[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cóż... Może nie miałam strzelby, ale miałam wewnętrzne narzędzie . Zamknęłam oczy i
otworzyłam umysł.
Otoczył mnie ciemny mentalny gąszcz. Czerwień i czerń. Nienawiść.
Wycofałam się. Ale wróciłam, gdyż wiedziałam, że tylko własny dar zapewnia mi w tej chwili
ochronę. Przestałam się bronić przed napływem myśli zabójcy.
W moją głowę wpłynęły obrazy, od których ogarnęły mnie mdłości i przerażenie. Dawn prosi
kochanka, by ją bił, potem widzi, że mężczyzna bierze w ręce jedną z jej pończoch, rozciągają w
palcach, przygotowując się do zaciśnięcia jej wokół szyi właścicielki. Zaledwie przebłysk Maudette,
migający obraz jej nagiej i błagającej o litość. Jakaś kobieta, której nigdy wcześniej nie widziałam,
odwrócona do mnie gołymi plecami pokrytymi sińcami i śladami po uderzeniach. Wreszcie moja
babcia... moja babcia... w znajomej mi, naszej kuchni, rozgniewana, walczy o życie...
Sparaliżował mnie własny wstrząs na widok tych przerażających wizji. Czyje myśli
widziałam?!
Nagle zobaczyłam dzieci Arlene. Bawiły się na podłodze mojego salonu. Widziałam siebie,
chociaż nie byłam taka, jaką widuję siebie w lustrze. Miałam na szyi ogromne otwory po
ugryzieniach i byłam wyuzdana. Moją twarz szpecił chytry, lubieżny uśmieszek i poklepywałam sobie
wnętrze uda sugestywnym gestem.
Tak, znalazłam się w umyśle Rene Leniera! Tak mnie postrzegał Rene.
Był szalony.
Teraz wiedziałam, dlaczego nigdy nie udało mi się wyraznie odczytać jego myśli. Trzymał je w
sekretnej niszy, doskonale ukrywanym miejscu swojego umysłu, starannie oddzielonym od świadomej
jazni.
Teraz dostrzegał zarys za drzewem i zadawał sobie pytanie, czy jest to kształt kobiety.
Widział mnie!
Popędziłam na zachód, ku cmentarzowi. Nie słuchałam dłużej jego myśli, gdyż całkowicie się
skupiłam na biegu, na odpychaniu przeszkód w postaci gałęzi drzew, krzewów, przeskakiwaniu
leżących konarów oraz niewielkiego wąwozu, w którym zbierała się deszczówka. Miałam silne nogi,
gnałam więc szybko, wymachując rękoma. Mój oddech brzmiał jak dzwięk dud.
Wybiegłam z lasu i znalazłam się na cmentarzu. Najstarsza część cmentarzyska leżała dalej na
północ, bliżej domu Comptonów; tam znajdowały się najlepsze kryjówki. Pędziłam, przeskakując
nagrobki - nowoczesne, płaskie, niewiele wyrastające ponad ziemię, prostokątne płyty pamięci.
Przeskoczyłam także grób babci, pokryty świeżą, nieubitą jeszcze ziemią. Nie zdążyliśmy położyć
kamienia...
Zabójca babci biegł za mną. Obróciłam się - głupia - i spojrzałam, starając się ustalić, jak
blisko za mną znajduje się mężczyzna. W świetle księżyca zauważyłam rozczochraną głowę Rene,
który wyraznie mnie doganiał.
Pędziłam w dół, do łagodnej niecki, którą tworzył cmentarz, potem przyspieszyłam do sprintu,
gnając pod górę. Szukałam wzrokiem wystarczająco wysokiego nagrobka albo posągu, za którym
mogłabym się skryć przed Rene i po chwili schowałam się za wysoką, granitową kolumną
zwieńczoną krzyżem. Pozostałam tam nieruchoma, wręcz przyklejona do zimnego twardego kamienia.
Przycisnęłam rękę do ust, by zagłuszyć ewentualny szloch, a równocześnie zaczerpnąć oddechu w
płuca. Gdy się nieco uspokoiłam, zaczęłam się wsłuchiwać w umysł Rene. Jego myśli okazały się
jednak na tyle mało spójne, że dotarły do mnie tylko emocje: głównie wściekłość. Nagle wyłuskałam
jedną wyrazną myśl.
- Twoja siostra, Rene? - wrzasnęłam. - Twoja siostra Cindy nadal żyje?
- Ta suka! - odkrzyknął
W tej samej sekundzie wiedziałam, że jako pierwszą Rene zabił własną siostrę, tę, która lubiła
wampiry, do której podobno (według Arlene) wciąż od czasu do czasu jezdził. Rene zamordował
swoją siostrę Cindy, barmankę... udusił ją sznurkami jej różowo-białego fartuszka,, który miała na
sobie jako pracownica szpitalnego bufetu. A po śmierci ją zgwałcił! Jeśli mógł wtedy myśleć,
uważał pewnie, że Cindy upadła tak nisko, iż nie będzie miała nic przeciwko stosunkowi z własnym
bratem. W jego opinii osoba, która uprawia seks z wampirami, zasłużyła sobie na śmierć. Ze wstydu
Rene ukrył jej ciało. Inne kobiety nie były z nim związane krwią, bez wahania więc zostawiał ich
ciała w miejscu zbrodni.
Zostałam wessana w chore wnętrze Rene niczym gałązka wciągnięta w wir wodny. Aż się od
tego wszystkiego zatoczyłam. Gdy wróciłam do własnej głowy , odkryłam, że Rene mnie dopadł.
Uderzył mnie w twarz w całej siły, spodziewając się, że upadnę. Cios rozbił mi nos. Bolało tak
paskudnie, że o mało nie zemdlałam, na szczęście nie załamałam się. Zamachnęłam się i oddałam mu,
lecz z powodu braku doświadczenia moje uderzenie nie odniosło oczekiwanych skutków. Trafiłam
mężczyznę w żebra, on zaś odchrząknął i w następnej chwili mi się odwzajemnił.
Jego pięść roztrzaskała mi obojczyk. Ale nie upadłam.
Nie wiedział, jaka jestem silna. W świetle księżyca dostrzegłam szok na jego twarzy, gdy
walczyłam niczym lwica i dziękowałam za wampirzą krew, którą wypiłam. Myślałam o mojej
dzielnej babci i waliłam w napastnika, szarpałam go za uszy, usiłując trzasnąć jego głową w
granitową kolumnę. Rene wyrzucił ręce w górę i złapał moje przedramiona. Próbował mnie od siebie
odciągnąć i zmusić do poluznienia uścisku. W końcu mu się udało, choć, z jego spojrzenia
wywnioskowałam, że jest zaskoczony i czujniejszy. Spróbowałam go kopnąć, uprzedził jednak mój
ruch i zrobił unik. Gdy straciłam równowagę, pchnął mnie. Uderzyłam w ziemię ze straszliwym
odgłosem.
Wtedy Rene usiadł na mnie okrakiem. Zauważył, że w ferworze walki upuścił sznur. Teraz
trzymał moją szyję jedną ręką, drugą zaś usiłował wymacać sznur. Prawą dłoń miałam przyszpiloną,
ale lewa była wolna, więc go nią trzasnęłam, a pózniej dosłownie wczepiłam się w niego. Ignorował
mnie, zmuszony szukać więzów, gdyż była to część jego rytuału. Ja natomiast namacałam ręką
znajomy kształt.
Rene, nadal w ubraniu roboczym, miał przy pasie nóż. Jednym szarpnięciem odpięłam
pochewkę i wyciągnęłam z niej ostrze. Mój napastnik myślał akurat: Powinienem był go zdjąć... ,
kiedy zatopiłam nóż w miękkim ciele jego talii i pociągnęłam w górę. A potem go wyszarpnęłam.
Zabójca wrzasnął.
Zatoczył się i skręcił tułów w bok, próbując obiema rękoma zatamować tryskającą z rany krew.
Zerwałam się i wstałam, usiłując znalezć się w miarę daleko od człowieka, który okazał się
jeszcze gorszym potworem niż wampiry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]