[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Tak.
 Oto kilka arkuszy papieru i ołówek; to przyniosłem dla ciebie. Idąc stąd do Wąwozu
Tygrysa, zobaczysz u wejścia do lasu, wśród pierwszych drzew, niezbyt wielki kamień. Pod
tym kamieniem zostawiać ci będę instrukcje. Odpowiedzi, w razie potrzeby, będziesz kładł
pod tym samym kamieniem. Zrozumiałeś?
 Tak. Ale powiedz, senior, co to za postać spaceruje po dachu?
 Nie zauwa\yłem jej wcale. Ach, to Emma, córka hacjendera. Dotrzymam jej towarzystwa.
Czy chcesz jeszcze o coś spytać?
 Nie.
 Więc odejdz. Ale pamiętaj: je\eli jeszcze raz tak pokpicie sprawę jak dziś rano, rozejdą się
nasze drogi. ObejdÄ™ siÄ™ bez was. No, dobranoc.
Usłyszawszy te słowa, Sternau oddalił się po cichutku, wszedł znowu przez okno, zamknął je
za sobą i poszedł do swego pokoju. Wiedział teraz dosyć du\o. Przeczucie go nie omyliło:
rotmistrz był jego wrogiem. Jest na słu\bie u Corteja i spełnia jego polecenia. Ale czego ten
łotr chce od Emmy? Czy\by tylko \artował, \e chce jej dotrzymać towarzystwa? Muszę to
sprawdzić  postanowił.
Po chwili ujrzał rotmistrza wracającego przez bramę. Verdoja wszedł do sieni. Niebawem
dały się słyszeć ciche kroki po schodach. Po kilku minutach Sternau bezszelestnie otworzył
drzwi swego pokoju i zaczął się za nim skradać. Bez szmeru, na palcach, wolno dostał się na
pierwsze piętro, pózniej na drugie. Stamtąd prowadziła drabinka na dach. Wychodziło się
przez niedu\e drzwiczki. Były otwarte. Sternau wychylił przez nie głowę i ujrzał Emmę, obok
niej zaÅ› rotmistrza.
 Więc pani rzeczywiście chce mnie opuścić, seniorito?  pytał właśnie Verdoja.
 Muszę odejść  rzekła Emma, idąc ku drzwiom. Sternau zauwa\ył, \e rotmistrz mocno ją
ujął za rękę
i nie puszczał.
 Nie, nie, musi seniorita zostać!  zawołał.  Zostanie pani i wysłucha tego, co mam
opowiedzieć o mym szalonym sercu i o miłości ogromnej. Niech się pani nie opiera, to
daremne!
 Bardzo proszę, niech mnie senior puści  prosiła Emma, a w głosie jej słychać było lęk.
 Nie, nie puszczÄ™.
Próbował przyciągnąć ją ku sobie. Broniła się, lecz na pró\no, w końcu zawołała
zrozpaczona:
 Na Boga! Czy mam wzywać pomocy?! W mgnieniu oka wyrósł obok nich Sternau.
 Pomoc ju\ jest, seniorito. Je\eli senior Verdoja nie puści w tej chwili pani ręki, zrzucę go z
dachu.
 Ach, senior Sternau!  Emma odetchnęła z ulgą.  Niech mi pan pomo\e.
 Zaraz będzie po wszystkim, seniorito. Proszę puścić tę panią  zwrócił się do rotmistrza.
Verdoja nie usłuchał; Przeciwnie, jeszcze silniej objął Emmę ramieniem i krzyknął:
 Czego pan tu chce? Co to za rozkazy? Idz\e pan do wszystkich diabłów!
Ledwie wymówił te słowa, Sternau zadał mu straszliwy cios, od którego zwalił się jak kłoda.
Padając, niemal nie pociągnął za sobą Emmy. Sternau powiedział do niej:
 Chodzmy, seniorito, odprowadzę panią na dół.
 Mój Bo\e  skar\yła się, dr\ąc na całym ciele.  Nie uczyniłam przecie\ nic, co by go
mogło ośmielić do tej poufałości.
 Wiem o tym. Tacy ludzie jak on są zdolni do najpodlejszych czynów.
 Ze względu na obecność kawalerzystów mogłam spacerować tylko po dachu, teraz i tu nie
będę się czuła bezpieczna.
 Ale\, seniorito, pani potrzebuje powietrza. Nie dopuszczÄ™ do tego, aby pozbawiono paniÄ…
wieczornego spaceru. Moja w tym głowa. Odprowadził Emmę po schodach do pokoju
chorego i tam ją po\egnał, gdy\ chciała pozostać przy narzeczonym. Wróciwszy do swego
pokoju, uchylił lekko drzwi i czekał. Verdoja musiał tędy przechodzić. Po długiej chwili
usłyszał na korytarzu ciche kroki rotmistrza. Dopiero teraz mógł spokojnie poło\yć się do
łó\ka.
Nieprzyjemna przygoda tak wzburzyła i przeraziła Emmę, \e nie mogła zmru\yć oka w swym
hamaku/zawieszonym obok posłania chorego. Dręczyły ją cię\kie, męczące myśli. śołnierze
mieli jeszcze kilka dni pozostać w hacjendzie, rotmistrz więc nieraz będzie ją mógł
napastować. Czy zawsze znajdzie się tak dzielny obrońca? Na ojca zdać się nie mogła. Nie
był bohaterem i musiał się liczyć z półdzikimi \ołdakami, którzy gościli pod jego dachem. A
zresztą rola obrońcy była w obecnych warunkach wcale niełatwa, nawet niebezpieczna. W
jaki sposób tych kilku odwa\nych, dzielnych ludzi, przebywających w hacjendzie, miałoby
przeciwstawić się oddziałowi \ołnierzy, spośród których niemal ka\dy miał porachunki z
prawem? Na tych rozmyślaniach i obawach przeszła jej cała noc. Chory le\ał bez ruchu,
pogrą\ony w głębokim śnie. Spał jeszcze wtedy, gdy Karia weszła do pokoju, aby jak co rano
zapytać o jego zdrowie i pomówić z Emmą o sprawach gospodarskich.
 Jaką miał noc?  zapytała Indianka.
 Dobrą  odparła Emma.  Spał bez przerwy. Oby Bóg dał, by stan jego polepszał się jak
dotąd. Doktor Sternau powiedział mi, \e tylko gorączka i dalsze jej skutki mogą być
niebezpieczne. Dałam Antoniemu naszych ziół, stąd te\ gorączka nieco opadła.
 Więc o seniora Ungera nie trzeba się ju\ martwić. Ale za to ty mnie niepokoisz. Jesteś
blada i wyglądasz na zmęczoną. Wyczerpuje cię nocne czuwanie.
 Nie to jest przyczyną mojego złego wyglądu. Czuję się fatalnie z zupełnie innego powodu.
Nie chcąc budzić chorego, szeptem opowiedziała swą nocną przygodę. Karia słuchała z
najgłębszym współczuciem, po czym odwzajemniła się, Emmie, mówiąc o swym spotkaniu w
ogrodzie z porucznikiem Parderem. Ostatnie jej słowa usłyszał Sternau, który cicho wszedł do
pokoju, aby odwiedzić chorego, gdy tylko się obudzi.
 Więc spotkały panią podobne przykrości co senioritę Emmę?  zapytał Indiankę.
 Niestety tak  odparła.
 Z czyjej strony?
 Porucznik Pardero zatrzymał mnie w ogrodzie, a gdy uciekałam, wpadłam na rotmistrza,
który chciał mnie schwytać.
 Kanalie!
Powiedziawszy to jedno dosadne słowo, Sternau podszedł do śpiącego. Przyjrzawszy mu się
uwa\nie i sprawdziwszy jego tętno, skinął głową z zadowoleniem. Gdy się dowiedział, \e
chory spał przez całą noc bez przerwy, twarz rozjaśniła mu się jeszcze bardziej.
 Niechaj spokojnie śpi nadal  powiedział.  To mu najszybciej wróci zdrowie. Kiedy się
obudzi, będzie mógł zobaczyć swego brata.
PODWÓJNY POJEDYNEK
Rankiem Sternau wyszedł na jedno z pastwisk, dosiadł pierwszego z brzegu konia i wyruszył
na przeja\d\kę po okolicy. Kiedy wrócił ze spaceru, zostawił konia na pastwisku i udał się w
kierunku domu. Przy bramie spotkał porucznika Pardera. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl