[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pułapka.
Dziewczynka machnęła wolną ręką.
No, przed nimi.
Pokręciłam głową.
Nie wiem, o czym mówisz. Kim jesteś?
Potrząsnęła głową, jakby w przypływie nagłej rozpaczy, a na jej twarzy odmalowało się cierpienie.
Nikim! Nie jestem już nikim&
Spojrzała na mnie spod drzwi i wybuchnęła śmiechem.
Nie powinnaś tu była przyjeżdżać odezwała się w końcu.
Nie znalazłam się tu z własnej woli. Byłam sierotą, a teraz jestem chyba Odmieńcem.
Dziewczynka zachichotała.
Ja nie byłam sierotą, ale jestem Odmieńcem. I to jakim. Znów parsknęła.
Nic z tego nie rozumiałam, więc wypuściłam swoje myśli. Dziewczynka miała na imię
Selmar, a jej umysł był w kompletnej rozsypce. Zniknęła większość połączeń w mózgu i niewiele z
tego, co zostało, było normalnego. A mimo to przez ułamek sekundy zobaczyłam resztkę kogoś, kogo
mogłabym polubić. Jednak bez względu na to, przez co przeszła i co wycierpiała ta dziewczynka,
właściwie już jej nie było. Zostały tylko urywki wspomnień. Jej umysł znajdował się na skraju obłędu.
Była od niego o włos. Nie dało się stwierdzić, przed czym mnie ostrzegała.
Zrobiło mi się jej żal.
W jej spojrzeniu odmalował się strach. Przeklinając własną głupotę, zorientowałam się, że dziewczyna
mnie wyczuła! Musiała być jedną z tych osób, które dysponują słabymi zdolnościami. Przewróciła
oczami i patrzyła na mnie przez chwilę z takim zdumieniem, jakby usiłowała sobie przypomnieć o czymś
niezwykle ważnym. Jednak zaraz potem powróciło mętne spojrzenie, a razem z nim żałosny lęk.
Przysięgam, że nic nie wiem szepnęła. Wpatrywałam się w nią ze zdumieniem.
Co ona wygaduje? Myślałam, że zacznie krzyczeć, ale zachowywała się tak, jakby sparaliżował ją
strach. Podniosłam się z łóżka i stanęłam na zimnej posadzce.
Selmar& zaczęłam ze współczuciem, ale moje ciche odezwanie przerwał nagle jakiś dziecinny
głos.
Selmar, dlaczego obudzenie jednej osoby zajmuje ci tyle czasu?
Głos był słodki i piskliwy, wysoki w tonacji i nieco płaczliwy. Nie było w nim nic przerażającego, a
jednak o ile to możliwe Selmar zbladła jeszcze bardziej i odwróciła się do chłopca, który stanął za
nią. Nie mógł mieć więcej niż jedenaście czy dwanaście lat. Był wiotki jak zdzbło trawy, miał delikatne
loczki, szczupłe, dziewczęce ramiona i duże, jasne oczy.
Zaciskał mocno usta ze złości. Pózniej dowiedziałam się, że miał na imię Ariel.
Odpowiedz! wrzasnął, a Selmar zachwiała się tak, jakby miała zaraz zemdleć.
Ja& ja nic nie zrobiłam& wybełkotała. To przez nią. Nie chciała się obudzić.
Chłopiec zazgrzytał zębami.
Za bardzo się guzdrasz stwierdził lodowatym tonem, jakby obwieszczał wyrok.
Widzę, że Madame będzie musiała uciąć sobie z tobą pogawędkę, a potem nasz pan być może znów cię
wezwie powiedział z okrutnym uśmiechem. Rozwścieczył mnie widok podłości, która pojawiła się na
jego pięknej twarzy.
Ale ona mówi prawdę. Nie mogłam się dobudzić, bo przyjechaliśmy wczoraj bardzo pózno
odezwałam się.
Chłopiec spojrzał na Selmar, która pokiwała żałośnie głową.
W takim razie znikaj ustąpił z nieprzyjemnym uśmiechem. Selmar odwróciła się bez słowa, a na
korytarzu rzuciła się do ucieczki, aż poniosło się echo jej niepewnych kroków.
Chłopiec zagryzł dolną wargę i odprowadził ją w zamyśleniu wzrokiem.
Co ci powiedziała? spytał, odwracając się do mnie.
Nic odpowiedziałam stanowczo. Jakim prawem mnie wypytywał?
Chłopak zmarszczył z rozdrażnieniem brwi.
Jesteś nowa. Niedługo się nauczysz, że tu jest inaczej. Sama się przekonasz stwierdził, zerkając
w kierunku, w którym oddaliła się Selmar. Ubieraj się. Za chwilę po ciebie przyjdę. Wyszedł i
zamknął za sobą drzwi.
Ze złością wygrzebałam z kufra przypadkowe sztuki odzieży i ubrałam się. W kamiennym budynku było
przerazliwie zimno. Ciekawe, czy słońce ogrzeje te mury, gdy w końcu wzejdzie? Z wściekłości zrobiło
mi się trochę cieplej. Jakim prawem ten dzieciak zachowywał się jak dozorca?!
Postanowiłam nie myśleć o nim więcej i rozejrzałam się po pokoju. Stwierdziłam, że zimą w
Obernewtyn musi być okropnie. Blade światło poranka wpadało niemrawo przez wysokie, wąskie okno,
przy którym nie było okiennic i przez otwór wlatywały bez przeszkód zimne podmuchy. Przyszło mi na
myśl, żeby wyjrzeć na dwór, byłam ciekawa, co zobaczę, ale do okna nie było właściwie dostępu było
długie, wąskie i zaczynało się powyżej mojej głowy, a kończyło pod sufitem. Wrzynało się głęboko w
stary kamień, a z zewnątrz było wąziutką szparką.
W środku rozszerzało się mocno, żeby wpuścić jak najwięcej światła.
Drzwi otworzyły się gwałtownie.
Idziemy warknął Ariel.
Zapanowałam nad rozdrażnieniem i pohamowałam nagły strach, że chce mnie zaprowadzić do
gospodarza Obernewtyn. Jaki musi być, skoro Selmar była tak przerażona na samo wspomnienie o nim?
Idąc korytarzem, zauważyłam dużo więcej niż poprzedniego wieczora. Uchwyty na świece, które
widziałam wcześniej, były metalowe i miały kształt głów gargulców o wściekłych ustach. Z ich
rozdziawionych gąb zwisał zastygły, zielonkawy wosk. Kimkolwiek był budowniczy Obernewtyn, nie
zależało mu na przytulnej atmosferze.
Zeszliśmy po schodach i poszliśmy dalej wąskim przejściem po drugiej stronie przedsionka.
Zabierasz mnie do dyrektora? chciałam wiedzieć.
Chłopiec nie odpowiedział. Doszliśmy właśnie do podwójnych drzwi. Nieco teatralnym gestem
otworzył jedno ze skrzydeł i moim oczom ukazała się kuchnia.
Było to długie, prostokątne pomieszczenie z dwoma dużymi zadaszeniami po bokach, pod którymi
ustawiono ławy i stoły na kozłach. Niemal całą ścianę na samym końcu zajmował przepastny kominek.
Nad nim znajdowała się olbrzymia półka zastawiona kamiennymi i żelaznymi naczyniami. Od spodu
podwieszone były najróżniejsze patelnie i rondelki. Nad paleniskiem wisiał wielki, osmalony kocioł, w
którym mieszała gigantycznych rozmiarów kobieta, idealnie pasująca do ogromnej kuchni.
Jej łokcie, mimo że zgięte, przypominały wielkie wędzone szynki, nogi zaś były ukryte pod suto
marszczoną spódnicą. Nad jej grubymi pośladkami trzymała się niepewnie sporych rozmiarów biała
kokarda, która podskakiwała przy każdym ruchu.
Buzujący ogień zagłuszył nasze wejście. Oderwałam wzrok od kucharki i zobaczyłam, że poza
drzwiami, którymi weszliśmy, było jeszcze kilka innych, a do tego mnóstwo szafek i ławek.
Na jednej z nich siedziała młoda dziewczyna. Obierała warzywa, które leżały obok niej w dwóch
kupkach obrane i nieobrane. Zauważyła nas i przyglądała mi się teraz zaskoczonym wzrokiem
ciemnych oczek zatopionych w masywnej twarzy. Nóż zawieszony nad ziemniakiem błysnął jasno.
Matka! wrzasnęła, wymachując ze wzburzeniem nożem, od którego odbiło się światło.
Potężne cielsko przy palenisku zatrzęsło się, po czym obróciło z zaskakującą gracją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]