[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gościa.
Z westchnieniem, i drżącym z obawy sercem, podeszła do drzwi i
chcąc nie chcąc,
zaprosiła Studziana do środka. Wskazała mu jednak stolik pod
oknem. Tutaj, mając
otwartą drogę ucieczki, czuła się bezpieczniejsza.
 Nie cieszy się pani na mój widok?  zagaił rozmowę, obcinając
zarumienioną ze
zmieszania dziewczynę spojrzeniem konesera.
Melania, owszem, zapadła mu w serce i pamięć, ale ta ślicznotka
też była niczego sobie.
No i młodsza od tamtej o ładnych parę latek. Może by tak stać się
nieco milszym dla tej
panny? Tomasz przywołał na twarz uśmiech, na który może
nabrałby mniej uważną
dziewczynę, ale nie Amelię, mającą w pamięci ich ostatnie
spotkanie.
 Wpadłem po drodze do Tucholi. Z przyjacielską wizytą. Całkiem
niezobowiązującą 
ciągnął, nie doczekawszy się odpowiedzi na swoje pytanie.  Co
dobrego słychać, panno
Amelio? Jak zdrowie?
Amelia wzruszyła ledwo zauważalnie ramionami.
Nie chciała być niegrzeczna. Wobec nikogo. Co to, to nie. Ale... to
indywiduum naprawdę
przyprawiało ją o dreszcze i odbierało mowę.
 Jeżeli pan pyta, czy przypomniałam sobie coś więcej, to niestety
nie  odparła cicho.
 Z utratą Melanii zaczynam się powoli godzić. Nie zmuszę nikogo
do miłości, a już tak
niewdzięcznej kobiety jak ona, na pewno nie.  Tu Amelia chciała
zaprotestować
w obronie siostry, ale nie pozwolił jej dojść do słowa i ciągnął,
zasłuchany we własny
monolog:  Melania mimo moich usilnych starań nigdy nie
odpowiedziała takim uczuciem,
jakim ją darzyłem. Odsyłała prezenty, odrzucała połączenia
telefoniczne, nie odpowiadała
na słowa uwielbienia i miłości...  Chyba kochał się sam w sobie, z
takim zachwytem
wsłuchiwał się we własny głos.
Amelia mogła tylko siedzieć bez słowa i czekać, aż tamten
skończy i sobie pójdzie.
 Mimo to miłość jest ślepa i głucha. Kochałem ją. Kochałem tę
niewdzięcznicę. Aż do
teraz...  powiedział to zupełnie innym tonem. Tonem, który
zmroził dziewczynę do
szpiku kości. I spojrzał na nią tak, że jeszcze bardziej się
przeraziła. Oczami zakochanego
w swej pani spaniela...
 Przepraszam, ale czeka mnie dzisiaj dużo pracy.  Amelia
poderwała się na równe
nogi, omal nie przewracając krzesła.  Muszę już iść.
Wypadła przed Kawiarenkę, mając nadzieję, że wyciągnie tym
mężczyznę na zewnątrz
 gdyby skierował się ku schodom na piętro, chyba zaczęłaby
krzyczeć  po czym stała
przed własnym domem, czując, jak serce omal nie wyskoczy jej z
piersi, i modląc się, by
Studzian wyszedł ze sklepiku, odjechał w siną dal i nigdy więcej
nie wrócił.
Kiedyś może wyda się jej ta sytuacja zabawna, może jeszcze
będą się z Ksenią i Tosią
śmiały z zakochanego Tomasza i panicznej rejterady jego nowej
wybranki, ale w tym
momencie była naprawdę przerażona.
On wreszcie podniósł się, urażony do żywego, zatrzymał się
naprzeciw dziewczyny,
mierząc ją zmrużonymi oczami, i wycedził:
 Takaś sama jak tamta, hrabianka Zamorska. Gardzisz ludzmi
pracy, co? Choćby cię
na rękach nosili i ptasim mleczkiem karmili...
 Ptasim mleczkiem można zadławić kogoś na śmierć  wpadła
mu w słowo Amelia. 
Nie mam panu nic więcej do powiedzenia. Następnym razem nie
będę zapraszać do
środka, tylko od razu wezwę policję.
 Takaś harda?  Zaśmiał się nieprzyjemnie, ale dziewczyna
wolała mimo wszystko mieć
w nim wroga niż wielbiciela.  %7łebyś na bruku przez tę hardość
nie wylądowała!
Wolę na bruku niż w grobie  pomyślała, ale nie odrzekła nic.  Po
prostu idz sobie stąd!
Lecz Studzian, jak to z pijawkami bywa, dorwawszy się do nowej
ofiary, nie zamierzał
tak szybko odpuszczać. Osobnikom jego pokroju było wszystko
jedno, kogo prześladują
i w jaki sposób: czy była to chora miłość, czy nienawiść, żywili się
uczuciami ofiary tak
samo chętnie i bezlitośnie...
 Może już teraz zadzwonię do Cichockiego, żeby zerwać umowę?
Chcesz tego,
ślicznotko?  Zrobił krok naprzód. Amelia stojąca na progu
Kawiarenki nie miała się
dokąd cofnąć. Oparła się tylko plecami o drzwi i wyciągnęła obie
ręce, by go z desperacją
odepchnąć.
 O, kogóż tu ja widzę?  rozległ się tubalny głos inspektora
Gromko, który właśnie
wyłonił się z bocznej uliczki.
Amelia mało nie rozpłakała się z nagłej ulgi.
Studzian spojrzał w stronę policjanta, powrócił wzrokiem do
pobladłej dziewczyny
i niechętnie dał krok w tył.
 I co porabiasz w naszym miasteczku, moje dziecko?  Inspektor
był już przy nim. 
Mówiłem, że będziemy pana informować, gdy tylko dowiemy się
czegoś więcej.
Tamten prychnął pogardliwie.
 Znając opieszałość policji...
 Policja nierychliwa, ale sprawiedliwa  przerwał mu starszy
człowiek, po czym
spojrzał na Amelię, której rumieńce powoli wracały na policzki. 
A cóż ty tak, moje
dziecko, wtulona w te drzwi? Nie powinnaś czasem
przygotowywać tych swoich babeczek
i pralinek? Dzień jak co dzień, nieprawdaż? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl