[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie było tu młyna, rolnicy sprzedają ziarno. Na codzienny
użytek mielą je w domowych żarnach. Domyśla się pan
chyba, jaka z tego jest mąka. Kto pragnie mieć lepszą,
kupuje w sklepie lub wiezie zboże na przemiał wiele mil
stąd. Może to pana zainteresuje?
 Dlaczego?  szczerze zdziwił się Bede.
 Bo to znakomita lokata kapitału. Pański woreczek
spoczywa bezpiecznie w naszym banku i może tam leżeć do
końca świata, lecz nie będzie procentował, nie przysporzy
żadnego zysku. Rozumie pan?
 Rozumiem  odparł Bede, który wiedział lepiej od
Marshalla, iż woreczek żwiru nigdy nie przysporzy mu
majątku.  Lecz co to ma wspólnego z młynem?
 Widzi pan, taka budowa to kosztowna rzecz. Harper
nie posiada tyle gotówki.
 Jak nie posiada, to na pewno pożyczy w waszym
banku.
 I tak, i nie. Gdyby miał godnego zaufania wspólnika,
udzielilibyśmy kredytu. Samego Harpera bardzo by to
obciążyło, mogłyby z tego wyniknąć kłopoty. Niech pan to
sobie rozważy. Oczywiście, ja do niczego nie namawiam. Po
prostu tak mi zaświtało w głowie.
Bede przestraszył się tej propozycji. Groziła nie prze-
widzianymi komplikacjami, mogącymi doprowadzić do
publicznego ujawnienia zawartości woreczka. To dopiero
byłby skandal! Odparł szybko:
 Nic się nie znam na młynarstwie, a poza tym nie
pragnę tak ostatecznie wiązać się z Goodyear.
 Jak pan uważa, drogi panie. Jak pan uważa. To była z
mej strony jedynie sugestia. Nie mówmy o tym
więcej. Wie pan... myślę o pani Harper, przypomina mi nieco
inną, równie dzielną kobietę, którą poznałem i o której
zadziwiających przygodach bardzo szczegółowo opowiadała
moja bliska krewna. Pana, jako amatora wędrówek, powinna
zainteresować historia jej życia. Ona również nie potrafiła
długo usiedzieć w jednym miejscu.
 Kobiety raczej są domatorkami  zauważył Bede 
nawet takie, które w młodych latach uciekają
z rodzicielskiego domu. Pózniej im to przechodzi.
 Całkowicie się z tym zgadzam. Moja znajoma była
dziwnym wyjątkiem.
 Widocznie należała do pewnej, nielicznej zresztą,
kategorii pań zjawiających się w co elegantszych saloonach,
zwłaszcza w okolicach, gdzie odkryto złoto. Lecz i takie
najczęściej kończą na małżeństwie.
 Wiem, wiem. Jednak ta, o której wspomniałem, była i
jest osobą jak najbardziej zasługującą na szacunek. Dbała aż
do przesady o swe dobre imię. Chce pan o niej posłuchać?
Godzina jeszcze wczesna...
 Chętnie.
 Wobec tego...  pomachał ręką kelnerowi krzą-
tającemu się w pobliżu.  Dwie podwójne whisky i dwie
flaszki wody. Ale nie tu. Niech pan przyśle chłopca do mego
pokoju i zapisze na rachunek.
 Oczywiście  skłonił się kelner.  Pana również na
rachunek  zwrócił się do Bedego.  Szef mi tak polecił.
 Doskonale.
Marshall podniósł się zza stołu.
 Zapraszam pana do siebie  powiedział.  Zbyt tu
gwarno i zbyt dużo dymu. Chodzmy.
Przecisnęli się przez rozbawiony, rozgadany tłum gości aż
ku schodom. Pusto tu było i półmroczno. Półmrok panował
w słabo oświetlonym korytarzu, zupełna ciemność w pokoju
Marshalla. Bede zatrzymał
się na progu, póki gospodarz nie zapalił naftowej lampy. W
smugach jej żółtego blasku dostrzegł wnętrze pokoju
blizniaczo podobne do tego, który sam zajmował. Różnica
polegała jedynie na dwu wielkich, obitych skórą fotelach.
Nie było ich w pokoju Bedego.
Proszę się rozgościć. Za chwilę chłopak przyniesie nam
wszystko co potrzebne dla miłego spędzenia wieczoru, a
tymczasem...
Marshall sięgnął do szufladki nocnego stolika i wydobył
brązowe drewniane pudełko. Otworzył i postawił przed
gościem.
 - Niech pan spróbuje. Uważam, że są niezłe. A może
pan nie pali cygar? Pali pan? To świetnie. Ja przepadam za
cygarami. Proszę nie obgryzać, tu leżą nożyczki, a tu
popielniczka.
Rozsiadł się w sąsiednim fotelu.
 Przyjemnie tak odpoczywać w ciszy. Ustawiczny gwar
bardzo mnie męczy, pewnie dlatego, że tyle godzin spędzam
w zatłoczonych wagonach. O ile przyjemniejszą musi być
podróż na końskim grzbiecie! Domyślam się, że pan ma
konia. Ja, niestety, nie mogę korzystać z takiego środka
lokomocji, podróż trwałaby
zbyt długo. Zresztą, kiepski ze mnie jezdziec.
Zapukano do drzwi, ukazał się chłopak z tacą, dwiema
szklankami i aż trzema butelkami.
 Ależ  zdenerwował się Marshall  prosiłem tylko o
dwie porcje, nie o całą butelkę.
 Szef kazał przynieść butelkę. Powiedział, że policzy
tylko za to, co zostanie wypite.
Księgowy roześmiał się cicho.
 Twój szef jest dobrym handlowcem. A teraz zmykaj!
Gdy drzwi się zamknęły, dodał:
 Harper przewiduje, że jak przyśle pełną butelkę, to
zwrócimy pustą. Chyba się zawiedzie, jak pan sądzi?
 Na pewno się zawiedzie. Nie lubię przesadzać z
alkoholem.
 Słuszny zwyczaj, kochany panie, lecz szklaneczka
whisky nikomu nie zaszkodzi. Dolać wody?
 Proszę.
Bede posmakował, kiwnął głową z aprobatą, sięgnął po
cygaro i zapalił.
 No i jak?
 Dawno takiego nie miałem w ustach  pochwalił.
 Kupuję w Topeka u znajomka  poinformował
Marshall.  Lecz nie o tym mieliśmy mówić, a o pewnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl