[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odwróciła. - Więc chyba dobrze wiesz, że policja nie może czasem
ujawniać niektórych informacji dla dobra śledztwa. To przecież, do
cholery, całkiem normalne.
Wstał. Przekradł się do stołu i nalał sobie filiżankę kawy. Byli sami.
Cecilie udała się, jak wynikało z grafika, na mistrzostwa jakiegoś
niezrozumiałego sportu walki. Co będzie następne? Zawody w robieniu
zakupów?
Zledziła Davidsena wzrokiem, gdy wracał na swój fotel z filiżanką.
Gdyby miała granat, wyjęłaby zawleczkę i wcisnęła pod jego biurko.
- Skoro policja nie chciała ujawniać tych informacji, to jak to się stało,
że ty o tym wiesz? - zapytał. - Chyba nie umówiłaś się z nimi, że będziesz
oszukiwać czytelników?
To było bez sensu. Do niczego w ten sposób nie dojdą. Poza tym była
zła, bo musiała przyznać (oczywiście nie przed nim, ale przed sobą), że
częściowo miał rację. Trudno było zataić przed czytelnikami posiadaną
wiedzę, gdy było się dziennikarzem. Nawet jeśli robiło się to w dobrej
wierze. To mogło szybko obrócić się przeciwko niej - wrócić i uderzyć jak
bumerang. Dlaczego właściwie zgodziła się, żeby nie ujawniać tej historii?
Zastanawiała się nad tym, przewracając jakieś papiery na swoim biurku i
szukając odpowiedzi.
- Po prostu denerwowało mnie to - powiedziała cicho, właściwie do
siebie. - Benzyna, stos i cała reszta...
Nic nie odpowiedział. Przez moment patrzył na nią po czym sięgnął po
telefon i wybrał jakiś numer. Lar-ry King wrócił po reklamach na ekran ze
swoimi czerwonymi szelkami i blondynką. Zadzwonił jej telefon.
Poczekała chwilę. Miała nadzieję, że może aparat się zepsuje, zanim
spadnie na nią więcej nieszczęść. Ale sygnał nie ustępował, więc poddała
się i wstrzymała oddech.
- Wydawało mi się, że mieliśmy umowę - powiedział John Wagner i
słyszała w jego głosie, że ma już dość życia, a szczególnie jej.
Ten dzień nie należał do najszczęśliwszych. A miała na to taką
nadzieję. Liczyła choć na odrobinę szczęścia, na tyle ile można czuć, kiedy
ktoś porwał dziecko przyjaciółki. Szczęście. Delektowała się tym słowem,
kiedy już wróciła do domu o piątej. Może szczęście było to trochę za dużo
powiedziane, ale chociaż radość. Mogła przecież być radosna. Miała się z
czego cieszyć, mimo tych wszystkich wydarzeń. Uczucie ciepła w dole
brzucha (po spotkaniu z Bo) dawało jej radość. Szukała go.
Właściwie nie liczyła na nic więcej. Mały romans, to było jej
potrzebne. Tylko seks. Może w końcu nabierze dystansu, tak koniecznego
po rozwodzie. Nie było jej potrzebne pakowanie się w nowe kłopoty.
Efektem rozmowy z Wagnerem była wizyta na komendzie. Osobiście
go przeprosiła i wyjaśniła, co się stało. Face to face, jak to się teraz mówi.
-A więc, mówiąc pięknym językiem, zrobili cię w konia -
zawyrokował Wagner,
- To nie ja jestem naczelnym - próbowała się bronić Dicte.
Przez moment przyglądał się jej badawczo. W końcu wzruszył
ramionami, jakby miał już dość tej sprawy.
-To po prostu wszystko trochę skomplikuje, ale jakoś sobie poradzimy.
Zresztą najpilniejsza jest teraz sprawa Martina.
Siedzieli chwilę w ciszy.
- Coś nowego? - zapytała. Pokręcił z rezygnacją głową.
- Oprócz kompletu niezidentyfikowanych odcisków palców na
łóżeczku - nie. Możesz opowiedzieć mi trochę o swojej przyjaciółce?
- Idzie Marie? To raczej Anne jest teraz jej najbliższą przyjaciółką. Co
chciałbyś wiedzieć?
Wydawało jej się, że formułował to zdanie wiele razy, zanim je w
końcu powiedział na głos. Pochylił się w jej stronę i złapał jej spojrzenie.
Zauważyła, że pojawiło się w nim coś nowego, co wyrastało ponad
profesjonalizm. Chyba jakieś ciepło. Zastanawiała się przez chwilę, jakim
człowiekiem był w życiu prywatnym.
- Czy sądzisz, że jest szczęśliwa? Mam na myśli jej męża - zapytał.
Czy podejrzewał Theisa o uprowadzenie własnego dziecka i pozbycie
się go? A może miał jakiś inny powód? Nie odpowiedziała od razu. I nie
tak przekonywująco, jak zamierzała.
- Tak mi się wydaje. Ida Marie uznała, że będzie zadowolona, że
będzie im razem dobrze.
- Więc nie jest - podsumował i pokiwał głową z namysłem.
Znowu się pojawiło - pomyślała Dicte, stojąc w godzinach szczytu w
korku przy rondzie na Randersvej. Szczęście. Może to słowo było zbyt
ambitne. Nie pasowało za bardzo do dzisiejszych czasów. Nie pasowało
też do przeszłości, a przynajmniej nie jej. Każdy był sumą tego, co ze sobą
niósł. Mieszaniny radości i żalu. Tego, co sprawiało, że robiło się to, co się
robiło, że było się z facetem takim jak Theis lub romansowało się z
młodszym żonatym mężczyzną, wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie. %7łe
zostawiało się swoje dziecko w rzece czy porywało dziecko innej kobiety.
To wszystko było w środku, jak wypalony w mózgu kod kreskowy. I nie
wszystko było równie piękne. Nie wszystko szczęśliwe.
Może właśnie dlatego nie ujawniłam informacji o chuście - pomyślała,
dodając gazu, gdy samochody w korku zaczęły ruszać. To chyba trochę
zbyt proste uważać, że należała do kogoś z nich. Obcych. Jakby mieli
patent na barbarzyńskie zachowania, działanie w afekcie i rozpacz. Jakby
jako jedyni mogli stać przed wyborem, czy stracić siebie i zadowolić
innych, czy pozostać sobą i doznać wykluczenia. To była iluzja. Dicte była
ostatnią osobą, która chciała bronić aranżowane małżeństwa i
średniowieczne wyobrażenie o tym, że ciąża bez ślubu była śmiertelną
hańbą. Ale one istniały. Także wśród ludzi, których nikt na pierwszy rzut
oka nie nazwałby obcymi. A oni byli wszędzie. Ukrywali się w
normalnych rodzinach, w domkach jednorodzinnych i zwyczajnych
zawodach. Ci, którzy czuli, że są wybrani.
Dzisiaj mogę być szczęśliwa - pomyślała, skręcając w ulicę
Softenvejen. Miała piękne wspomnienia. Ciało Bo, dzwięki, zapachy i
uczucie, że czas nie istnieje. Zamiast tego czuła tęsknotę i dochodzące do
głosu tłumione uczucia, wywołujące mętlik w głowie. Co ona robi? Czego
właściwie chce?
Gdy weszła do domu, poczuła zapach pizzy i została przywitana przez
Svendsena. Rose wyszła do przedpokoju w fartuszku i z wypiekami na
twarzy.
- Cześć, mamo. Zciągaj buty, chodz i rozgość się. Weszła do środka.
Pociągnęła nosem.
- Mmm, skarbie, po prostu uratowałaś mi życie -powiedziała i poczuła,
że wezbrało w niej szczęście. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • projektlr.keep.pl