[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końcowe napisy, Marcus podziękował i poszedł do domu.
97
ROZDZIAA SZESNASTY
Will zaczął wkomponowywać wizyty Marcusa w codzienny rozkład dnia. Z pewnego
punktu widzenia nie było to trudne, gdyż z rozkładzie zostawało pełno dających się różnie
zagospodarować luk, ale z całą pewnością mógł je wypełnić czymś prostszym i łatwiejszym,
jak na przykład zakupy czy popołudniowe seanse filmowe. Trudność z Marcusem nie
polegała na tym, że zle się zachowywał, bo tak nie było, ani że trudno się z nim dogadać, bo
tak nie było, a wynikała z faktu, że często sprawiał takie wrażenie, że na chwilę tylko
zatrzymał się na tej planecie w drodze gdzie indziej, tam gdzie lepiej by pasował. Były
momenty, gdy całkowicie zatapiał się w swoich myślach, a po nich następowały chwile, kiedy
jakby dla zrównoważenia tamtych zalewał Willa nieprzerwanym ciągiem pytań.
Raz czy dwa Will uznał, że ma tego dość, i poszedł do kina czy na zakupy, ale
najczęściej o szesnastej piętnaście był w domu i czekał na dzwonek - czasami dlatego, że nie
chciało mu się wychodzić, albo dlatego, iż czuł, że jest coś Marcusowi winny. Czego miałby
być winny i z jakiej przyczyny, tego nie wiedział, widział jednak, że staje się na chwilę kimś
ważnym dla chłopaka. A ponieważ nie odgrywał takiej roli w życiu żadnej innej osoby, więc
nawet ewentualna uciążliwość tych wizyt nie mogła być zabójcza, aczkolwiek bywały
czasami irytujące i Will nie miałby nic przeciwko temu, żeby Marcus znalazł sobie wreszcie
jakiś inny ośrodek codziennych przedsięwzięć.
Za trzecimi czy czwartymi odwiedzinami spytał o Fionę i zaraz tego pożałował, gdyż
widać było wyraznie, że chłopak ma z tym problem. Trudno było się temu dziwić, ale Will nie
znalazł żadnych słów pociechy czy porady i zaklął tylko ze współczuciem, co może z uwagi
na wiek Marcusa nie było zachowaniem najodpowiedniejszym. Więcej już takiego błędu nie
popełni; kiedy Marcus sam będzie chciał porozmawiać o swojej matce, niedoszłej
samobójczyni, lepiej, by się zwrócił do Suzie czy jakiegoś psychologa, w każdym razie do
kogoś, kogo stać na coś więcej niż tylko obsceniczność.
Problem w tym, że Will całe życie spędził na unikaniu prawdziwych kłopotów. Koniec
końców był spadkobiercą człowieka, który napisał Mikołaja supersanki. Zwięty Mikołaj, w
98
którego istnienie stanowczo wątpiła większość dorosłych, Willowi zapewnił wszystko, czego
trzeba do jedzenia, picia, umeblowania się i - w ogóle - życia. Ktoś mógłby się posunąć do
twierdzenia, że poczucia realizmu nie miał w swoich genach. Lubił oglądać rzeczywiste
problemy w EastEnders czy w The Bili, lubił słuchać, gdy o rzeczywistych problemach
śpiewali Joe Strummer, Curtis Mayfield czy Kurt Cobain, ale jeszcze nigdy dotąd rzeczywisty
problem nie siadał naprzeciw niego na sofie. Cóż więc dziwnego, że podawszy herbatę i
ciastka, nie bardzo wiedział, co dalej.
Niekiedy podejmowali rozmowę na temat życia Marcusa, a krążyła ona wokół dwóch
nieszczęść: w szkole i w domu.
- Mój tata przestał pić kawę - nieoczekiwanie oznajmił Marcus za którymś razem, gdy
Will podjął temat szkodliwości kofeiny (jeden z tych tematów, jak sądził, którymi zajmowali
się ludzie bez innych zajęć).
Marcus tak dalece wydawał się tworem swojej matki, że Will nigdy dotąd nawet nie
pomyślał o jego ojcu.
- A co robi twój tata?
- Pracuje w opiece społecznej w Cambridge.
To by pasowało, pomyślał Will. Wszyscy ci ludzie pochodzą z jakiejś zupełnie innej
krainy, pełnej rzeczy, o których Will nie miał najmniejszego pojęcia i z których nie potrafiłby
zrobić użytku, jak terapia muzyczna, administrowanie domami, prowadzenie sklepów ze
zdrową żywnością czy księgarń z europejskimi powieściami pełnymi trudnych uczuć. To
mieszkańcy tej krainy spłodzili Marcusa.
- A co robi?
- Nie wiem, ale zarabia niedużo.
- Często się z nim widzisz?
- Dosyć. Co drugi tydzień na weekend. Ma dziewczynę, nazywa się Lindsey. Jest
fajna.
99
- Aha.
- Opowiedzieć ci coś więcej o nim?
- A chcesz?
- Tak. Bo w domu rzadko o nim rozmawiamy.
- Dobra. A o czym chcesz mówić?
- Nie wiem, co cię interesuje. Na przykład, jaki ma samochód i czy pali.
- A pali papierosy?
Willa już od pewnego czasu przestały dziwić nie całkiem tradycyjne formy rozmowy z
Marcusem.
- Nie! Rzucił! - powiedział chłopak z takim triumfem w głosie, jakby schwytał Willa
w jakąś pułapkę.
- O!
- Ale nie przyszło mu to łatwo.
- Ja myślę. Bardzo za nim tęsknisz?
- Jak to?
- Nie wiem, jak jeszcze inaczej to powiedzieć... Czy... czy ci go brak? Rozumiesz?
- A dlaczego miałoby mi go brakować?
- OK, czy chciałbyś się częściej z nim widywać?
- Nie.
- W porządku. Już rozumiem.
- Można jeszcze coli?
100
Will z początku nie zrozumiał, dlaczego w takim razie w ogóle pojawił się wątek ojca,
potem jednak pomyślał, że dobry jest każdy temat, który odrywał Marcusa od tego, co go
bezpośrednio trapiło. Zwycięstwo polegające na pokonaniu nałogu nie było własnym
osiągnięciem Marcusa, ale czym innym mógł się pochwalić w życiu tak pozbawionym
zwycięstw?
Will wprawdzie to rozumiał, zarazem jednak myślał, że to nie jego problem. On nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl