz wybuchnie. W chwilę potem rozkosz eksplodowała w jednym
płynnym wylewie, który przetoczył się przez całe jej ciało falami przyjemności, wypełniając ją od
czubka głowy do stóp. Poczuła, że Ross znieruchomiał w niej na moment, a potem zadygotał potężnie
i w finale zgłębiał ją raz po raz, aż do kompletnego wyczerpania.
Kiedy burza ucichła, zsunął się z niej, ale nie puścił,
168
KERRY CONNOR
tylko przyciągnął jej głowę do swojej piersi, otaczając ją ramieniem. Oboje ociekali potem, co
powinno być nieprzyjemne - cała ta lepka skóra - ale nie było.
Leciutko pocałował ją w szyję. Przez chwilę leżeli w ciszy, wyrównując oddechy, które mieszały się
ze sobą. Czuła bicie jego serca przy swoim; nasłuchiwała, jak ich rytm zwalnia w jednakowym
tempie.
- Nadal myślisz, że to był błąd? - zapytała. Poczuła, że się uśmiecha.
- Możliwe. Ale nie powiem, że tego żałuję.
- To może chciałbyś go powtórzyć?
Aóżko zadrżało od jego śmiechu i po raz pierwszy od roku na twarzy Kathleen zagościł promienny,
szczęśliwy uśmiech, gdy Ross ochoczo przewrócił ją na plecy i znów zaczął całować.
ROZDZIAA DWUNASTY
Dotyk matczynej dłoni na jej policzku był miękki i zaledwie musnął jej skórę, choć sama dłoń była
szorstka i pokryta odciskami po latach szorowania podłóg i sprzątania z pomocą najbardziej
zjadliwych środków czystości. Kathleen poddała się głaskaniu, pragnąc więcej, lecz dłoń już opadła,
jakby matka nie miała siły utrzymać jej w górze.
- Muszę na momencik przymknąć oczy - powiedziała, tłumiąc ziewnięcie. Opadła na fotel i omiotła
zmęczonym spojrzeniem niewielki salon.
- Jadłaś eoś?
- Tak. - Pytanie było znajome i odpowiedz niezmiennie ta sama.
Matka zawsze przychodziła po pracy kompletnie wyczerpana. Kathleen zawsze starała się coś
ugotować, aby oszczędzić jej dodatkowej roboty.
Powiesiła płaszcz mamy w przedpokoju i schyliła się, żeby zdjąć jej buty. Maura na wpół leżała w
fotelu z głową wspartą o zagłówek.
- Dobrze. Bardzo dobrze - mruknęła. - A Jimmy?
- Też jadł. - Nakarmiła go zaraz po przyprowadzeniu od opiekunki.
- Dzielna dziewczynka.
Drugi but upadł na podłogę tuż obok fotela. Kathleen zerknęła w górę i zobaczyła, że matka patrzy na
nią;
170
KERRY CONNOR
widok trzynastoletniej córki wywołał na jej twarzy smutek.
- Taka mała i taka dorosła. Zdrzemnę się chwilkę, dobrze? - powiedziała, choć obie wiedziały, że
pewnie prześpi całą noc przed telewizorem. - Zajmiesz się Jim-mym, prawda?
Kathleen wstała, wiedząc, że odpowiedz może być tylko jedna.
- Tak.
Oczy Maury zamknęły się same, zanim ją usłyszała. Zasypiając wymamrotała jeszcze głosem, w
którym zabrzmiała pewność.
- Wiem, że się nim zajmiesz. Jesteś dobrą dziewczynką. Zaopiekujesz się braciszkiem...
- Kathleen?
Otworzyła oczy i lekko uniosła głowę. Ross zaglądał jej w twarz z zatroskaną miną. W pokoju było
ciemno. Był środek nocy.
- Miałaś zły sen?
Pokręciła przecząco głową i wtuliła twarz w jego pierś.
- Nie. Po prostu sen.
Poczuła jego dłonie we włosach; palce łagodnie masowały jej skórę głowy. Zastanawiała się, czy robi
to tylko mimowolnie.
Po długiej chwili powiedziała cicho:
- Opowiedz mi o swojej chatce. Jest fajna? Ziewnął, zanim odpowiedział.
- Niezbyt. Tylko jedna izba. Odcięta od świata. Wokół pustka przez całe mile. Jest tam bardzo spo-
kojnie.
UCIECZKA W MROK
171
- Czy leży w lasach?
- W górach.
Wyobraznia natychmiast podsunęła Kathleen obraz tak żywy, jakby widziała go na własne oczy.
Plamy słońca na bujnym gąszczu zieleni, ciągnącej się we wszystkich kierunkach. Ośnieżone szczyty
wznoszące się w oddali. A pośrodku mały domek z belek i dym unoszący się z komina prosto w
błękitne niebo.
- To musi być raj.
- Jest...
- Chciałabym kiedyś ją zobaczyć. Już jej nie słyszał. Zasnął.
Ucieszyło ją to. Nie chciała, aby myślał, że jest wobec niej zobowiązany; nie chciała, aby czynił
obietnice, których ani nie oczekiwała, ani nie wierzyła, że ich dotrzyma. Zbyt długo już żyła z dnia na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]